sobota, 31 października 2015

# 15 #



       Powoli otworzyła oczy i ku swojemu zdziwieniu stwierdziła że jest w swojej sypialni. Chciała się podnieść ale dwie rzeczy jej to uniemożliwiały, potężny ból głowy i czyjaś dłoń przykrywająca jej własną. Powoli odwróciła głowę. Na fotelu przysuniętym do jej łóżka z przymkniętymi oczami siedział Draco. Nie była pewna czy spał. Przez chwilę patrzyła na niego nieprzytomnym wzrokiem usiłując przypomnieć sobie jak znalazła się w dormitorium. Jej wspomnienia kończyły się na ciemnej tafli jeziora w którą się wpatrywała. Ból nie pozwalał jej myśleć. Cóż musiała chyba usnąć, tylko jak dotarła do sypialni? Przecież nikt nie miał prawa jej znaleźć... 
         Delikatnie zaczęła wysuwać rękę. Nie chciała go obudzić, jeszcze nie była gotowa na konfrontację. Draco drgnął i poczuła jak ich palce się splatają. Gwałtownie odwróciła głowę i zasyczała z bólu. Jego reakcja była natychmiastowa. W jednej chwili siedział obok niej na łóżku.
     -  Hermiona? - wyszeptał - Co ci jest?
      -  Nic. - Chciała zabrzmieć stanowczo, ale jej głos był słaby - Idź sobie....
      - Zapomnij, dopóki się nie upewnię że nic ci nie jest, nie zamierzam się stąd ruszyć. Spójrz na mnie... -  delikatnie gładził ją po policzku. Nadal miała zamknięte oczy i odwróconą głowę.
       - Ciszej....  - wymamrotała. Zdziwił się bo mówił ton głośniej od szeptu. Obszedł łóżko żeby widzieć jej twarz.
       - Spójrz na mnie...- najciszej jak mógł poprosił ponownie. Dziewczyna powoli otworzyła oczy a jej usta wykrzywił grymas bólu. - Co cię boli?
        - Głowa... potwornie....
      Przywołał z biurka mały flakonik ze złotawym płynem i pomógł jej unieść głowę.
        - Wypij, wystarczy łyk.
        - Co to? nie znam....
        - Nie gadaj tylko pij, nic ci nie będzie, wypróbowałem na sobie.... Motta to zostawił.
        Niepewnie wzięła łyk mikstury. Przyjemne ciepło rozlało się jej po przełyku a ból prawie natychmiast zelżał..
       - Co z tym ma wspólnego David? I co ja tu robię? Uciekła wzrokiem przed lustrującymi jej twarz oczami Dracona.
       - Hmmm... śpisz? Bożek cię pomógł znaleźć. Gdyby nie on to chyba dziś mielibyśmy twój pogrzeb. Twój mózg się zbuntował i prawie wyłączył. Pamiętasz dlaczego? 
       - Nie chcę o....
       - Czy ja pytam o szczegóły? Pytam tylko czy pamiętasz....
       - Do pewnego momentu wszystko, ostatnie wspomnienie to jezioro, potem już nic...
       - Dzięki Merlinowi że twój wszystkowiedzący mózg nie ucierpiał... coś ty na siebie rzuciła?
        - Zaklęcie nienanoszalności, podobne do tego które chroni Hogwart tylko trochę słabsze.
        -  Granger ty szurnięta kretynko, mam ochotę cię udusić. Nigdy.Więcej.Nie.Znikaj., chyba że chcesz wyświadczyć przysługę mojemu staremu. - Nie myśląc co robi wtulił twarz w zagłębienie jej szyi.
        - O czym ty mówisz? I ZŁAŹ ZE MNIE DUPKU.
        - Nie, tu mi dobrze...(mmrrr) , to twoja kara za straszenie mnie. Prawie przez ciebie osiwiałem - szybko jednak usiadł z powrotem za sprawą pięści która wylądowała na jego żebrach.
        - Nie widać... zawsze byłeś siwy i  to nie jest powód żebyś się na mnie pokładał.
       - Cholera Granger, naprawdę napędziłaś mi stracha. Zaczęliśmy cię szukać zaraz jak przyszedł Diabeł. Oblecieliśmy cały zamek. Potem  Potter przyniósł tą mapę i stwierdził że cię nie ma w zamku, przestraszyłem się nie na żarty. Jak powiedzieliśmy McGonagall to zzieleniała. Co ci odbiło kretynko. - złapał ją za brodę i zmusił żeby na niego spojrzała.
       - Chciałam być sama... musiałam być sama... byłam tak wkurzona jak jeszcze nigdy dotąd....- westchnęła  - nie umiem tego opisać.
       - Ty nie umiesz? łał rewelacja , a na poważnie.... Zadajesz się z synem śmierciożercy który poprzysiągł mi zemstę, nie wiesz jaki mściwy jest mój ojciec, będzie tak długo szukał aż znajdzie, i co tu dużo mówić... jeśli się dowie o twojej roli w tym wszystkim raczej nie pogłaska cię po główce... czasem się zastanawiam czy zdawałaś sobie sprawę z tego, że ty też możesz stać się jego celem.... powinnaś się wycofać. 
        - Byłam tego w pełni świadoma Malfoy ....  i przepraszam.... nie wiem co mi się stało, ale nie byłam w stanie się opanować. 
         - Nie wiem co cię aż tak wkurzyło, ale jak w końcu dotarliśmy do ciebie wyglądałaś jakby ci ktoś wyssał mózg. Siedziałaś oparta o drzewo, pustym wzrokiem gapiłaś się przed siebie, a po policzkach ciekły ci łzy jak z kranu. Nie reagowałaś na nic. McGonagall chciała wysłać cię do Munga, bo pani Pomfrey nie wiedziała co ci jest. 
