poniedziałek, 25 kwietnia 2016

# 28 #


           Moje kochane... wiem długo to trwało, ale uwierzcie że przeprowadzka za granicę to istny koszmar. Prawdopodobnie następny rozdział otrzymacie już z ojczyzny naszych bohaterów :) (jakby to miało jakieś znaczenie w internecie) Gdyby mnie zbyt długo nie było, nie martwcie się, na pewno wrócę, jak tylko ogarnę to wszystko i zapanuję nad chaosem. 
    A teraz życzę miłej lekturki... dziś może bez wielkich wzlotów i upadków, ale mam nadzieję że się za bardzo nie zawiedziecie... I koniecznie napiszcie mi co sądzicie... wiecie w tym magicznym okienku pt. wpisz komentarz....





            Obudził ją deszcz rozbijający się o szyby. Niebo zasnute ciężkimi chmurami nie nastrajało optymistycznie, a sam dzień, choć teoretycznie wolny, zapowiadał się niezwykle intensywnie.  Mimo tego że przespała tej nocy może nieco ponad trzy godziny i że budzik wskazywał dopiero szóstą rano Hermiona postanowiła wstać. 
            Czekając aż wanna napełni się wodą, stanęła przed olbrzymim lustrem w łazience i krytycznie się przyjrzała swojemu odbiciu. Wyglądała koszmarnie. Podkrążone oczy i  rozczochrane włosy sprawiały, że wyglądała jak po trzydniowej imprezie sowicie zakrapianej alkoholem.
            Weszła do wanny, wcześniej wkraplając do wody specjalny specyfik skomponowany z olejków zielonej herbaty i rozmarynu, którego używała do kąpieli wtedy, gdy była szczególnie przemęczona i nadmiernie zestresowana.
 A czuła się zmęczona i to nie tylko prawie nieprzespaną nocą. Ostatnie tygodnie dały jej nieźle popalić, a w szczególności okres od pierwszego "wybuchu" jej nowej magii, jak to nazywała, nie umiejąc określić tego inaczej. Od tamtej chwili czuła swoją magię jak nigdy wcześniej. Cały czas towarzyszyło jej dziwne ciepło w okolicy serca, które promieniowało na cały organizm, zupełnie jakby chciało znaleźć ujście każdą komórką jej ciała, zupełnie jakby była zakorkowaną szczelnie butelką szampana, którego bąbelki za wszelką cenę usiłują  wypchnąć korek, by z impetem wydostać się na zewnątrz. To dziwne uczucie znikało jednak w bliskiej obecności Draco, a szczególnie wtedy, gdy jej dotykał i obejmował, nie mówiąc już o tym, że gdy ją całował (albo raczej ona jego), bąbelki jakby zasypiały i przestawały napierać na jej skórę od środka. W tych chwilach miała wrażenie, jakby jej własna magia wpychała ją w ramiona chłopaka, jakby potrzebowała ich bliskości dla własnego ukojenia, albo co dziwniejsze, jakby za wszelką cenę dążyła do ich połączenia. 
        Przymknęła oczy i mimowolnie przesuwała palcami po swojej skórze,  powtarzając drogę którą kilka godzin temu pokonały usta i język chłopaka. Wciąż czuła jego pocałunki i najdelikatniejszy dotyk, jakiego było jej dane kiedykolwiek doświadczyć. Jego subtelność była niemałym zaskoczeniem, tak samo jak zaskoczeniem było to, że właśnie ona była obiektem jego poczynań. Niepokoiło ją to, że od tego pierwszego pocałunku sama szuka jego bliskości i że najbezpieczniej czuje się właśnie wtedy, kiedy Ślizgon jest blisko niej. Od kilku dni próbowała zdefiniować tą dziwną zależność miedzy jej magią a bliskością Draco. Jak do tej pory nic mądrego nie przyszło jej do głowy, poza abstrakcyjną myślą, że mogłaby pokochać arystokratę w tym nowym, zupełnie odmiennym od poprzedniego wydaniu. Nie chciała dopuścić do siebie tej myśli. Nie chciała zakochać się w Draco. Mimo że bardzo chciała, nie do końca wierzyła w tak diametralną przemianę chłopaka w ciągu tak krótkiego czasu.
A ona po prostu nie chciała cierpieć, gdyby okazać się miało że to wszystko było kolejną zagrywką z jego strony. Nie przestał przecież być Ślizgonem, a jak wiadomo oni nigdy nie robili niczego bezinteresownie, zawsze w swoich działaniach nastawieni byli na uzyskanie jak największych korzyści dla samych siebie. 
         Gdyby tylko potrafiła sama, bez jego udziału wyciszać swój nadmiar mocy mogłaby trzymać go na dystans i starać się rozpracować jego intencje, bo w to że Malfoy mógłby być nią zainteresowany inaczej niż w myśl zasady, że jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma, nie mogła uwierzyć w nijaki sposób. Była jeszcze kwestia tego, że tak naprawdę to nie wiedziała jak ma się odnieść do wczorajszych wydarzeń przed kominkiem. Czuła zażenowanie tym, że tak łatwo pozwoliła na tak dużą intymność. Wiedziała że nie będzie w stanie spojrzeć w oczy Draco, nie rumieniąc się przy tym jak piwonia. I choć już teraz tęskniła za jego dotykiem i bliskością, twardo postanowiła zachowywać tak duży dystans, jaki tylko będzie możliwy. 
           Z tą myślą wyszła z wanny i owinęła się w miękki płaszcz kąpielowy. Szybko wysuszyła i upięła włosy. Aby ukryć cienie pod oczami zastosowała delikatne zaklęcie makijażowe i wyszła z łazienki. Skrzywiła się przeglądając zawartość swojej szafy. Dopiero teraz dostrzegła jak jednolita i raczej nieciekawa jest jej garderoba. 
       ~ Ginny będzie w siódmym niebie jak wyciągnę ją na zakupy - pomyślała. Nie mając zbyt dużego wyboru wyjęła czarne spodnie i beżowy sweter, który dopasowała do swojej sylwetki tak, by podkreślał jej szczupłą talię i krągłość bioder. Zadowolona z efektu końcowego postanowiła zająć swoje myśli czymś innym, niż analizowaniem postępowania Dracona. Przejrzała swój notatnik i z przerażeniem odkryła że ma jeszcze nienapisany esej na Obronę. Strofując samą siebie wygrzebała z torby podręcznik, wzięła czysty pergamin i rozłożyła się przed kominkiem. Zdążyła opisać zaledwie dwa z sześciu zagadnień, gdy w jej pokoju pojawiła się Kropka. Hermiona podskoczyła na ostry dźwięk aportacji skrzatki.
           - Kropka bardzo przeprasza panienko Hermiono, pani dyrektor prosiła o przekazanie panience listu - stworzonko nieśmiało wyciągnęło rękę z pergaminem.
           - Nie musisz mnie przepraszać Kropeczko - rozwinęła pergamin i szybko przeczytała treść. -  Jeśli nie sprawi ci kłopotu to mogłabyś chwilę zaczekać? 

          Hermiono
         Mistrz Gregorius pragnie spotkać się z Tobą i panem Malfoyem. Godzina 11.00 w moim gabinecie.
                                                                      M. McGonagall

             Wzięła pióro i na tym samym pergaminie napisała odpowiedź.

