poniedziałek, 23 listopada 2015

# 17 #

         
          Rozdział dedykowany tym nielicznym którzy dokarmiają mnie swoimi komentarzami :) Miłego czytania....

                                     ~~~~~~~~~~~~~~~~~


                 Ciche pyknięcie, dźwięk charakterystyczny dla aportacji spowodowało, że ciemna chmura ptaków chroniących się przed deszczem w koronach drzew niewielkiego zagajnika na obrzeżach miasteczka Cokeworth, wzbiła się w powietrze zakłócając spokój i ciszę niedzielnego popołudnia. 
            Hermiona i Draco rozejrzeli się niepewnie, próbując ustalić czy ich nagłe pojawienie się nie zostało przez nikogo zauważone. Ciemne chmury rozpościerające się ciężko nad całą okolicą i siąpiący  deszcz nie zachęcały jednak do spacerów, i w zasięgu swojego wzroku nie zauważyli żadnych oznak życia, oprócz wcześniej spłoszonych ptaków.
        Draco podał ramię dziewczynie i dla większego bezpieczeństwa rzucił na nich zaklęcie kameleona. W milczeniu zaczęli iść w kierunku najbliższych zabudowań.
       Chłopak nie do końca był pewien czy uda mu się odnaleźć dom swojego ojca chrzestnego, był tu zaledwie kilka razy, ostatnio przed rozpoczęciem nauki w Hogwarcie. Przez kilka minut krążyli po bliźniaczo do siebie podobnych ulicach, gdy w końcu Hermiona wskazała na tabliczkę z nazwą wskazującą ich cel. 
          Ani na chwilę nie tracąc czujności podeszli do domu otoczonego białym murowanym parkanem  z ciężką lekko zardzewiałą furtką, która w miejscu gdzie zazwyczaj znajdowała się klamka miała znak rodowy Prince'ów z kołatką w kształcie węża. Oboje przyłożyli różdżki do kołatki.  Wąż zasyczał: Witam w dworze Prince'ów, a furtka otworzyła się bezgłośnie.
         Hermiona spojrzała na swojego towarzysza.
        - Odziedziczyłeś Dwór Prince'ów? Myślałam że to mugolski dom ojca Snape'a. 
        - Sam jestem zdziwiony. Jeśli dobrze pamiętam z mojej ostatniej wizyty tutaj to był zwykły dom. Ojciec nigdy nie chciał tu przychodzić twierdząc, że to poniżej jego godności łazić po slamsach. Zawsze nabijał się z Severusa i jego zabezpieczeń. Hmm ciekawe... osłony bez problemu cię przepuściły.... Musiał dodać cię jeszcze za życia... uwierz że  na tym punkcie miał naprawdę świra. 
        Weszli do środka. Wnętrze w którym się znaleźli nijak nie kojarzyło się z wyobrażeniem nawet najskromniejszego dworu. Był to najzwyklejszy mugolski salon, który zapewne pełnił również funkcję biblioteki. Poza kominkiem, dwoma zniszczonymi fotelami małym stolikiem do kawy i starą kanapą, jedną ze ścian i część drugiej zajmowały regały z książkami, tak magicznymi jak i mugolskimi. Draco zapalił świece stojące na kominku i pokój zalał się migotliwym światłem. Na pierwszy rzut oka mogli stwierdzić że nikt dawno nie korzystał z tego pomieszczenia, wszystko pokrywała gruba warstwa kurzu. Nigdzie również nie było portretu Severusa, ani w samym salonie, ani w żadnej z czterech sypialni na piętrze. 
         - I co dalej? - zapytał Draco gdy ponownie znaleźli się w salonie.
         - Mnie się pytasz? Teraz to twój dom. - Hermiona rozglądała się po pomieszczeniu szukając jakiejkolwiek wskazówki. Na gzymsie kominka zauważyła wyrzeźbiony rodowy znak Prince'ów. Od niechcenia przejechała po nim palcem i odskoczyła lekko przestraszona gdy kominek zapłonął szmaragdowym płomieniem.
        - Wygląda na to że powinniśmy skorzystać z kominka - odwróciła się do Dracona stojącego za nią. - Przyłóż rękę do herbu. To musi być przejście dalej.
        - Jesteś pewna? - Chłopak niepewnie patrzył w zielone płomienie.
        - Nie... ale innej opcji nie widzę, to raczej nie przypomina dworu... nie uważasz? - Wskazała na  pomieszczenie.
        - Daj rękę, jeśli mamy  to zrobić to razem. -  Blondyn chwycił dłoń dziewczyny, a Hermiona roześmiała się widząc lekką panikę malującą się na jego twarzy, jednocześnie wciągając go do kominka. 
      Po chwili stali już w  przestronnym salonie, utrzymanym o dziwo w neutralnych kolorach kilku odcieni beżu. 
        Nad kominkiem wisiało olbrzymie godło rodowe, a z przeciwległej ściany, ze swojego portretu  przyglądał im się  Severus Snape.
        - Więc jednak miałem rację - niski, jedwabisty głos sprawił ze para młodych ludzi gwałtownie podskoczyła.
        - Na Merlina, Sever, musisz straszyć? - Prawie wrzasnął Draco patrząc z wyrzutem na portret. - W czym niby miałeś rację?
       - Dobry wieczór profesorze ..., również wolałabym nie zejść na zawał, gdzie my jesteśmy? - Hermiona lekko się uśmiechnęła żeby zamaskować swoją niepewność.
       - Nie mogłem się oprzeć, wybaczcie, trochę nudno tak wisieć, a dręczenie Albusa już mnie nie bawi. Panno Granger, Draco, witajcie w Dworze Prince'ów.
        - Tyle to już zdążyliśmy zauważyć, tylko nie za bardzo rozumiem. Myślałem że ten dwór został zniszczony lata temu, więc jak?
        - Proponowałbym wam usiąść, przywołać skrzatkę, nazywa się Kropka, poprosić o herbatę, albo co tam jeszcze chcecie, bo ta opowieść chwilę potrwa. - Severus z portretu w niczym nie przypominał wrednego dupka z lochów. Jego głos pozbawiony był sarkazmu, brzmiał niezwykle ciepło i sympatycznie, a po jego twarzy błąkał się subtelny uśmiech.