           - To jakim cudem.... - rozejrzała się po pokoju - praktycznie nic mi nie jest, już nawet głowa mnie nie boli.
          - To David, nie wiem jak i co zrobił, położył ci ręce na skroniach i zaczął szeptać jakieś zaklęcia. Zasnęłaś. Powiedział że nic ci nie będzie i że zdążyliśmy prawie w ostatniej chwili. Dał mi ten eliksir. Pomfrey chciała cię zabrać do skrzydła szpitalnego, ale bożek powiedział że jak się wyśpisz wszystko powinno być ok. Sam się zdziwiłem że odpuściła, wiesz jaka ona jest.
         - Ręce które leczą? - Zaśmiała się cicho.
         - W sumie tak to właśnie wyglądało. On używa jakiejś magii o której nigdy nie słyszałem. Najpierw kazał mi pokazać moje emocje, a potem tak po prostu pokazał ręką na drzewa nad jeziorem i powiedział że tam jesteś.
        - Wpuściłeś go do głowy kretynie?! 
        - No właśnie nie.... to było dziwne....stał za mną, położył mi rękę na ramieniu i kazał mi opuścić jakąś emocjonalną blokadę, którą ponoć oboje mamy nie do przebicia.... (wcześniej wymógł na Davidzie obietnicę że ten nie powie Hermionie o co tak naprawdę chodziło). Rozumiesz coś z tego?
       - Energia, emocje,uczucia... gdzieś o tym czytałam.... i jeszcze nie widziałam żeby używał różdżki...ciekawe...
      - Granger nic nie kombinuj  z myśleniem, bo znowu mózg ugotujesz....
      - Nie kombinuję, a teraz łaskawie spadaj, chcę się wykąpać i przebrać. Niedługo śniadanie. - spojrzała na zegarek. 
      - Wybierasz się gdzieś? 
      - A ty nie?
       - A i owszem .... do łóżka.... całą noc czuwałem.... i na fotelu nie śpi się najlepiej - ułożył się wygodnie obok niej.
      - Hmmm, nikt ci nie kazał, to po pierwsze, a po drugie.... to moje łóżko...
      - Wiem, ale do mojego za daleko... tu mi dobrze... i muszę pilnować żebyś znowu gdzieś  nie polazła... no nie gap się tak, polecenie McGonagall. A jak się uprzesz mam cię związać i zataszczyć do skrzydła szpitalnego. Poza tym co w tym dziwnego że leżysz ze swoim chłopakiem hę? - jego mina mówiła że się dobrze bawi.
      -Malfoy, czy ty się przypadkiem nie zapominasz? Zawsze wiedziałam że masz tupet, ale nie że jesteś aż tak ograniczony żeby mylić rzeczywistość z ....
      - Z fikcją.... tak się składa kochanie, że nie dajesz mi o tym zapomnieć.... ale fikcja nie musi być sztywna, może być przyjemna... - jak on lubił się z nią drażnić.
      - Czego ty chcesz Malfoy? I Nie Mów Do Mnie Kochanie! - wietrzyła jakiś podstęp, w końcu miała do czynienia ze Ślizgonem którego było na wiele stać.
      - Och skarbie.... niczego (ciebie?), Granger wrzuć po prostu trochę na luz i baw się tą całą sytuacją. Wlazłaś do mojego bagna, to nie psuj zabawy.
     - Dla ciebie to po prostu zabawa? Ratowanie ci tyłka to tylko zabawa? 
     - Myślałem bardziej o naszej fikcji... Jak inaczej to nazwać? Jak mamy być wiarygodni jeśli przy każdym dotyku, czy czułym słówku reagujesz jak spłoszony jednorożec skrzyżowany ze sklątką tylnowybuchową? - odwrócił się w jej stronę i podparł na ręce. 
    Drugą powoli skierował w kierunku jej twarzy. Odruchowo odchyliła głowę, nie cofnął jednak ręki.
     - Właśnie o tym mówię, muszę cię trochę oswoić, kobiety pragną mojego dotyku... i nie uciekają przed nim. 
      - Więc ja jestem wyjątkiem potwierdzającym tę regułę. I nie jestem zwierzątkiem żeby trzeba było mnie oswajać.
      - Wymiękasz Granger? - delikatnym ruchem zgarnął niesforny kosmyk włosów z jej policzka i uśmiechnął się zadziornie. Wiedział że właśnie rzucił jej wyzwanie i ciekaw był jej reakcji. 
       A niech cię Malfoy, zapłacisz mi z to... - pomyślała, ale podjęła grę. Jego szczupłe palce zatrzymały się na szyi dziewczyny.
      Powolnym ruchem kciuka zaczął wędrówkę po jej policzku. Nie przerywając pieszczoty kontynuował cichym, zmysłowym głosem.
       - Nic o mnie nie wiesz Granger, a ja naprawdę nie gryzę i potrafię być miły. - Położył głowę na swoim przedramieniu tak że prawie stykali się czołami. -  Powiem ci jednak w zaufaniu. Nie zrobię nic, na co nie dasz mi przyzwolenia, choć nie powiem że nie miałbym ochoty - sugestywnie spojrzał na jej usta - jestem tylko facetem, a ty pachniesz tak.... kusząco.... - Poczuł jak zadrżała gdy przeciągnął opuszkiem palca po konturze jej ust - Rozumiem że możesz nie mieć do mnie zaufania ale... - zawahał się na chwilę - Już nigdy cię nie skrzywdzę Granger i nie pozwolę na to nikomu innemu. - jeszcze przez chwilę wpatrywał się w jej zdziwione oczy, po czym zabrał rękę - więc kochana... po prostu wyluzuj.