           
            Pani Profesor
         Jeśli nie sprawiłoby to problemu, czy moglibyśmy spotkać się w Dworze? Musimy tam dziś i tak być, żeby porozmawiać z profesorem Snape'm. Myślę że powinna uczestniczyć pani w tej rozmowie, a Mistrz Gregorius zapewne chętnie odwiedzi to miejsce. Jeśli to możliwe to Kropka aportuje tam Państwa jak tylko będziecie gotowi. My z Draco chcielibyśmy udać się tam zaraz po śniadaniu. 
                                                                 z poważaniem H. Granger


      Zwinęła pergamin i zapieczętowała zaklęciem.
        - Kropko, zanieś to pani Dyrektor i poczekaj na ewentualną odpowiedź. Później wróć tu do mnie, proszę.
        - Tak panienko, Kropka zrobi wszystko co trzeba - chwyciła pergamin i zniknęła.
        Hermiona spojrzała na zegar. Zbliżała się ósma. Pomyślała że zamówi śniadanie do pokoju i da Malfoyowi jeszcze trochę pospać, bo niewyspany bywał bardzo upierdliwy. Sama nie miała ochoty na posiłek w Wielkiej Sali z tymi wszystkimi ciekawskimi spojrzeniami skierowanymi na siebie. Obawiała się także, że Mistrz Gregorius znowu wyskoczy z jakimś biciem pokłonów czy inną tego typu sceną.
Zdążyła odłożyć podręcznik i rozpoczęty esej na biurko gdy wróciła skrzatka z odpowiedzią. Hermiona uśmiechnęła się czytając słowa swojej byłej opiekunki.
         
                Oczywiście że się zgadzam, sama chętnie pozwiedzam. Wyślij po nas Kropkę ok 11.00. Do zobaczenia na miejscu.
                                                    M.M.  
           
             
              - No i ok. - mruknęła do siebie  po czym zwróciła się do skrzatki -  Kropko przynieś nam proszę śniadanie do pokoju. Później zabierzesz nas do Dworu.
              - Tak panienko. Czy Kropka ma przygotować coś specjalnego?
              - Wystarczy to co podajecie dla wszystkich - skrzat ukłonił się i zniknął, by po kilkunastu sekundach pojawić się z pełną tacą smakołyków. Hermiona  patrząc na ilość pokręciła z niedowierzaniem głową. 
              - Dziękuję Kropeczko - drobna istotka uśmiechnęła sie promiennie, najwyraźniej bardzo zadowolona ze zdrobnienia swojego imienia. 
            Gryfonka przez chwilę zastanawiała się, czy poczekać ze śniadaniem na Draco, w końcu uznała, że łatwiej będzie jej zjeść w samotności. Jej myśli skierowały się ku tajemniczej Viviane Lavelle. Draco nie potrafił powiedzieć o niej zbyt wiele, poza tym że najprawdopodobniej pochodziła z Francji, miała ok. trzydziestki i od lat była kochanką jego ojca. Widział ją raz, na jakimś rodzinnym spędzie śmierciożerców, ale sam nie wiedział czy do nich należała czy była tylko sympatykiem. O jej paskudnym charakterze chodziły plotki, jednak sam nigdy nie miał wątpliwej przyjemności jej poznać. Najbardziej niepokoił ją fakt, że mogła dostać się do szkoły. Znaczyło to, że są jakieś wyrwy w zabezpieczeniach., a to już nie podobało się dziewczynie bardzo mocno. Druga, dość istotna kwestia to motywy Lucjusza Malfoya. Czemu był aż tak bardzo zdeterminowany na dorwaniu Dracona, że wysłał po niego ludzi do wioski pełnej uczniów. Mogła powiedzieć wszystko o ojcu chłopaka, ale nie to, że brakowało mu inteligencji i przebiegłości. To co się stało w Trzech Miotłach zupełnie nie pasowało Malfoya seniora. I co w tym wszystkim robił Ron? Jak  zbratał się z tą całą Viviane?  Przynajmniej jeden fragment układanki wskoczył na swoje miejsce. Wiadomo już z kim rozmawiał wtedy Weasley. Pozostawało jednak najbardziej palące pytanie - jak ta kobieta dostała się do zamku i w jaki sposób zdołała przeciągnąć Rona na swoją stronę. Być może rozmowa z portretem Severusa nieco rozjaśni obraz tej sprawy. 
            Ledwie zdążyła przełknąć ostatnią kanapkę i podnieść się od stołu, gdy drzwi ich prywatnego przejścia między pokojami zaczęły się materializować. 
             - Wejdź - zawołała jeszcze zanim rozległo się pukanie i zaczęła przeglądać odłożony wcześniej podręcznik.
             - Czy ty nigdy nie przestajesz się uczyć? - Draco ziewnął ostentacyjnie i przetarł oczy. - Masz zdrowie kobieto. No, no śniadanko do pokoju, to lubię.
             - Pisałam esej na Obronę, kiedyś to muszę przecież zrobić, a ostatnio czas nie jest zbyt łaskawy, nie uważasz? I nie miałam ochoty na te wszystkie pytające spojrzenia w Wielkiej Sali - odpowiedziała najswobodniej jak tylko mogła unikając wzroku chłopaka. - Jedz, bo niedługo musimy iść.
              - Salazarze, znowu? Gdzie tym razem? - chłopak usiadł przy stoliku i nalał sobie kawy. Spojrzał na drugie nakrycie, noszące wyraźne ślady wcześniejszego użytkowania. - A ty nie jesz?
              - Już jadłam, jestem na nogach od szóstej - wzruszyła ramionami i usiadła na kanapie z książką w ręku. - O jedenastej mamy spotkać się w Dworze z McGonagall i Gregoriusem, ale wcześniej chcę porozmawiać z Severusem.
               - Z Sevem? Po co? - Draco wpatrywał się w dziewczynę z niezrozumieniem.
               - Merlinie, Malfoy rusz głową. Severus dość dobrze znał twojego ojca, prawda? Może on będzie mógł więcej powiedzieć o tej całej Viviane, nie uważasz? A poza tym zostały tylko cztery dni do nowiu... - Hermiona uparcie unikała kontaktu wzrokowego udając że czyta.
              - Granger, czy ty nigdy się nie wyłączasz? Jest niedziela, ledwie przed dziewiątą, powinienem jeszcze smacznie spać, a ty mi każesz myśleć? Litości... miałem ciężką noc... - w jego głosie wyraźnie słychać było nutkę rozdrażnienia. 
             - Nie ty jeden - westchnęła i odchyliła głowę do tyłu. Przez dłuższą chwilę żadne z nich się nie odzywało. Draco skończył jeść. Odchylił się lekko na krześle nie przestając obserwować dziewczyny. Nie podobał mu się ten dystans z jakim zachowywała się od momentu wyjścia Pottera. Praktycznie wyrzuciła go z pokoju, zbywając krótkim "muszę pomyśleć", a teraz uporczywie unikała kontaktu wzrokowego.
Wydawało mu się, że w przeciągu ostatnich dni udało mu się zrobić wyrwę w murze jakim była otoczona, że choć w niewielkim stopniu zbliżyli się do siebie, a tymczasem czuł że cofnął się do punktu wyjścia. Odgonił od siebie pytania jakie cisnęły mu się na usta i pokusę dowiedzenia się o co chodzi oraz skąd ten chłód. 
            - To jakie plany na dzisiaj? - zapytał obojętnie. - Kiedy idziemy?
            - Możemy w każdej chwili, jeśli już skończyłeś jeść - po raz pierwszy tego ranka ich oczy się skrzyżowały. Tylko przez chwilę, ale to wystarczyło by dostrzegł w jej spojrzeniu niepewność, zawstydzenie i nieufność.
       Podszedł do stojącej już dziewczyny i delikatnie złapał ją za ramiona. Była tak bardzo spięta, tak bardzo niepewna.
~ A czego się spodziewałeś durniu? Że ci się rzuci na szyję? ~pomyślał. Nie wytrzymał i podszedł do stojącej już dziewczyny.
             - Jeśli zrobiłem coś, co cię przestraszyło... nie chciałem... ja... ja, cholera... nie zamierzam cię wykorzystać ani skrzywdzić. Wiem, że nie masz powodów by mi ufa, ale daj mi szanse... - słowa nie przychodziły mu łatwo. Jak miał ją przekonać co do czystości swoich intencji. No jak? Gdyby był na miejscu Hermiony, posłałby siebie do diabła i nie pozwolił się tknąć nawet kijem. Nie po tych wszystkich latach, nie po tych wszystkich szykanach jakich od niego doświadczyła. 
            - Draco... to nie chodzi o ciebie.  -  wypowiedziane słowa były tak ciche, że prawie uznał je za urojenie. Jedynie ruch warg dziewczyny świadczył o tym, że naprawdę je wypowiedziała. - Tu chodzi o mnie... nie zrozumiesz... - zawiesiła głos, a on bezowocnie czekał na dalszy ciąg wypowiedzi.
            - Nie zrozumiem? Więc mi wytłumacz....
            - Najpierw muszę wytłumaczyć sobie - oparła czoło o jego klatkę piersiową. I to by było tyle, jeśli chodzi o zachowanie dystansu - pomyślała, gdy zamknął ją w ramionach i przytulił.   
            - Poczekam... 
                                                                 