      - Profesorze, nie mamy raczej zbyt wiele czasu, więc może przejdźmy do konkretów. Chciałabym się dowiedzieć.....
      - Minerva wie gdzie jesteście, i dopóki nie wrócę na portret w Hogwarcie będzie wiedziała że nic wam nie grozi Panno Granger. Ponadto, to co mam do powiedzenia jest tak wielce nieprawdopodobne,  że nawet ja jestem nadal w szoku. Nie chciałbym wywołać u ciebie kolejnego załamania.... i jeśli pozwolisz zwracajmy się do siebie po imieniu, tak będzie łatwiej.... - Były Mistrz Eliksirów uśmiechnął się prawie czarująco, czym wywołał niemałą konsternację u obojga.
        - Skoro pan.... przepraszam, skoro sobie tego życzysz Severusie - odpowiedziała niepewnie dziewczyna gdy już udało jej się wyjść ze zdziwienia - chociaż nie ukrywam że to będzie trochę krępujące....myślę że z czasem się przyzwyczaję
         - Nie musisz niczego robić na siłę, Hermiono, to była tylko luźna propozycja. - Gryfonka lekko skinęła głową. 
         - Severus, przestań bajerować Granger, trzeba było robić to za życia, a nie teraz, i gadaj o co tu chodzi... - Draco czując się lekko pominięty ( czytaj:  zazdrosny) postanowił przypomnieć o swoim istnieniu.
        - No nie wiem, czy ktoś byłby zadowolony - Snape wymownie spojrzał na chrześniaka - gdybym bajerował Hermionę za swojego życia. Teraz przynajmniej jestem nieszkodliwy.... 
     Blondyn jedynie zacisnął zęby mając nadzieję  że Hermiona nie pojęła aluzji.
         - Panowie, ja tu jestem, możecie powiedzieć o czym wy na Merlina bredzicie? 
          - A lubię go trochę pomęczyć, a wracając do powodu naszego spotkania... pierwsze i najważniejsze, Albus o nim nie wie i ma się nie dowiedzieć, przynajmniej tak długo jak będzie to możliwe. - Severus zmienił temat. - Nie chcę żeby miał dodatkowe argumenty których mógłby użyć przeciwko wam.
        - Czy to ma związek z naszą ostatnią rozmową? A może to jej kontynuacja? Myślałam.... że chociaż pan jest po naszej stronie....- W głosie dziewczyny słychać było wyraźny zawód.
        - Jestem Hermiono, i nie po to was tu ściągnąłem, nie po to dołożyłem starań aby Albus nie wiedział o naszym spotkaniu, co wcale nie było łatwe, biorąc pod uwagę że rzadko opuszcza swój portret w Hogwarcie. Służyłem dwóm panom przez blisko dwadzieścia lat, byłem narzędziem w ich rękach i sam nie wiem który był okrutniejszy w dążeniu do swojego celu. Jesteście tu... cóż nie chciałbym abyście wpadli w pułapki emocjonalne zastawione przez Albusa. Decyzja jaką podejmiecie musi należeć tylko i wyłącznie do was, ale nie mogę również zaprzeczyć że to co mam do powiedzenia poniekąd wiąże się z  zaistniałą sytuacją.
       -  Mógłbyś wreszcie przejść do konkretów? Jakim cudem na galopujące centaury jesteśmy w Dworze Prince'ów który rzekomo nie istnieje? - Draco powoli zaczął tracić cierpliwość.
         - Spokojnie synu, uwierz  że byłem w podobnym szoku gdy odkryłem to przejście. Ale może zacznę  od początku. 
        - No nareszcie - westchnął Draco.
        Severus z portretu potarł lekko czoło u nasady nosa i wziął głęboki oddech (o ile portrety mogą oddychać).
        - Jak doskonale wiecie, wszystkie czarodziejskie rody mają swoje pilnie  strzeżone tajemnice i zaklęcia. Ten Dwór jak i wiele innych czarodziejskich Dworów jest nimi obłożony. Jednym z tych zaklęć jest zaklęcie dematerializacji lub jak wolicie ukrycia. Uaktywnia się gdy nie zostaje przy życiu żaden prawowity dziedzic. Uprzedzając wasze pytanie... Dwór ukrył się przede mną z dwóch powodów, pierwszym było moje przejście w młodości na ciemną stronę, drugim jak mniemam fakt, że dziedziczenie w Rodzie Prince'ów odbywa się w linii żeńskiej. Tak więc po śmierci mojej matki, a chwilę później moich dziadków, dwór samoistnie ukrył się chroniąc rodowe tajemnice. Możecie sobie wyobrazić moje zdziwienie, gdy po moim powrocie na jasną stronę i po śmierci mojego ojca, wróciłem do jego mugolskiego domu i odkryłem na kominku rodowy znak rodziny mojej matki. Pocżątkowo myślałem że umieściła go tam matka, abym pamiętał o swoich korzeniach, ale coś nie dawało mi spokoju. W tamtym okresie byłem bardzo podobny do ciebie Hermiono, głodny wiedzy, ciekawski. Herb rodowy, który pojawił się w moim mugolskim domu nie dawał mi spokoju. Zagłębiłem się w historię mojej magicznej rodziny, jednak poza znanymi sobie faktami nie odkryłem nic nowego, wszelkie ślady pochodzenia zacierały się gdzieś w średniowieczu. Gdy przygotowywałem się do egzaminów Mistrzowskich, wyjechałem na dwa miesiące do Grecji, do Mistrza Gregoriusa. Możecie sobie wyobrazić moje zdziwienie, gdy w jego domu a Atenach ujrzałem Herb Rodu z którego wywodziła się moja matka. Gregorius,widząc że gapię się w insygnia rodowe jak głodny hipogryf w stos fretek, bez słowa podał mi księgę, bardzo starą księgę. Gdy jej dotknąłem.... poczułem jak wypełnia mnie magia, ale zupełnie inna od tej która płynęła w moich żyłach. Trudno to  uczucie opisać słowami, czułem wewnętrzny spokój, moc i czystość, tak.... czystość. Dopiero kiedy otworzyłem księgę pojawił się napis.