       Co to miało być do cholery, w co on pogrywa - pomyślała. Powinna coś powiedzieć, jakoś zareagować, ale bała się wydobyć z siebie jakiegokolwiek dźwięku. Zaskoczył ją, to fakt, ale jego dotyk.... był taki miły? Delikatny? Inny, wręcz intymny, a głos zmysłowy i uwodzący  do tego stopnia że jeszcze teraz nie mogła zapanować nad emocjami. Nadal czuła jego oddech na swoich ustach, delikatne ciepło które przyprawiło ją o zawrót głowy. Nie do końca była pewna czy właściwie zrozumiała jego słowa.... Malfoy z nią flirtował? Nie... takiej myśli nie dopuszczała do siebie. Nie zamierzała dołączyć do jego haremu. Jednak uczucia jakie towarzyszyły tamtej chwili były dla niej nowe, zupełnie niezrozumiałe. Jego pieszczota wywołała burzę w jej ciele i umyśle. Nie miała dużego doświadczenia w tych sprawach, pierwsze nieśmiałe pocałunki z Wiktorem, ale wtedy była tak zestresowana, że myślała tylko o tym żeby się nie zbłaźnić,  no i Ron.... Żaden z jego pocałunków, czy też żadna z jego pieszczot nie wywołała w niej nigdy takich uczuć jak ten jeden zmysłowy dotyk Dracona.