           - Nareszcie ktoś w miarę normalny, z kim można porozmawiać - dobiegł ich głos z portretu, ledwie Kropka przeniosła ich do  Dworu. 
           - Bo jeszcze pomyślę że za nami tęskniłeś Severusie - Draco podszedł bliżej i przekornie przechylił głowę. - Witaj...
           -  Dzień dobry Severusie, raczej nie cierpisz na brak rozmówców, więc skąd taki entuzjazm  na nasz widok? - Hermiona delikatnie się uśmiechnęła i usiadła na swoim fotelu, który zazwyczaj zajmowała podczas wizyt w Dworze.
           - Na brak rozmówców nie cierpię, ale powiedz mi czemu sama nie wpadasz na dysputy z Albusem. Nawet po śmierci muszę go znosić i nic z tym nie mogę zrobić - portret warknął z nieukrywaną złością. - Ten starzec doprowadza mnie do szału.
            - Ale dzisiaj masz nas, tylko z łaski swojej prosimy o łagodny wymiar kary i o nieodbijanie sobie na naszych osobach twojego podłego humoru wujku... - Draco doskonale wiedział, jak Severus nie cierpiał zwracania się do niego w ten sposób,  no ale skoro cierpiał na brak rozrywki...
            - Młody, nie przeginaj ...
            - Bo co mi zrobisz? Raczej już niewiele możesz - Draco drażnił się z nim dalej.
            - Niewiele? Może fizycznie nie mogę już nic, ale pamiętaj że znam cię od pieluch, zawsze może mi się coś wymsknąć... jak sam wiesz, jest kilka dość ciekawych faktów...
            - Dobra, zrozumiałem... zamiast mnie ośmieszać, powiedz lepiej czy wiesz coś o tej całej Lavelle.
            - Suka jakich mało, od Bellatrix różni ją jedynie to, że nie owładnęło nią szaleństwo. Jej ojciec, zubożały francuski arystokrata był bardzo zdolnym  łamaczem klątw, jednak miał jedną słabość. Był hazardzistą. Chociaż zarabiał naprawdę niezłe pieniądze, ich status materialny ciągle się pogarszał a rodzina popadała w ruinę. Z tego co wiem, matka dziewczyny popełniła samobójstwo jak przegrał ich rodową posiadłość. Viviane była wtedy może na piątym roku w Beauxbatons i groziło jej wydalenie. Ludwig nie miał środków na opłacanie szkoły. Ale wtedy na ich drodze stanął Lucjusz. Nie wiem dokładnie jak się poznali, ale pamiętam jak twój ojciec chełpił się, że nie będzie już klątwy, która stanowiłaby dla niego jakąkolwiek przeszkodę. Przypuszczam, że za jakieś marne pieniądze kupił sobie usługi Lavelle'a. Prawdopodobnie dzięki fortunie Malfoyów dziewczyna ukończyła szkołę i chwilę później została kochanką Lucjusza. Choć nie wykluczam że była nią wcześniej. Oszczędzę wam szczegółów tej znajomości, mówiąc tylko, że według Lucjusza, ta mała była wcieleniem zła, przewrotną i inteligentną wiedźmą, rządną pieniędzy i potrafiącą wykorzystać swoje atuty. Jednym słowem trafił swój na swego. 
            - Wstąpiła w szeregi Voldemorta? - Draco beznamiętnie wpatrywał się w kominek. Odkrywanie prawdy o ojcu nie należało do przyjemności. Chłopak czasem sie zastanawiał, czy w człowieku który go spłodził ( temu nie dało się niestety zaprzeczyć) była choć odrobina dobra.
            - Nie wydaje mi się. Widzisz, gdyby Lucjusz do tego dopuścił, straciłby atut, dzięki któremu punktował u Voldemorta. Tajemnice wydarte od Ludwiga przypisywał sobie, a jak sam dobrze wiesz, twój ojciec nie należy do ludzi, którzy lubią się dzielić, jeśli nie mają z tego osobistych korzyści. Nie miał w tym żadnego interesu, żeby wprowadzić Viviane i pozbawić się tym samym splendoru w oczach Voldemorta. Wiecie... , kilka starych klątw z przeciwzaklęciami, których rozpracowanie przypisał sobie. Ten szaleniec miał go za geniusza. 
           - Starych klątw? Czyżby z tego źródła pochodziła klątwa która trafiła mamę Draco? - wyszeptała Hermiona w zamyśleniu, by dodać głośniej - czy... czy wiadomo co się stało z Lavelle'm? Żyje?
           - Wiem o czym pomyślałaś Hermiono. Nie wiem czy Ludwig żyje, ale nawet jeśli tak jest, nic nam to nie da. Klątwa która dotknęła Narcyzę, należy do tych,  przy których trzeba się zabezpieczyć przed jej skutkami zanim zostanie użyta. Po fakcie, nie da się jej zneutralizować żadnym antyurokiem. 
             Dziewczyna ze zrozumieniem skinęła głową. Nadal trwała w zamyśleniu gdy ciszę przeciął trzask aportacji. 
            - Kropka przyprowadziła gości, tak jak panienka prosiła - skarzatka delikatnie się ukłoniła.
             - Dziekuję, czy mogłabyś jeszcze podać coś do picia, proszę? - Skrzatka z uśmiechem pstryknęła palcami. W salonie pojawił się okrągły stolik, zastawiony dzbankami z kawą i herbatą, sokiem z dyni, kilkoma rodzajami ciast i paterami z owocami. Drobnymi kroczkami podbiegła do misternie rzeźbionej szafki. Gdy otworzyła drzwiczki, oczom wszystkich ukazał się bogato zaopatrzony barek.
             - Kropka pozwoliła sobie wcześniej przygotować poczęstunek dla panienki i jej gości. Kropka przeprasza...
             - Jesteś niezastąpiona Kropeczko - Hermiona pogłaskała skrzatkę po głowie - bardzo ci dziękuję. 
             - Och, panienko... skoro panienka nie potrzebuje teraz Kropki, to pójdę przygotować obiad. - Skrzat dygnął i znikł. Hermiona pokręciła głową z rozbawieniem.
             - Nigdy się do tego nie przyzwyczaję -  odwróciła się do przybyłych - Pani dyrektor, Mistrzu Gregoriusie, witamy w Dworze Prince'ów. McGonagall rozciągnęła swoje wąskie usta w uśmiechu, a Gregorius....
             - Pani, to dla mnie zaszczyt móc być Twoim gościem - tak jak podczas pierwszego spotkania, stał przed nią w głębokim ukłonie. 
             - Mistrzu, proszę... - niepewnie podeszła do starszego mężczyzny i położyła dłoń na jego ramieniu - proszę tego nie robić. To mnie deprymuje. Jeśli ktoś tu powinien składać hołdy, to na pewno nie jest to Pan. Jestem tylko dziewiętnastoletnią uczennicą i niech tak pozostanie...
             - Drogie dziecko, wiek tu nie ma nic do rzeczy, nawet gdybyś była pięciolatką nic nie powstrzymałoby mnie... 
             - Och, ale ja nalegam. To naprawdę wprawia mnie w zakłopotanie. Mam na imię Hermiona i proszę by tak pan się do mnie zwracał, Mistrzu...
              - Radziłbym ci posłuchać Gregoriusie, jeśli chcesz pozostać przy zdrowych zmysłach. Zapewniam cię, że panna Granger potrafi doprowadzić do szału przekonując do swoich racji - rozbawiony baryton Snape'a przyszedł jej z pomocą.
              - Co nie przeszkadzało ci wychwalać jej pod niebiosa Severusie, witaj przyjacielu....
              -  Ale za jaką cenę. Przez te sześć lat zalazła mi za skórę jak mało kto... A poza tym, mógłbyś zamilknąć? Niszczysz moją reputację... 
              - Odezwał się ten, co nikomu nigdy krwi nie psuł, ale mimo wszystko Sev, dziękuję za słowa uznania, choć nie skierowane do mnie - odcięła się Hermiona mile połaskotana tym co usłyszała.   
              - Tak więc doszliście do jakiś wniosków?  - Minerva nalała sobie herbaty i usiadła na kanapie. Gregorius w tym czasie wymienił uścisk dłoni z Draconem i również zajął miejsce siedzące.
              - Czekaliśmy z tym na ciebie Minervo. Na razie podzieliłem się z nimi tym co wiem o Lucjuszu i jego powiązaniach z Lavelle'ami. 
              - Czy to możliwe, że ta kobieta, jako córka łamacza klątw była w stanie złamać zabezpieczenia Hogwartu? Cały czas dręczy mnie to, w jaki sposób mogła się dostać do szkoły.
              - Nie wydaje mi się to możliwe, Hermiono, ale... jeśli tak jest, dziękujmy Merlinowi że Voldemort jej nie wykorzystał wcześniej - wyraz twarzy dyrektorki Hogwartu wyrażał zaniepokojenie.  - Cóż, nie zmienia to faktu ze czeka nas sprawdzenie wszystkich zabezpieczeń.
              - Pani profesor,  czy mamy możliwość sprawdzić jakoś tą całą Lavelle? 
              - Tym już się zajął Kingsley, no i mamy swoich ludzi we Francji.
              - Mnie zastanawia jedno. Jej nazwisko, z tego co mówił Harry, pojawiło się na mapie tylko przez kilkanaście sekund, zupełnie jakby na chwilę zdjęła z siebie jakiś czar zagłuszający. Skoro nawet ja mogłam zniknąć z mapy, ta kobieta może być cały czas w szkole...
              - O jakiej mapie na boga mówisz Hermiono? - Severus wydawał się być zaskoczony. Jednak Hermiona była jak w transie.
              - Och, o Mapie Huncwotów. Pokazuje wszystkich w Hogwarcie i ich aktualne położenie. Miałeś ją przecież w rękach Severusie. Harry odkrył dzięki niej obecność Glizdogona... I to jest to! Dlaczego nie pomyślałam o tym wcześniej?! - wykrzyknęła nagle. - Ona jest animagiem! Na postać animagiczną nie działają żadne zaklęcia maskujące i żeby się przemienić  trzeba je z siebie zdjąć... mam rację pani profesor? No i jako na przykład ptak, bez problemu może pokonać zabezpieczenia... i dostać się na Wieżę Astronomiczną.
              - Jak zwykle Hermiono masz rację. Postać animagiczna znosi wszelkie zaklęcia ukrywające. Ale co to oznacza dla nas? 
             - Moim zdaniem Viviane Lavelle powinniśmy szukać w szkole i wzmocnić ochronę Draco... Może powinniśmy jeszcze raz dokładniej prześwietlić naszych gości z zagranicy?
             - Tak zrobimy,  ale mimo wszystko to dość absurdalne, żeby ta kobieta ukrywała się w zamku...
             - Minervo, nie możemy tego wykluczyć. Przyznam że wnioski Hermiony wydają mi się bardzo prawdopodobne. Sama dobrze wiesz, że są w Zamku obszary, gdzie można się skutecznie ukryć i że mamy do czynienia z Lucjuszem. Sam byłem świadkiem jego knowań, jak skutecznie ukryć śmierciożerców w Hogwarcie. I przyznam ci się szczerze, że jego pomysły mogłyby się powieść, gdybym nie wybił mu ich z głowy i nie zabezpieczył miejsc o których mówił.
             - Tak, wiem Severusie... Czeka nas sporo pracy. A co do pana Malfoya...Przykro mi to mówić chłopcze, ale poza waszym dormitorium powinny być przy tobie zawsze co najmniej dwie osoby. Hermiono dacie radę?  Merlinie, czy to się nigdy nie skończy? - McGonagall załamała ręce.
              - Będziemy musieli... Blaise, Harry, Ginny i David. W sumie jest jeszcze Neville i Luna. Tak, powinniśmy sobie poradzić. Chociaż są jeszcze dwie osoby, ale oni nie złożyli przysięgi, wiec nie wiem czy możemy ich brać pod uwagę. Ale Marco i Mary... i tak spędzają z nami sporo czasu, a biorąc pod uwagę moje lekcje z Davidem i to że Blaise... no cóż, interesuje się Mary, a Marco przyjaźni się z Davidem...
              - Wiem do czego zmierzasz Hermiono. Porozmawiam z nimi... - Minerva uśmiechnęła się do dziewczyny. - No dobrze kochani, chętnie bym z wami jeszcze posiedziała ale obowiązki wzywają... Zwiedzanie odłożymy na inną okazję. Skąd się mogę aportować?
             - Szczerze mówiąc, pani profesor, to nie za bardzo wiemy. Jak do tej pory nie byliśmy jeszcze na zewnątrz... Kropko...
             - Tak panienko?
             - Zabierz panią dyrektor do Hogwartu proszę...
             - Nie wracajcie zbyt późno, dobrze?...
             - Przestań truć Minervo, zachowujesz się jak stara kwoka. Nie są tu sami, a jak wrócą, na pewno się o tym dowiesz. - Portret Severusa nie mógł sobie odpuścić małej zgryźliwości. Starsza czarownica prychnęła w odpowiedzi  i podała rękę skrzatce.