         Staromagiczny Ród Prinkipas *

      Pomiędzy przygotowaniami do egzaminów mistrzowskich studiowałem historię moich przodków. Sam Gregorius, który jak się później okazało pochodził z tego rodu, był bardzo pomocny. Pokrótce.... Magowie z tego rodu od zarania zajmowali się magią życia. Używali tzw. magii pierwotnej, najczystszej postaci białej magii. Z niej dopiero wyodrębniła się biała  i  czarna magia. Zło było zawsze i od zarania próbowało zapanować nad dobrem. Tak się również stało z magami mojego rodu. 

         Jakieś dwa tysiące lat temu, pewien mroczny, bardzo potężny czarnoksiężnik Trofimus zapragnął zapanować nad magią życia. Upatrzył sobie moją przodkinię, ostatnią kobietę z dwóch linii rodowych Prinkipasów , Ermioni*... chciał ją pojąć za żonę. Uważał  że potomek zrodzony z pierwotnej i czarnej magii będzie mógł dostarczyć mu mocy o niewyobrażalnej sile. Ermioni jednak odrzuciła go i wyszła za niemagicznego Leonidasa. Jej magiczna moc sprawiła że stała się nietykalna dla Trofimusa. Ten nie mogąc pogodzić się z porażką przeklął ją. Nie mogąc pozbawić jej życia spowodował że nigdy już nie miała urodzić się córki. 
Magia życia i moc z nią związana nigdy więcej miała nie być przekazana następnemu pokoleniu.  Ermioni miała trzech synów, byli magami, ale nie potrafili władać magią pierwotną. Ród trwał, dzięki męskim genom, po jakimś czasie zaczęły nawet się rodzić dziewczynki z magiczna mocą białej magii, co pozwoliło na zachowanie dziedziczenia rodowego, ale magia pierwotna nie objawiła się na przestrzeni tysiącleci.
       Po głębszym przeanalizowaniu wszystkich dostępnych faktów doszliśmy z Gregoriusem do wniosku, że klątwa ciążąca na naszym rodzie musiała zostać przerwana, że musiała przyjść na świat potomkini Ermioni Prinkipas, bowiem mniej więcej w tym samym czasie  pojawił się znak rodowy w moim mugolskim domu jak i w domu Gregoriusa.
      Pozostało nam czekać i szukać znaków magii pierwotnej.
   Przez lata nic się nie działo, przez cały czas byłem w kontakcie z Gregoriusem, on również nie zauważył żadnych zmian. Straciliśmy już nadzieję, myśleliśmy że źle zinterpretowaliśmy pojawienie się znaków rodowych, nadal byliśmy w kropce..., aż do momentu pewnych zajęć OPCM - u, na początku waszego szóstego roku. Podczas ćwiczeń z odwracania uwagi i zaklęć niewerbalnych, poczułem tą samą czystą energię która przepełniła mnie po dotknięciu księgi Prinkipasów.....
       Zapadła cisza. Czarne oczy Severusa intensywnie wpatrywały się w brązowe oczy siedzącej przed portretem dziewczyny. Czekał na jej reakcję....