      - Mowę ci odjęło Granger? - wyraźnie rozbawiony ponownie podniósł głowę i oparł ją na ręce. 
      - Chciałbyś...- zaczęła szukając słów riposty. Pukanie do drzwi wybawiło ją z konieczności odpowiedzi. Draco jęknął zawiedziony.
      - Czy zawsze ktoś musi pukać  w najciekawszych momentach, leż ja otworzę. - niechętnie podniósł się z łóżka i poszedł do drzwi. - Pani dyrektor? Dzień dobry.
      - Witaj chłopcze. Jak nasza uciekinierka?
      - Na tyle dobrze że ledwie powstrzymałem ją od wstania i wycieczki na zajęcia.
      - No tak, cała Hermiona. Zostaw nas na chwilę Draco, skrzaty zaraz przyniosą wam śniadanie i zwolniłam was dziś ze wszystkich zajęć. Oficjalnie jesteście w Mungu, więc nie rzucajcie się w oczy - Draco skinął głową i wyszedł z pokoju.
      Minerva McGonagall usiadła na fotelu na którym wcześniej czuwał Draco.
      - Jak się czujesz dziecko? - niczym zatroskana babcia pogłaskała Hermionę po ręce.
      - Zupełnie dobrze, niepotrzebnie pani odwołała nasze zajęcia. - Nie uśmiechał jej się cały dzień w towarzystwie Malfoy'a. 
       - Nie opowiadaj głupstw. Musisz się zregenerować. Straciłaś dużo energii. Tak niewiele brakowało dziecko...
       - Przepraszam pani Profesor, ja nie wiem co mi się stało, nie mogłam zapanować nad złością i emocjami... - McGonagall pokręciła głową.
       - Albus nie powinien wam nawet o tym mówić, a co dopiero sugerować takie rozwiązanie  - położyła nacisk na słowie sugerować.
        O ile Hermiona jeszcze łudziła się że jednak źle zinterpretowała wczorajszą rozmowę, to teraz miała stuprocentową pewność że nie będzie to spokojny rok, a ich życie zawiśnie na włosku.
          - Czyli my to MUSIMY zrobić? Ale dlaczego właśnie MY?
         - Dziecko.... nikt was nie zmusi, a ja na pewno tego nie zrobię. To musi być wasza i tylko wasza decyzja. Jednak jesteście dwójką idealnych kandydatów. Ty, urodzona w niemagicznej rodzinie, o potężnej mocy która nadal się rozwija, inteligencji i wiedzy przynajmniej na poziomie samej Roweny Ravenclaw. Draco, jest może słabszym czarodziejem od ciebie, ale tylko niewiele, za to jego czysta krew skażona była czarną magią nad którą potrafił zapanować i nie ulec jej.Jesteście z domów które symbolizują ogień i wodę.
      - Z tego co wiem to zasługa profesora Snape'a.
      - To zasługa Dracona, gdyby nie chciał się uwolnić nawet Severus nie byłby w stanie nic poradzić.
       - Ale ja? Tak jak powiedziałam wczoraj, jestem może trochę zdolniejsza....
       - Hermiono, zaklęcie które wczoraj na siebie rzuciłaś ja opanowałam gdy byłam dwukrotnie starsza niż ty. Jak przypuszczam rzucałaś je pierwszy raz?
        Hermiona wpatrywała się w McGonagall jakby właśnie zobaczyła ośmiogłowego smoka.
        - To niemożliwe, było zupełnie proste - wyszeptała.
        - Możliwe, możliwe, Filius nie mógł się pozbierać przez godzinę gdy mu o tym powiedziałam.
        - Profesor Dumbledore nie odpuści prawda?
        - Obawiam się że zza grobu ma więcej do powiedzenia niż za życia. Co prawda nie może używać magii, ale manipulować ludźmi nadal potrafi...
         - Co my mamy zrobić? Nie chcę umierać.... nie teraz gdy nie ma już Voldemorta, miało być tak pięknie.... czy to się nigdy nie skończy?
         - Nie chcę żebyś uważała że przyszłam cię tu przekonać, bo od początku byłam przeciwna temu pomysłowi i to się nie zmieni, ale osoba która za tym wszystkim stoi może być groźniejsza  od Voldemorta.  Najgorsze jest to, że nie wiadomo z kim mamy do czynienia. Ale musiał zacząć działać jeszcze przed śmiercią Voldemorta i Lucjusz może być z tym jakoś powiązany.
         - Malfoy wie? Ech, głupio pytam, oczywiście że wie...Pani profesor... niech mi pani pozwoli iść chociaż do biblioteki, zwariuję tu nic nie robiąc.
        - Obawiam się że raczej tam byś nie doszła.
        - Ale ja naprawdę dobrze się czuję... 
        - Nie bądź uparta Hermiono, przynajmniej do popołudnia pozostaniesz w łóżku, albo przeniosę cię do skrzydła szpitalnego, poza tym David powinien cię zobaczyć zanim wstaniesz.
        - David? Myślałam że to pani Pomfrey zajmuje się hmm chorymi? On tu nie jest przypadkiem prawda? Cały ten kurs to ściema?