             Kiedy dyrektorka zniknęła, Hermiona podeszła do stolika by nalać sobie herbaty. Gdy się lekko nachyliła, spod swetra wysunął się medalion, który przykuł uwagę Gregoriusa.
            - Więc to naprawdę TY. Wciąż nie mogę w to uwierzyć... - z namaszczeniem wpatrywał się w naszyjnik. - Myślę że posiadam coś, co stanowi komplet z tym - tu wskazał na ozdobę na jej szyi.
             Zaczął przeszukiwać niezliczoną ilość kieszeni w swojej szacie, aż w końcu wyjął z jednej z nich niewielkie pudełeczko i podał je Hermionie. 
             - To pierścień rodowy. Jak wiesz, Ermioni miała trzech synów, każdy z nich odziedziczył jeden z przedmiotów, że tak powiem, atrybutów jej magii.Medalion, pierścień i różdżkę. - Hermiona wpatrywała się w piękny pierścień z identycznym symbolem jaki widniał w medalionie. Gregorius tymczasem kontynuował. - Jak widać, Severus i ja jesteśmy potomkami dwóch z braci. Potomek trzeciego zapewne niedługo się odnajdzie. Magiczne właściwości tych przedmiotów... że tak powiem, przywiodą go do ciebie dziecko. Załóż ten pierścień i noś go z dumą i godnością. Powinny też skończyć się twoje problemy z magią. Nie powinna być już tak bardzo wybuchowa. Różdżka stanowiąca komplet, jest tylko przekaźnikiem, ale równie dobrze możesz nadal używać swojej, a z czasem zapewne żadna nie będzie ci potrzebna. Z resztą bedziemy to obserwować. Nie zamierzam stąd wyjeżdżać aż do końca uważenia przez was eliksiru.
          - Ja...dziękuję...  ale nie wiem  czy powinnam... - dukała Hermiona obracając przedmiot w palcach.
          - Powinnaś, a nawet musisz. To twoje dziedzictwo dziecko, my byliśmy jedynie jego strażnikami, jak i wiele pokoleń przed nami... - wyjął pierścień z jej dłoni i delikatnie wsunął na serdeczny palec lewej ręki. Był zdecydowanie za duży, ale kilka sekund później rozbłysnął złotą poświatą i sam dopasował się do obwodu jej palca. Jej magia, którą tak wyraźnie odczuwała nagle przestała w niej wirować i się rozpychać. - Widzisz? Jesteś jego panią, w innym przypadku by się to nie stało. Jak się czujesz?
           - Spokojna... i wreszcie nic mnie nie rozrywa od środka, to było koszmarne uczucie.
           - Czyli co? To znaczy że nie będzie już rozwalać wszystkiego i wszystkich? - Draco po raz pierwszy od dłuższego czasu postanowił zabrać głos. Z jednej strony cieszył się, że Hermiona znowu będzie panowała nad mocą, ale oznaczało to również, że nie będzie potrzebowała jego jako stabilizatora swoich emocji.
            - Och, zapewniam cię że będzie, tylko w sposób w pełni kontrolowany. - Ta odpowiedź nie przypadła blondynowi do gustu. Posłał dziewczynie spojrzenie pełne tęsknoty  i żalu. Nie zdawał sobie sprawy że bystre oczy Severusa bacznie go obserwują, a kąciki ust unoszą się w lekkim uśmiechu. W końcu chłopak dostrzegł rozbawienie portretu. 
            - I z czego się cieszysz wuju? - syknął oburzony Draco.
            - A z ciebie Draco. Wyglądasz jak Dumbledore, któremu skonfiskowano cały zapas dropsów...
            - Ale śmieszne... lepiej mnie nie wkurzaj... bo ci głos odbiorę...                          
             