-------
*PRINKIPAS - fonetyczny zapis greckiego odpowiednika nazwiska Prince (πρίγκιπας)
* ERMIONI - lekko zmodyfikowany fonetyczny zapis greckiego tłumaczenia imienia Hermione (Ερμιόνη - fon.~Ermióni)
         

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
                
No dobra wiedźmy i wiedźminy .... a zwłaszcza te czytające po kryjomu...  czy zaczniecie w końcu dokarmiać moją wenę? czy też chcecie ją zagłodzić na śmierć? Liczba wejść nie jest może w szczególny sposób imponująca, ale powiększa się i rozkłada proporcjonalnie na wszystkie rozdziały... JESTEM GŁODNA WASZYCH OPINII... 
Wiem, długo czekaliście i rozdział troszkę krótkawy, ale czas jest ostatnio moim wrogiem wrrrr... i na razie niestety tak będzie... Postaram się dodać jeszcze jeden w tym miesiącu, choć obiecać nie mogę... pozdrawiam gorąco 
                                    
          
      
         
               



         

środa, 11 listopada 2015

# 16 #

    


   Obserwował leżącą obok dziewczynę z niepewnością. Jeśli powtórzy jej dokładnie co powiedział po jej wyjściu ... Hmm raczej się wścieknie i uzna że zaczął wprowadzać swoje słowa w życie. Zdecydowanie musi powiedzieć jej o swojej odmowie w bardziej oględny sposób. Cały czas zastanawiał się dlaczego zareagowała tak emocjonalnie że doprowadziła się do stanu katatonii. Hermiona zawsze reagowała dość impulsywnie, ale nigdy nie pozwoliła sobie na zlekceważenie któregokolwiek z profesorów. Nie  był ograniczony, był nawet na tyle inteligentny, żeby z całej tej rozmowy wysnuć jeden wniosek. To była propozycja nie do odrzucenia, a oni zostali wybrani do wykonania tego zadania.
      Nie zamierzał jednak nikomu nic ułatwiać, ba, wciąż tliła się w nim nikła nadzieja że uda mu się ich z tego wyciągnąć. 


                                                ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


 - Chciał pan coś powiedzieć panie Malfoy? - głos Dumbledora był zdecydowanie zbyt spokojny jak na brak szacunku okazany przed chwilą przez rozwścieczoną Gryfonkę.
       Spojrzał trochę zdezorientowany na portret Severusa. Nie raz widział tą minę kiedy ojciec chrzestny uczył go panowania nad emocjami. Zrozumiał. Nie może zdradzić się ani trochę że cokolwiek czuje do Hermiony.
       - Owszem panie profesorze, jeśli chodzi o mnie i mam mieć Granger na sumieniu, jakby było mało tego złego, co już zrobiłem w swoim życiu, to po wyjściu z tego gabinetu zdobędę Amortencję, uwiodę Granger i zaciągnę ją do łóżka. Przypuszczam że będzie miała z tego tytułu traumę do końca życia. Jednym słowem idź pan do diabła.
      Wizerunek Snape'a na portrecie ledwo mógł się powstrzymać od śmiechu, opanował się jednak szybko.
       - Draco, zważaj na słowa.
       - Ojcze chrzestny, z całym szacunkiem, sam powiedziałeś że szanse na powodzenie są nikłe. Ty najlepiej z nas wszystkich powinieneś wiedzieć jak to jest, gdy czarna magia dochodzi do głosu. Niby jak Granger, która nie ma o tym bladego pojęcia miałaby mnie z tego wyrwać, skoro tobie zajęło to miesiące? Jeśli jej się nie uda... wiesz co mnie czeka, wiesz że się nie zatrzymam. Już nawet nie chodzi o Granger,chociaż mam wobec niej dług wdzięczności, ja nie chcę już nikogo krzywdzić... nigdy. Moja matka ... nie chciałaby takiego poświecenia z mojej strony i dobrze pan o tym wie. - przeniósł wzrok na portret siwowłosego czarodzieja.
        - Panie Malfoy, pragnę panu przypomnieć, że gdyby nie poświęcenie Narcyzy, byłby pan w tej chwili w zupełnie innym miejscu, a także o tym że pański ojciec też ma z tym coś wspólnego. Musi pan zrozumieć, że gdybyśmy mieli inną opcje, to nie oczekiwalibyśmy takiego poświęcenia od was. W tej chwili nie znajdziemy bardziej odpowiedniej pary od was. Nie chcemy powtórki z Voldemorda prawda? Tym razem eliminacja niewygodnych i niechcących się podporządkować będzie przebiegała po cichu i podstępnie. Musimy mieć jakąś alternatywę. Ten eliksir nie tylko leczy,ale również chroni przed skutkami klątw. Mówisz chłopcze że nie chcesz krzywdzić.... jeśli nie spróbujecie... skutki mogą być opłakane. Pamiętaj że życie od zarania ludzkości cały czas splata się ze śmiercią, a naszym celem powinno być dążenie do tego aby przetrwać jak najdłużej. I nie chodzi mi o przetrwanie jednostek.... - głos Dumbledora nie był już łagodny.
       - Rozumiem ze właśnie dostaliśmy do przemyślenia propozycję nie do odrzucenia? Teraz już rozumiem dlaczego Granger tak się wściekła... niech pan nie liczy na to że w jakikolwiek sposób będę ją do tego nakłaniał. - Chciał jeszcze coś dodać, ale w tej chwili  rozległo się pukanie do drzwi. Do gabinetu wszedł Blaise i niepewnie stanął przy drzwiach.
       - Mam nadzieję ze weźmie sobie pan to wszystko do serca panie Malfoy, a teraz jest pan wolny.