       - Och nie Hermiono, kurs jest jak najbardziej prawdziwy, jednak David, no cóż.... Korzenie jego rodziny sięgaja do starożytności. Jego przodkowie mieli niezwykły dar uzdrawiania, wiedza przekazywana z pokolenia na pokolenie powoli znikła. Zaklęcia, przepisy mikstur, wszystko odeszło w zapomnienie. Jakieś trzysta lat temu znaleziono księgi pełne zaklęć i przepisów należące niegdyś do klanu Mottów. Nikt jednak nie potrafił ich używać. - Przerwała na chwilę, jakby zastanawiając się nad dalszymi słowami. - David był niezwykłym dzieckiem, jego magia ujawniła się w dniu jego pierwszych urodzin, co jest niezwykle rzadkie. Gdy miał trzy latka jego rodzice po prostu zniknęli a Greckie Ministerstwo Magii umieściło go w miejscu gdzie nie mógł używać werbalnej  magii. Ktoś bardzo nie chciał żeby rozwijał swoje umiejętności. Magia jednak nadal w nim była. Po pewnym czasie zaczął czuć i widzieć, nie tylko magię, ale też uczucia i  emocje otaczających go ludzi. Zauważył też że uczucia wyzwalają w nim możliwość czarowania bez używania różdżki. Podświadomie wiedział że nie powinien ujawniać swoich umiejętności. Do szesnastego roku życia udawał że nie ma nic wspólnego z magią. Dopiero wtedy dowiedział się że oskarżano go o zniknięcie rodziców, a pobyt w tym, nazwijmy to ośrodku miał dostarczyć na to dowodów.  Jednak gdy przez wszystkie te lata nie udało się takowych zdobyć oddano go pod opiekę pewnego czarodzieja, który miał go nadal monitorować. Dopiero wtedy dowiedział się o świecie magii, o tym że nie jest sam. Zamieszkali w domu należącym do Mottów. Był spragniony wiedzy, zupełnie jak ty moja droga. Po pewnym czasie odkrył że jego magia różni się od tej którą opisywano w księgach. Chciał zrozumieć, ciągle szukał odpowiedzi... aż natknął się na ukrytą komnatę w podziemiach domu. Była to swego rodzaju biblioteka, a w niej owe księgi które od lat były przechowywane w ministerstwie. Nie wiadomo jak się znalazły w domu Mottów. Domyślasz się że dotąd martwe zaklęcia, w ustach chłopca zaczęły działać. Przez dwa lata uczył się tego, co zawarte było w księgach. Jego opiekun zbytnio nie zwracał na nic uwagi wiec David mógł swobodnie rozwijać swoje umiejętności. Zaczął pomagać ludziom, najczęściej mugolom, którzy mieli go za cudotwórcę. Nie uszło to jednak uwadze tamtejszego ministerstwa. Zaczęli nagonkę na chłopaka, jego opiekuna uwięzili. Ten jednak zdążył zorganizować chłopakowi ucieczkę do swojego przyjaciela do Anglii. Jako że to jeden z naszych Niewymownych nie znam szczegółów... David zapewne przeszedł przez sito testów sprawdzających. W końcu uznano że nie stanowi zagrożenia. Nasze Ministerstwo wzięło go pod swoją opiekę, i wydaje mi się że był jednym z czynników które przyspieszyły uruchomienie tego projektu.
      Gdy wyszła sprawa z Narcyzą... . Cóż, dzięki niemu udało się opracować eliksir który powstrzymuje klątwę przed rozprzestrzenianiem się. Podsumowując, David znalazł się przypadkiem, ale w bardzo odpowiednim momencie. 
       - A ten Eliksir to też jego pomysł? To on nas w to wrobił?
       -  Nie Hermiono. Ale jego pomoc może okazać się zbawienna. Gdyby nie David... nawet nie chcę myśleć gdzie teraz byś była. Możecie się wiele od siebie nauczyć, dla niego nasza magia nadal jest tajemnicą, choć opanował już większość zaklęć, a ty... ooo właśnie, już widzę ten błysk w twoich oczach. Teraz odpoczywaj dziecko... i nie martw się na zapas. Ja już niestety muszę iść - McGonagall podniosła się z fotela i skierowała do drzwi - jakbyś miała jeszcze jakieś pytania wiesz gdzie mnie znaleźć. Twój kominek jest połączony z moim gabinetem. Ach, zapomniałabym, przypisałam skrzata do twojej komnaty.... Płomyku - rozległ się trzask charakterystyczny dla teleportacji.
      - Pani Dyrektor, Panienko Granger.... w czym Płomyk może być pomocny?
     - Podaj śniadanie dla dwóch osób, później podasz również obiad, i od dzisiaj tylko ty Płomyku masz wstęp do tej komnaty - powiedziała do skrzata McGonagall.
     - Płomyk jest dumny że może służyć Panience, to dla Płomyka wielkie wyróżnienie - skłonił się nisko - Płomyk zaraz wróci ze śniadaniem dla Panienki i Panicza Malfoy'a. - i zniknął.
      - Powiem Davidowi żeby zajrzał do ciebie po obiedzie. - Hermiona skinęła głową.
      - Dziękuje pani profesor i jeszcze raz przepraszam.... 