                          
         

środa, 6 kwietnia 2016

# 27 #


               Nieocenionej Niestabilnej Emocjonalnie Psychofance - Iva for You
            Asieńko - za to trucie na privie i poganianie i Twoją pogodę ducha mimo chmur na niebie... wiesz co mam na myśli :)


Może trochę krótszy niż poprzedni, ale za to szybciej... i ważna informacja, rozdział może nie zawiera ostrych scen, ale bez wątpienia ma zabarwienie erotyczne, więc czytacie na własną odpowiedzialność.... 
Miłej lekturki, a w zamian możecie skorobnąć pod spodem co tam wam tylko przyjdzie do głowy...   




             - Moi drodzy - wzmocniony zaklęciem głos profesor McGonagall z ledwością przebijał się przez szum szeptów i komentarzy wypełniających Wielką Salę - chciałabym przedstawić wam Mistrza Gregoriusa. Przy okazji swoich osobistych spraw postanowił przyjrzeć się waszym umiejętnością w dziedzinie eliksirów, a kto wie,  może nawet wybierze potencjalnych uczniów do odbycia stażu u siebie. Niezależnie od tego w której jesteście klasie, wszyscy będziecie mieli szansę. Ufam, że pokażecie się z jak najlepszej strony, zarówno dotyczącej waszej wiedzy i umiejętności, jak również zachowania godnego uczniów Hogwartu. 
             Rozległy się brawa, ale wzrok większości uczniów wcale nie był zwrócony w kierunku stołu nauczycielskiego. Gro spojrzeń spoczywało na osobie Hermiony Granger, a w ponownie narastających szeptach królowało pytanie, czemu ten czarodziej bił pokłony przed Gryfonką i czemu nazywał ją Panią. 
             - I jeszcze jedna sprawa moi drodzy. wiem ze w tradycji szkoły od zarania jej powstania istnieje ścisła tradycja domów. Ale postanowiłam,że możemy nieco nagiąć jej sztywne zasady. Od teraz spożywanie posiłków nie będzie obwarowane ścisłą przynależnością domową. Wiem że wielu z Was ma przyjaciół lub sympatie w innych domach niż swój własny, wiem również ze wspólne spożywanie posiłków z osobami bliskimi naszemu sercu jest niezwykle ważne dla budowania i umacniania więzi między ludźmi. Dlatego tylko podczas oficjalnych uroczystości będzie obowiązywał ścisły podział według domów. A teraz smacznego.
            