                                        ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


           Właściwie jego odpowiedź i tak nie miała żadnego znaczenia. Pytanie powinno brzmieć inaczej, jeśli potrzebne były jakiekolwiek pytania. 
       - Posłałem starego Dropsa do diabła, ale to i tak niczego nie zmieniło prawda? - Chociaż mówił spokojnie i z pewną dozą jadu w jego wypowiedzi można usłyszeć było rezygnację - Wiesz, mam wrażenie jakby tylko dlatego mnie uniewinniono, a teraz przyszedł czas na spłatę długu. Rozumiem że mnie chcą zobaczyć w piekle, ale ciebie?... to jest popieprzone.... Nie zamierzam mu tego ułatwiać. Przecież jakiś namalowany starzec nie jest nas w stanie do niczego zmusić....
        - Zdziwiłbyś się Malfoy do czego jest zdolny... - wyszeptała. - Dla niego życie jednostki niewiele znaczy. Tak było ze Snape'm, z tobą, niektórymi członkami Zakonu, a nawet z Harrym, Ronem czy  mną. Byliśmy tylko pionkami na jego szachownicy.
       - O czym ty mówisz? Przecież Snape  był jego człowiekiem...
       - Owszem, był szpiegiem doskonałym, dzięki niemu wszyscy żyjemy, ale to on musiał zapłacić najwyższą cenę, poświęcić najwięcej z nas wszystkich i uwierz mi, nie miał wyboru. Dumbledore zaplanował swoją śmierć, i to Snape miał zakończyć jego żywot. Pozornie z troski o twoja duszę.... a tak naprawdę nie obchodziło go co zrobi z tobą Voldemort.  
       - Nadal nie za bardzo wiem o czym mówisz....
       - Draco, nie wiem jak wiele wiesz o życiu swojego ojca chrzestnego, mnie nie wypada o tym mówić przez sam szacunek jaki mam dla niego. Widziałam jego wspomnienia które zostawił Harry'emu, byłam tam gdy... gdy umierał. - Hermiona wzięła głęboki oddech. - Dumbledore to mistrz marionetek, jeśli ma plan to nie zawaha się dążyć po trupach do celu. Po dzisiejszej rozmowie z McGonagall utwierdziłam się w przekonaniu że ona jest tylko figurantką na stanowisku dyrektora. Oni nie powiedzieli nam wszystkiego, ale wyraźnie zasugerowali że raczej nie mamy innego wyjścia niż zrobić ten eliksir. W tym wszystkim uzdrowienie naszych rodziców miało być tylko wabikiem, zagraniem na naszych uczuciach. Tu musi chodzić o coś większego. 
        
        Draco zamknął oczy. Po głębszym zastanowieniu doszedł do wniosku że o prywatnym życiu Severusa wie naprawdę niewiele. Był mu przyjacielem i ojcem, pomagał i chronił, wychowywał i wprowadzał w życie, ale tak naprawdę nigdy nie mówił o sobie. O tym że jest członkiem Zakonu Feniksa i podwójnym szpiegiem dowiedział się na krótko przed ostatnia bitwą. Severus kazał mu zostać w zamku, i trzymać się blisko Potter'a. Miał pilnować tych dwóch przygłupów, Crabbe'a i Goyle'a, miał pomóc Potter'owi. Ufał Severusovi na tyle, żeby nie pytać dlaczego. Już go nigdy więcej nie zobaczył.
     Czy to możliwe że Granger wiedziała o jego ojcu chrzestnym więcej niż on? Zapragnął z nim porozmawiać, ale bez obecności Dumbledore'a.
       - Muszę się dostać na Spinner's End. - Bardziej do siebie niż do Hermiony wymamrotał sennym głosem.
       - Gdzie? - Nie dostała jednak odpowiedzi, chłopak zasnął...Przez kilka minut myślała o przewrotności losu i sytuacji w jakiej się znaleźli, o tym w jak absurdalny sposób tenże los splótł nici ich życia i poniekąd skazał ich na siebie, aby również zanurzyć się w objęcia Morfeusza.
  