    McGonagall uśmiechnęła się tylko i wyszła z pokoju. Hermiona chciała wstać, ale jej nogi były dziwnie słabe, a w głowie zawirowało. Usiadła bezsilnie na łóżku. Usłyszała że drzwi się ponownie otwierają.
      - Malfoy, czy w twoim arystokratycznym wychowaniu zabrakło lekcji o pukaniu do drzwi? Mogłam się przebierać!  
      - Na to liczyłem.... gdzie się wybierasz? Miałaś  leżeć.
      - To się przeliczyłeś i nie mów mi co mam robić tatusiu. - Spróbowała ponownie się podnieść. Skutek był równie opłakany jak poprzednio. Draco usiadł obok niej i zaczął się śmiać.
     - A tobie co tak wesoło?
     - Nic, tylko uświadomiłem sobie że jesteś dziś ode mnie zależna i nie możesz uciec.
     - Ale śmieszne. Zawsze mogę użyć różdżki i cię wykopać z pokoju. Zamiast chichotać jak hiena mógłbyś mi pomóc? Muszę do łazienki...
      - Wszystko o czym zamarzy moja pani - Zanim się zorientowała trzymał ją na rękach.  
      Nie zważając na jej protesty zaniósł ją do łazienki, a potem z powrotem do łóżka. Podał śniadanie, a gdy zjedli ponownie położył się obok niej. Jednak dziewczyna nie oponowała, nie krzyczała i była nieobecna myślami.
      - Draco... co chciałeś powiedzieć...  w gabinecie McGonagall kiedy ci przerwałam? - jej duże orzechowe oczy wpatrywały się w niego z powagą, a głos lekko drżał.
      - Naprawdę chcesz o tym rozmawiać? Nie powinnaś się denerwować...
      - Nie chcę ... ale musimy o tym porozmawiać, im wcześniej tym lepiej...po za tym złość już mi przeszła.
      - McGonagall ... Po to tu przyszła? Żeby cię przekonać?
      - Nie, przyszła jedynie z troski o mnie, to ja zadałam jej kilka dodatkowych pytań. Odpowiedzi utwierdziły mnie w tym że właściwie odebrałam wczoraj podteksty zawarte w wypowiedziach Dumbledora.  
      - Wierzysz jej?
      - A ty ufasz Snape'owi?
  Przez chwilę trwali w milczeniu. Ich dłonie splotły się jakby na wzajem szukały pocieszenia i otuchy.
       - Co chciałeś wtedy powiedzieć Draco? ....          