            Teraz już totalnie wszystkie spojrzenia skierowały się na gryfoński stół i siedzących przy nim dwóch Ślizgonów.
Hermiona wzruszyła tylko ramionami.
            - No co, musiała coś zrobić... inaczej musiałaby was ukarać za naruszenie regulaminu. 
            - Nie rozumiem jednego, czemu postawiła cię w takiej krępującej sytuacji. To tak, jakby ogłosiła całemu światu.....
            - Nie mam pojęcia Harry, ale pewnie niedługo się dowiem, a może David będzie coś wiedział - westchnęła. - Ja ostatnio rozumiem coraz mniej....
             - Herm,  a co mamy mówić jak będą pytać? Bo że będą to więcej niż pewne.
             - Nie wiem Ginny, chyba najlepiej jak będziecie utrzymywać ze nie macie o niczym pojęcia, a ja odmówiłam wam na razie jakichkolwiek wyjaśnień, co z resztą niezbyt odbiega od prawdy. Słuchajcie, przepraszam, ale za chwilę rozpadnę się pod tymi wszystkimi spojrzeniami które wypalają mi plecy. Draco jak chcesz skończyć tu kolację, to niech ktoś cię później odprowadzi, ja wolałabym chociaż na razie uciec przed pytaniami. Zjem w pokoju - podniosła się i skierowała do drzwi. Draco bez słowa podążył za nią. Pospiesznie wyszli odprowadzani ciekawskimi spojrzeniami.
          Przez całą drogę do  dormitorium nie zamienili nawet jednego słowa. w milczeniu został odesłany do swojego pokoju. Wiedział ze Hermiona potrzebuje chwili samotności, żeby sobie to wszystko poukładać, ale coś go niepokoiło w jej postawie. Była nienaturalnie cicha, a to w żadnym stopniu  nie pasowało do Hermiony.Uważał że nie powinna być sama w chwilach zdenerwowania i wzburzenia. Wszystkie dotychczasowe  napady magii występowały właśnie wtedy gdy nie panowała nad emocjami. Mogła udawać że wszystko jest w porządku, ale on doskonale wiedział że to gra, bardzo nieudolna gra. Widział ile ją kosztowało bycie na świeczniku, wtedy gdy zaczęli udawać parę. Poznał ją na tyle, że doskonale zdawał sobie sprawę jak dużo ją to kosztowało. Była silna, ale każdy ma przecież swoją granicę. Obawiał się ze Hermiona jest bardzo blisko własnej i zbliża się jakiś paskudny kryzys. Jakkolwiek by to nie brzmiało jej spokój i nagłe zamknięcie się w sobie nie dawało spokoju jemu.
            Przez około godzinę kręcił się po swojej sypialni niczym hipogryf z rozstrojem żołądka. Przez chwilę usiłował pisać esej na numerologię, szybko jednak zrezygnował. Nie mógł skoncentrować się na niczym innym niż wsłuchiwaniu się w ciszę i koncentrowaniu na tym, czy z sąsiedniej sypialni nie dochodzą żadne niepokojące dźwięki. W końcu się poddał. Delikatnie zapukał w ukryte drzwi, w odpowiedzi usłyszał tylko ciszę. Wszedł nieproszony... Leżała w poprzek łóżka zwinięta niczym małe lwiatko z burzą rozpuszczonych już włosów.
            - Granger? Śpisz? - zapytał szeptem. W odpowiedzi otrzymał ciche westchnienie. Dopiero gdy podszedł bliżej zobaczył że delikatnie drży. Nie było w tym nic dziwnego. Pokój był wychłodzony, w kominku nie było nawet śladu ognia, a dziewczyna leżała jedynie w cienkim, satynowym szlafroczku niczym nie okryta. Nie spała, ale też nie odpowiedziała.
            - Hermiono.... - przysiadł na brzegu łóżka  i delikatnie pogłaskał po dłoni. Była lodowata.
            - Nie mogę wyłączyć myśli... nie chcę ich teraz, a one mnie bombardują, a ja nie mogę się ich pozbyć....
              Bez większego zastanowienia wziął ją na ręce i zaniósł do swojej nagrzanej sypialni. Posadził na kanapie przed kominkiem i rzucił czar ogrzewający. Wyjął z szafki butelkę czerwonego wina i nalał dwie lampki i wrócił do dziewczyny. 
            - Wypij - tonu jakim to powiedział nie dało się zignorować. Podniosła głowę i przyjęła kieliszek.
            - Chcesz mnie upić?
            - Tak, upić i wykorzystać - zaśmiał się cierpko i przewrócił oczami. - Gdybym chciał cię upić, dostałabyś ognistej, a wykorzystać cię nie mogę bo wtedy nie zrobimy tego cholernego eliksiru. Musisz się rozgrzać i rozluźnić. To był trudny dzień...
            - Trudny... - wypiła pół kieliszka, zupełnie nie zwracając uwagi na smak. - A będzie tylko gorzej...
           Draco jeszcze raz wziął różdżkę, zamienił dywan leżący przed kominkiem w wielkie puszyste coś, przywołał poduszki z łóżka i wyczarował duży, wełniany pled. Poczekał, aż Hermiona wypije resztę wina, odebrał kieliszek i pociągnął na posłanie przed kominkiem.
          - Malfoy? Cco ty robisz? -  Hermiona nagle przebudziła się z otępienia w którym się znajdowała.
          - Nie pozwalam ci się rozpaść - ułożył się za plecami Hermiony w pozycji półleżącej, jedna ręką podpierając głowę, a drugą przyciągając ją do siebie - teraz gadaj co cię męczy. 
            Milczenie, to było wszystko co usłyszał. Wciągnął głośno powietrze i mocniej przywarł do jej pleców. 
            - To inaczej... wsłuchaj się we mnie... w mój oddech... tak jak wtedy i nie musisz nic mówić jeśli nie chcesz - szeptał jej wprost do ucha.
            Przez kilka minut w milczeniu wpatrywali się w ogień zanim Draco ponownie się odezwał.
          - Wiesz... lubię ogień... Zawsze działał na mnie wyciszająco. Jak byłem młodszy, czasem z mamą leżeliśmy tak przed kominkiem. Najczęściej wtedy gdy... - zawiesił się na chwilę - jak mój ojciec przesadził w tresowaniu mnie. Czasem rozmawialiśmy... i wtedy wyrzucałem z siebie wszystkie złe emocje, zupełnie tak jakbym wrzucał je w ogień i obracał w proch...  - powolnym ruchem przeniósł rękę z jej talii na ramię i zaczął delikatnie je masować na całej długości. 
           - Boję się... Boję się używać magii, boję się że niechcący zrobię komuś krzywdę na zaklęciach albo na obronie. Ten Expelliarmus dzisiaj... celowałam w Perkinsa, a prawie zabiłam wszystkich trzech... Nie chcę tej mocy, przeraża mnie... 
            - Granger, na litość Merlina, jesteś Gryfonką czy nie? Gdzie ta sławetna odwaga? 
            - Nie wróciła z wakacji?...
            - Niszczysz mój światopogląd... Przyjechał ten cały Gregorius tak? I na pewno nie pojawił się tu dla mnie czy Pottera....
            - To mnie pocieszyłeś.... wiesz jak się czułam?...
            - Przesadzasz. Też nie rozumiem czemu McGonagall pozwoliła na taki rozwój wypadków, ale i tak wcześniej czy później wszyscy by się dowiedzieli. I wtedy czułabyś się równie zażenowana co teraz. 
             - Może... ale wolałabym później albo wcale... A teraz znowu jesteśmy na świeczniku....
             - A czy nie o to chodziło?
             - Trochę... nie wiem... gubię się w tym wszystkim....
             - Czasem musi być gorzej, żeby mogło być lepiej -Hermiona dość gwałtownie odwróciła się na plecy i odszukała wzrok Dracona.
             - Jak ty sobie radzisz z emocjami? Jakim sposobem jesteś taki opanowany? W Trzech Miotłach... przez moment poczułam jak się spiąłeś, a chwilę później... byłeś taki wyprany ze wszystkich emocji, spokojny...