         Kilka godzin później siedzieli  w salonie prefektów naczelnych usiłując nie powracać do porannej rozmowy, choć myśli obojga intensywnie krążyły wokół tematu. Hermiona właśnie miała przerwać gęstą jak najcięższa mgła ciszę, kiedy wejście z korytarza się otworzyło i dołączyli  do nich Jasmine, David i Harry. David rzucił przelotne spojrzenie na Hermionę skłonił się delikatnie, podał rękę Malfoy'owi i zapowiadając że za kilka minut wróci udał się do swojego pokoju.
       - Jak tam wagarowicze? - na pozór wesoło zapytał Harry  bardzo uważnie przyglądając się zamyślonej  Hermionie. - Jak się czujesz Hermiono?
       - Ech, na tyle dobrze na ile może być podczas umierania z nudów. Mam nadzieję że pomyślałeś Harry i porobiłeś nam notatki? Cześć wszystkim. - Zamyślonym głosem odpowiedziała dziewczyna i zrobiła Harry'emu miejsce na kanapie przysuwając się do "swojego chłopaka", który skrzętnie wykorzystał ten fakt zaborczo przygarniając ją do siebie.
      - Malfoy, padalcu.... - już miała w dosadniejszych słowach powiedzieć co sądzi o jego wszędobylskich łapach, gdy spostrzegła wwiercający się w nich wzrok australijki. Dokończyła więc słodko patrząc wprost na dziewczynę - Chyba masz branie kochanie. Może czas pokazać te jadowite kiełki mój wężyku? Dawno nie opróżniałeś ich z jadu.
       - Granger, wiesz ze moje podniebienie jest zbyt delikatne żebym kalał je byle czym, zdecydowanie wolę bardziej wysublimowane i unikatowe kąski. Mój jad jest zbyt cenny abym marnował go na tak łatwą i pospolitą zdobycz. - Z uwielbieniem spojrzał na Hermionę i sugestywnie zaczął głaskać ją po szyi. Łypnął okiem na Harry'ego, który zaczerwienił się ze złości wypływąjacej bardziej z spoufałości Dracona w stosunku do Hermiony niż bezczelności jego słów skierowanych do Jasmine - Jak myślisz Potter, czy nasza nowa koleżanka jest godna zastąpić naszą waleczną lwicę? 
         - Myślę że przeginasz Malfoy, to jest podłe...
         - Podłe? Po prostu podłe, podłe jak na mnie czy szaleńczo podłe? Znasz moje możliwości... - cień aroganckiego uśmiechu przemknął Draconowi po ustach. - Och, nie psuj nam zabawy.... 
        - Widzisz kochana - Hermiona zwróciła się słodko do dziewczyny, która nadal patrzyła na nią z nienawiścią - chciałam ci go podać na tacy, skoro aż tak cię interesuje, ale jak widać nie grasz w jego lidze.- Jej głos przybrał bardziej zdecydowaną, przepełnioną złośliwością barwę. - Więc jak następnym razem wbijesz te swoje przeźroczyste ślepia w mojego faceta, będzie to ostatnia rzecz jaką zobaczysz. Uwierz że to było tylko "po prostu" podłe z jego strony, a wiem co mówię.... a teraz pani wybaczy, ale mamy kilka spraw do omówienia.    
      Jasmine uśmiechnęła się tajemniczo i zniknęła za drzwiami swojego pokoju.
        - Hermiona ty się dobrze czujesz? - Harry patrzył na przyjaciółkę jakby widział ją pierwszy raz w życiu.
        - Już ci mówiłam, że strasznie się nudzę - dziewczyna wzruszyła ramionami i zdjęła obejmujące ją ramię Dracona - Malfoy z łaski swojej, przedstawienie skończone.
         - A to miała być rozrywka? Nawet ja się głupio czułem, a co dopiero ona.
         - Przesadzasz Potter, ta flądra działa mi na nerwy, jest jakaś dziwna...-Draco z właściwą sobie ignorancją popatrzył na Harry'ego -  Powiedz lepiej co nowego.
        - W sumie nic, tylko Wott dziwnie interesował się waszą nieobecnością. Dopiero jak McGonagall weszła na lekcję i powiedziała że stan twojej matki wymagał twojej obecności w Mungu, a Hermiona miała zaplanowane badania przestał dociekać... Właściwie to co ci się wczoraj stało? Jak cię znaleźliśmy... wyglądałaś strasznie i dlaczego nie było cię na mapie?
      Hermiona uprzytomniła sobie że jeszcze nie miała okazji spotkać się z nowym opiekunem Domu Lwa. 
        - Tak naprawdę to sama nie wiem nic ponadto, że się wkurzyłam jak nigdy wcześniej, potem miałam mętlik w głowie i dalej już nie  pamiętam... 
        - A mapa? Nie możesz tak znikać... jak ci się udało?
        - Takie jedno zaklęcie... Harry... nie pytaj proszę co mnie tak wkurzyło... Dumbledore ma pewną teorię, zakazał....
        - Wam o tym mówić.... skąd ja to znam.... ale on przecież nie żyje.... to jak?
        - Nie wiem, to skomplikowane... Wielu rzeczy jeszcze nie rozumiem.... - Harry spojrzał z troską na przyjaciółkę. Znał ją wystarczająco dobrze by wiedzieć że coś ją trapi. Musiał zadowolić się jej odpowiedzią, przynajmniej na razie.
         - Wiesz że możesz na mnie zawsze liczyć....
         - Wiem Harry i dziękuję - przerwała Hermiona chcąc uciąć niewygodną rozmowę - ale to dotyczy bezpośrednio tylko Malfoy'a i mnie, sami musimy się uporać z tym problemem, wybacz ale nie możemy powiedzieć nic więcej.