           
        

9 komentarzy:

  1. Hej! Czytam twojego bloga od niedawna, przeczytałam od pierwszego rozdziału i okazał się....świetny. wszystko co opisujesz, w ogóle twoj styl pisania, wszystko od A do Z jest po prostu świetne. Każde słowo, każda linijka, każdy rozdział.
    CO do rozdziału: i znowu będę się powtarzać ŚWIETNY.
    Dobrze, że odnależli Hermionkę. Miłość Draco do niej....
    Nie wiem czemu , ale wydawało mi się że David będzie złą postacią, ale okazało się inaczej, i bardzo dobrze.
    Jeju, mam nadzieję, że miłość Hermi I Draco będzie się coraz bardziej rozwijać z każdym rozdziałem.
    Pozdrawiam i życzę dalszej weny :)
    Andrea Green

    Ps. Jakbyś miała czas to zapraszam do mnie:
    http://bella-draco-calkiem-nowy-swiat.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. -łał dziękuję, czuję się jak po dwóch tabliczkach czekolady na jedno posiedzenie:) Miło że się podoba, to motywuje do dalszego pisania,choć nie ukrywam czytałam dużo lepsze :) Cóż mam nadzieję ze nie zawiodę oczekiwan, pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Lubię twojego bloga

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział bardzo fajny fajnie się go czytało uwielbiam historie którą piszesz życzę dużo weny i zapraszam na nowy rozdział na zapraszam na nowy rozdział na http://my-secret-life-rose-weasley.blogspot.com/
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ojjj przydałaby się wena.... coś mnie mózg zablokowało i utknęłam w połowie następnego rozdziału.....wrrrr

    OdpowiedzUsuń
  6. Draco opiekuje się Hermioną uśmiech sam się ciśnie na usta ;)
    Mam nadzieję, że coś zdecydują

    OdpowiedzUsuń
  7. Ale romantycznie <3 Mam nadzieję, że Hermiona też go pokocha SZYBKO ;)

    OdpowiedzUsuń