              - Przypadłość czysto-krwistych, trenują nas od kołyski. Okazywanie uczuć jest faux-pas, a często uważane za największą słabość - wzrok Draco zsunął się na medalion z którym nie rozstawała się od urodzin. - Twoja moc jest teraz jak ogień który wymknął się spod kontroli. Wydaje się szaleć i niszczyć wszystko co napotka. Ale ogień, jeśli go okiełznasz jest pożyteczny i dobry. Znajdziemy sposób by nad nim zapanować. Znajdziemy tę kroplę wody która go zrównoważy - podniósł medalion nad jej twarz by pokazać o co mu chodzi.
             - Znajdziemy? Pretendujesz do roli strażaka?
             - Może... chociaż wolałbym cię rozpalać niż gasić - ich usta dzieliły już tylko milimetry, a Hermiona tonęła w szarych tęczówkach jego oczu, błyszczących teraz srebrem z odbijającym się blaskiem płomieni z kominka. Wydawały się płonąć żywym ogniem. 
            Drgnęła, gdy poczuła delikatne muśnięcie palców na policzku, ale nie potrafiła zerwać kontaktu wzrokowego. Dotyk Draco i jego oddech  owiewający jej usta obezwładniał ją powodując coraz większe napięcie w oczekiwaniu na kolejny ruch chłopaka. Do tej pory wszystkie pocałunki inicjowane były właściwie przez nią, albo bezpośrednio albo z jej niemym przyzwoleniem. Draco zawsze zostawiał jej możliwość wycofania się, nigdy nie naciskał, nigdy nie wymuszał jak to często zdarzało się Ronowi. Ślizgon zgodnie ze złożoną obietnicą brał tylko to, na co mu pozwalała. Teraz wystarczyło tylko lekko unieść głowę by napotkać jego usta i pozwolić się ponieść rozkoszy jaką dawały, rozkoszy na którą miała nieodpartą ochotę. Ale nie była w stanie się ruszyć pod hipnotyzującym wręcz spojrzeniem.
   Skupiła się na dotyku. Draco leniwym ruchem gładził jej policzek, by płynnie przejść do obrysowania konturu szczęki, chwilkę zatrzymał się na brodzie, by kontynuować poprzez muśnięcie ust i nos aż do jego nasady. Kiedy palce chłopaka przesunęły się po linii brwi, przymknęła oczy poddając się pieszczocie. Wtuliła policzek w zagłębienie jego dłoni, ale to go nie powstrzymało. Kciukiem błądził wokół jej ucha, najpierw je obrysowując, później sięgając dalej, aż po linie włosów. Westchnęła, gdy natrafił na wrażliwy punkt, a gdy ponowił ten ruch przez jej ciało przebiegł delikatny dreszcz.
 Chwilę później już całą dłoń zanurzył w jej włosach i delikatnie masował skórę głowy. Zamruczała jak zadowolony kociak.  Ten rozkoszny dźwięk, który wydobył się z jej ust przeważył szalę.
          - Spójrz  na mnie lwico - szepnął tuż przy jej ustach. Powoli podniosła powieki. Na krótką chwilę brąz zatonął w płynnym srebrze. - Jesteś piękna...- Usta Dracona delikatnie opadły na jej wargi. Z gardła wyrwał mu się pomruk zadowolenia gdy wsunęła dłoń w jego włosy i zaczęła oddawać pocałunek.Rozchyliła delikatnie usta pozwalając ich językom spotkać się i podjąć namiętny taniec. Jęknęła gdy oderwał się od niej by zaczerpnąć tchu, jednak zamruczała zadowolona, kiedy jego usta i język zaczęły podążać drogą, którą wcześniej przebyły palce. Nie mogła opanować drżenia, kiedy dotarł do wrażliwego punktu tuż za jej uchem, ani gdy zamknął miękkie wargi na płatku jej ucha ssąc go i delikatnie drażniąc językiem. Każdy nerw ciała Hermiony wołał o więcej. Nie protestowała kiedy pocałunki zsunęły się na szyję, a ręka powędrowała do paska szlafroka by go rozwiązać i odsłonić ramiona. Powrócił do ust i ponownie zatonęli w słodkiej przyjemności smakowania siebie na wzajem. 
Nie przerywając pocałunku podciągnął ich do pozycji siedzącej by pozbyć się tej cienkiej satynowej przeszkody, która broniła mu dostępu do jej miękkiego ciała. 
Kąciki ust podniosły  mu się z zadowoleniem gdy zobaczył co do tej pory ukryte było pod spodem. Teraz mógł powiedzieć że niektóre sny się spełniają. Hermiona  miała na sobie swój prezent urodzinowy od Ginny. Nareszcie mógł na własne oczy zobaczyć to, co ostatnimi czasy pojawiało się w jego marzeniach sennych i musiał przyznać że jawa o niebo bije jego wyobrażenia. Wpatrywał się w nią jak  urzeczony nie mogąc oderwać wzroku od lekko błyszczącej tkaniny opinającej kształtne piersi. Uciekła wzrokiem w bok, nieco zawstydzona jego głodnym spojrzeniem. Był pierwszym mężczyzną któremu pozwoliła zajść tak daleko, pierwszym któremu chciała na to pozwolić, ale mimo to czuła się trochę nieswojo. Draco dostrzegł jej zmieszanie. Ujął w ręce jej twarz i zmusił by na niego spojrzała.
          - Nie wstydź się... jesteś piękna - szepnął i umieścił usta w zagłębieniu jej szyi.
          - Draco... yyy jeszcze nigdy, nikt.... nikomu... eee - to była jedna z tych nielicznych sytuacji, kiedy Hermiona nie potrafiła złożyć słów w pełne zdanie.
          - Tym bardziej jestem zaszczycony... - mruczał, oddzielając słowa drobnymi pocałunkami. - Pozwól mi pokazać jak bardzo ....
           Jego dłonie wędrowały po jej odkrytych ramionach i plecach. Odkrywał przez delikatny materiał każdy zakamarek, każdą krzywiznę jej ciała , zaś usta nie zaprzestały swej wędrówki po nie okrytych już niczym ramionach i dekolcie. Językiem kreślił niemal niezauważalny szlak tuż nad materiałem koszulki i wzdłuż ramiączka, by zsunąć je zębami z jej ramienia.Prawie dostał palpitacji serca i warknął zmysłowo w momencie jak jej małe dłonie nieśmiało wsunęły się pod jego koszulkę i powoli wędrowały po jego plecach. Odszukał ponownie jej usta i wpił się w nie żarliwym pocałunkiem, przerwanym na moment w którym szybko pozbył się koszulki. Popchnął ją na poduszki i napawał  widokiem, pozwalając dłoniom Hermiony błądzić po jego torsie. Pochylił się nad dziewczyną , opierając ręce po obu stronach jej głowy. Zastanawiał się  właśnie nad kolejnym krokiem w ich małej grze, gdy rozległo się pukanie do drzwi, chociaż nazwanie dzięków dochodzących od wejścia pukaniem  było totalnym niedomówieniem. To było walenie godne Graupa.
         - Jeśli to McGonagall to przysięgam że ją przeklnę - warczał pod nosem niechętnie wciągając koszulkę i przeklinając się w myślach za to, że nie rzucił wyciszającego czaru. Z żalem patrzył jak Hermiona pospiesznie zakłada szlafrok i umyka do swojego pokoju. Szybko przywrócił pokój do poprzedniego stanu, co wydawało się nieco dziwnym posunięciem, wszak nikt poza nim i Hermioną nie mógł do niego wejść. Nikt poza dyrektorką...  Otworzył z  rozmachem i wściekłością wymalowaną na twarzy.  ~ No nie, zabije gnoja ~ przemknęło mu przez myśl, gdy zobaczył natrętnego intruza.
         - Potter - warknął. - Lepiej żebyś miał dobry powód do wyrwania mnie z łóżka.
        - Szukam Hermiony, a właściwie to was - wydukał zasapany.
        - Hermiona śpi - skłamał gładko. - I co jest takiego pilnego, co nie mogło poczekać do rana?
        - Viviane Lavelle... Mówi ci coś to nazwisko? - Draco poczuł jak wszystkie, nawet te najdrobniejsze włosy, stają mu dęba, a przez całą długość kręgosłupa przebiega lodowaty dreszcz.
         - Poczekaj  w salonie, albo idź po Davida. Obudzę Hermionę....  