         Harry zapewne drążyłby dalej temat, gdyby nie pojawienie się Davida.
      - Chyba nie należysz do najbardziej zdyscyplinowanych pacjentek Hermiono? Miałaś odpoczywać.... - zapytał podchodząc do nich z nutą rozbawienia w głosie. 
      - I odpoczywała mając najlepszą opiekę - dość łagodna odpowiedź  Draco nieco zaskoczyła dziewczynę. Jeszcze wczoraj warczał na Davida przy każdej nadarzającej okazji, a teraz był prawie jak miś spolegliwy. - Musiałem ją prawie przywiązać do siebie żeby nie zwiała. 
       - Zachowywałeś się jak nadopiekuńcza kwoka, ale dziękuję wam wszystkim.  - Zawstydzona zaczęła podziwiać swoje kolana.
       - Pozwolisz? - David zwrócił się do Malfoy'a, który jedynie skinął głową i podniósł się z kanapy. Gryfonka odprowadziła go wzrokiem próbując zwietrzyć jakiś podstęp  Dracona, ale nawet cień złośliwości nie przebiegł przez jego twarz.
       -  Jak się czujesz? - Motta siadając obok dziewczyny zajrzał jej głęboko w oczy - Ból głowy już minął?
       - Tak, ten eliksir był niesamowity, miałam tylko rano problemy z chodzeniem... 
       - A teraz?
       - Teraz nie wiem, bo ten kretyn za bardzo przejął się swoją rolą.
       - Kobiety... Nosisz je na rękach a one narzekają ...
       - Pytanie czy chcą być noszone na rękach Malfoy, możesz się zamknąć? 
        - Chcą,chcą tylko niektóre się do tego nie przyznają - Draco burknął pod nosem, a gdy napotkał wściekły wzrok Hermiony w geście poddania się podniósł ręce - Dobra,  już nic nie mówię...
       David przysłuchując się tej wymianie uprzejmości niemal współczuł blondynowi, zastanawiał się jednocześnie nad zaburzoną motoryką dziewczyny. Miał nadzieję że wydarzenia poprzedniego dnia nie wyrządziły aż tak rozległych szkód w jej mózgu aby nie mogła chodzić. Ryzyko, choć niewielkie, jednak istniało.
      - Muszę cię dotknąć, ale nie chciałbym stracić zębów - Hermiona w odpowiedzi skinęła głową. 
       - Odpręż się i staraj nie myśleć o niczym - ciepłym głosem wydawał instrukcję przykładając dłonie do jej skroni - nie bój się, twój mózg interesuje mnie tylko od strony medycznej, muszę sprawdzić co powoduje problem z chodzeniem - chwilę odczekał aż dziewczyna wyrówna oddech i zaczął szeptać inkantancje nieznanych jej zaklęć.

      Hermiona  czuła się niepewnie gdy David jej dotknął, jednak jego aksamitny głos powoli pozwolił jej na odprężenie. Zamknęła oczy by po chwili pływać wśród chmur. Z pierwszymi słowami zaklęcia poczuła jak jego magia przenika do jej głowy. Uczucie było niesamowite, zupełnie jakby jakaś niewidzialna ręka głaskała ją delikatnie wewnątrz głowy. Poczuła niewyobrażalny spokój, który powoli przepełniał jej ciało. Wszystkie troski i problemy odpłynęły w niebyt. Krzyknęła zaskoczona kiedy David zabrał ręce.
     - Jak? jak to zrobiłeś bez różdżki? Nigdy jeszcze tak intensywnie nie czułam magii, nawet swojej....
     - Dla mnie to normalne, ale myślę że ty też byś potrafiła, używasz tylko niewielkiej części swoich umiejętności ... Draco w pociągu miał rację a nawet więcej niż rację. Znaleźć się na końcu twojej różdżki  już teraz jest niebezpieczne, ale w momencie gdy twoja magia będzie w pełni uwolniona, to będzie dla twojego przeciwnika samobójstwo albo zbawienie. Na pewno nie masz przodków pochodzących od starożytnych magów?
      - Dlaczego od wczoraj nie słyszę nic innego? Wczoraj Dumbledore, dziś McGonagall, a teraz jeszcze ty... zaczyna mnie to męczyć. Też należysz do spisku Dumbledora?
    
    David spojrzał na Harry'ego. Zdezorientowany i zaskoczony wyraz twarzy Wybrańca wskazywał na to że nie był wprowadzony w sprawę. 
      - Chętnie posłuchałbym o tym spisku - uśmiechnął się niewinnie - ale mam umówione spotkanie z Madame Pomfrey, więc jeśli będziesz chciała wrócimy do tematu innym razem. Z przykrością  muszę stwierdzić że dziś jeszcze nie powinnaś wstawać. - Nie do końca to było prawdą, nie znalazł bowiem w stanie dziewczyny nic niepokojącego, był to jedynie ukłon w stronę Dracona. Chciał dać chłopakowi jeszcze kilka godzin tylko dla nich. - Nie patrz tak, nic poważnego się nie dzieje, potrzebujesz jeszcze tylko trochę odpoczynku. Przed spaniem weź jeszcze raz eliksir, jutro będziesz jak nowo narodzona. Ale dziś pozwól się jeszcze trochę porozpieszczać i ponosić na rękach. I żadnych książek... Wybaczcie ale muszę już iść.
       
      Wstając skłonił się lekko, a przechodząc obok Draco posłał mu porozumiewawcze spojrzenie. 
      - Wiem że to nie będzie łatwe ale dbaj o swoją panią.
      - Tylko się nie zdziw jak jutro znajdziesz mojego trupa - Malfoy udawał poirytowanego. Zrozumiał że uziemił Hermionę dla niego. - ale zrobię wszystko żeby nie postawiła stopy na podłodze. Hermionie zdecydowanie coś nie pasowało w tak nagłej zmianie nastawienia Dracona w relacjach z przystojnym Grekiem. Postanowiła na razie nie drążyć tematu, ale na pewno nie pozostawić go bez echa.

     Harry siedział skonsternowany nie rozumiejąc co się wokół niego dzieje. Tajemnica jaką skrywali Hermiona i Draco nie podobała mu się. I kim był do cholery ten Grek, o czym oni mówili i dlaczego nie chcieli rozmawiać przy nim? Po tym co razem przeszli czuł się wystawiony poza nawias.
 Wiedział  że wyciągnięcie czegokolwiek z Hermiony będzie graniczyło z cudem, postanowił jednak jeszcze raz spróbować.
        - Co on ci zrobił?  Jesteś jakaś dziwna... i o czym do diabła on mówił? Tak łatwo mu zaufaliście? 
        - Potter nie drąż, przynajmniej na razie.... - zaczął Draco kiedy przejście się otworzyło, a do salonu weszła profesor McGonagall a zaraz za nią Minister Magii.
        
        - Jak się czujesz moja droga? - po raz kolejny tego dnia padło pytanie które  zaczęło już przyprawiać Hermionę o wściekłość.
        - Dobrze pani profesor, jednak dziś jeszcze mam nie wstawać, czy coś się stało? Czemu zawdzięczamy tak niespodziewaną wizytę Panie Ministrze?
        - Och, nic strasznego Panno Granger, mam sprawę do Pana Malfoy'a. - Minister uśmiechnął się ciepło do dziewczyny, a zwracając się w stronę Harry'ego poprosił - Harry nie chciałbym cię urazić ale wolałbym porozmawiać z panem Malfoy'em i panną Granger na osobności.
        - Jeśli  chodzi o bezpieczeństwo Malfoy'a to przecież... 
       - Panie Potter - ostrym głosem przerwała McGonnagal - gdyby pana obecność była niezbędna zostałby pan poproszony o pozostanie. 
        - Przepraszam Pani Profesor, Panie Ministrze. - Chłopak niechętnie skierował się do wyjścia. - Do zobaczenia Hermiono.
       - Cześć Harry, do jutra..
       
       - Panie Malfoy, niech pan nie patrzy na mnie jak na posłańca  przynoszącego złe wieści, usiądźmy może...
       Kiedy wszyscy zajęli miejsca starszy mężczyzna podał Draconowi rolkę pergaminu.
        - To jest testament Severusa Snape'a. Wszystko co posiadał zapisał tobie drogi chłopcze. Testament zawierał klauzulę o przekazaniu ci wszelkich praw dopiero po ukończeniu przez ciebie nauki w Hogwarcie, jednak z uwagi na okoliczności, jak również zajęcie przez ministerstwo Malfoy Manor postanowiłem przekazać ci prawa do spadku już teraz. Musisz mieć dom chłopcze.
       Draco powoli rozwinął pergamin. Nie mógł uwierzyć, dom Severusa, jego skrytka bankowa, wszelkie  dobra które pozostały po nim w zamku  należały teraz do niego. Znowu miał dom, miejsce do którego mógł wracać. Uśmiechnął się z ulgą.
     - Dziękuję - wyjąkał cicho po raz kolejny czytając treść dokumentu.
      - Panno Granger, mam również coś dla pani - minister podał dziewczynie dużo mniejszy złożony kawałek pergaminu na którym widniało jej imię i nazwisko napisane jakże znanym charakterem pisma byłego nauczyciela eliksirów.
       - Dla mnie? - zaskoczona dziewczyna rozłożyła pergamin.
      

         Ulica Spinner's End (ostatni dom), Cokeworth, Anglia.
         
                      Wiesz co z tym zrobić. SS
       

         - Tajemnica Fideliusa? Nie rozumiem - Hermiona kilkukrotnie przeczytała treść, po czym spaliła pergamin.
         - Dał mi to na ostatnim spotkaniu Zakonu w którym uczestniczył, z prośbą abym przekazał ci gdy Albus o to poprosi w jego imieniu. Dziś Portret Albusa umieszczony w ministerstwie powiadomił mnie o woli Severusa. To wszystko co mogę powiedzieć na ten temat, nie znane mi są bowiem powody jakie kierowały Severusem w przekazaniu tej tajemnicy.
        - Dziękuję Panie Ministrze, mnie również nie znane są powody jakie skłoniły  do tego Profesora Snape'a - odpowiedziała obojętnie Hermiona. W jej głowie zaczął się nowy wyścig myśli. Czyżby już wtedy wiedział?... Wiedziała że jest to w jakiś sposób powiązane z wczorajszą rozmową. I dlaczego tajemnicę dostała bezpośrednio od Snape'a skoro Draco był jego spadkobiercą i jak przypuszczała  strażnikiem tajemnicy. 

       Odpowiedź na niektóre z jej pytań przyszła niewiele później. Płomyk wraz z kolacją przyniósł krótki list od McGonagall, w którym informowała ich o spotkaniu z Portretem Severusa Snape'a w najbliższą niedzielę w nowym domu Dracona na Spinner's End.
       

_________________________________________________



W końcu udało mi się ukończyć tego posta, przyznaję mocno wymęczonego bo moja mózgownica nie chciała współpracować. Jeszcze raz przepraszam za opóźnienie...A i przepraszam że chwilowo zaniedbałam czytanie waszych blogów...nie lubię czytać bezmyślnie a ostatnio mam urwanie d....y nadrobię:)