                                                       ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
                                                                  


            Czarna wrona, nieco większa niż inne przedstawicielki tego gatunku przysiadła na gałęzi rozłożystego dębu i bacznie rozejrzała się dokoła. Nie zauważywszy niczego niepokojącego sfrunęła na ziemię i przeistoczyła się w niewysoką młodą ciemnowłosą kobietę. Ruszyła przed siebie.
Po kilkudziesięciu metrach jej oczom ukazał się niewielki, dość zaniedbany drewniany dworek. Weszła do środka. Pewnym krokiem minęła salon i skierowała się na piętro. Bezszelestnie wślizgnęła się przez  jedyne drzwi, spod których wypływał nikły odblask światła. Przez moment przyglądała się mężczyźnie drzemiącemu w fotelu przy kominku. Na niewielkim stoliku, przy którym w czasach świetności tego dworku zazwyczaj podawano kawę, stała samotnie opróżniona do połowy butelka jakiegoś mugolskiego alkoholu. Pokręciła z politowaniem głową.
            - Nie powinno cię tu być Viv - dobiegł do niej zimny głos mężczyzny - to niezbyt mądre opuszczać szkołę.
            - Nie cieszysz się z wizyty kochanie? Widzę że samotność ci doskwiera - wskazała na butelkę - więc powinieneś się cieszyć z małej odmiany. 
            Podeszła do mężczyzny i usiadła na jego kolanach.
            - Wiesz że nie mam twojej cierpliwości Lucjuszu. Tęskniłam, to już dwa tygodnie.
            - I to jedyny powód dla którego chcesz wszystko rozwalić? Wytrzymywałaś dłużej  - zjadliwy ton był jak syk szykującego się do ataku węża, jednak ręka zanurzająca się pod szatę i brutalnie ugniatająca pierś kobiety, mówiła że ten ton, to tylko gra pozorów. - Wiec co cię sprowadza poza twoją żądzą moja droga?
            - Zgarnęli Perkinsa i tych dwóch idiotów których ciągał wszędzie za sobą. - Malfoy zastygł w bezruchu.
            - Skąd to wiesz? - syknął.
            - Pół Hogsmeade widziało na własne oczy jak szlama twojego syna powaliła ich jednym zaklęciem....
            - Hogsmeade? A co oni tam u diabła robili...
            - Jak to co? Nie wysłałeś ich po syna marnotrawnego?
            - Czy ty masz mnie za idiotę? Do Hogsmeade?  - jego ręka była coraz bardziej brutalna, aż kobieta syknęła z bólu.
            - Jak dużo wiedzą? 
            - Na szczęście niewiele, a co w Hogwarcie?
            - Weasley to kretyn, na niewiele się przyda, Potter  Zabini i szlama  nie odstępują gówniarza. Ale najbardziej niepokoi mnie ta gryfońska suka. Jest potężna, nie będzie tak łatwo jak przypuszczałeś...
            - To dziecko? Wiem na co ją stać... - warknął wypuszczając spomiędzy zębów sutek kobiety.
            - Chyba jednak nie kochany, jednym expelliarmusem powaliła trzech facetów...  
            - Trzech kretynów... 
            - Czemu tak ci zależy na tym małym, podłym zdrajcy? Czemu go po prostu nie wydziedziczysz?
            - Niby jak kretynko. Jestem poszukiwany, nie mogę od tak po prostu iść do prawnika... o tak... - z jego ust wyrwał się potężny jęk, kiedy dłoń kobiety wsunęła się w spodnie i zacisnęła na pobudzonej już męskości. 
            Powód jaki podał był jedynie wymówką. Nie mógł bowiem wyjawić jej prawdziwej przyczyny odzyskania Dracona, poza tą oczywistą, czyli zemstą za zdradę i ucieczkę z matką. Prawda była niestety okrutna. Lucjusz Malfoy za kilka miesięcy miał stać się dziadem pospolitym, biedniejszym niż Weasley’owie, z których drwił przez całe życie. Gdy chłopak skończy dziewiętnaście lat cały majątek gromadzony przez pokolenia przejdzie w jego ręce. Wszystko czym kiedykolwiek się szczycił i co stawiało go na piedestale będzie należało do tego małego gnojka. Tak zadecydował jego ojciec, Abraxas Malfoy, pomijając go w testamencie zapisując wszystko wnukowi, a jemu powierzając jedynie zarząd do czasu osiągnięcia przez gówniarza odpowiedniego wieku. Miał wypłacaną roczną pensję i mógł dowolnie korzystać z nieruchomości rodowych, jednak już niedługo nie będzie nigdzie mógł postawić nawet jednego palca od nogi bez zgody tego małego ignoranta.Był jeszcze spadek i posag Narcyzy, ale teraz nawet od niego został odcięty. Jego żona złożyła wniosek o rozwiązanie małżeństwa i zapewne już otrzymała rozwód. Jako że był przestępcą, wszystko co wniosła do małżeństwa po rozwodzie wracało do niej. To co udało mu się ulokować w mniejszych lub większych interesach częściowo zagarnął Voldemort, a resztę skonfiskowało Ministerstwo.Jego dodatkowe konto u Gringota również zablokowali.  Pozostała mu jedynie ta rudera, którą kupił kiedyś na nazwisko kochanki i kilka tysięcy galeonów które tu ukrył. Poza tym był w czarnej dupie. A Viviane, choć była jego kochanką od blisko dziesięciu lat, nie zawaha się zostawić go jak psa, gdy tylko odkryje  że jest bankrutem. Kochała pieniądze i władzę jaką miał. I ostry seks. Była tak inna od jego delikatnej i przewrażliwionej żony. Z wściekłości zatopił zęby w jej piersi, nie zważając na ból jaki jej sprawia. Nie mógł stracić również jej, dlatego tak bardzo potrzebował Dracona po swojej stronie.
        - Lucjuszu! - krzyknęła i odepchnęła go ze złością. Spojrzał na nią wściekły. Nigdy nie był delikatny wobec żadnej kobiety. Brał co chciał i jak chciał, więc nie rozumiał jej reakcji. Wrócił do beznamiętnego ugniatania jej kobiecych atrybutów.
         - Jest jeszcze jedna sprawa... Kim jest Gregorius?
         - Gregorius? O ile się nie mylę to Mistrz Eliksirów, chyba Grek albo Hiszpan, a czemu pytasz? 
         - Jest w szkole i tytułuje szlame panią. Z resztą ten grecki bóg seksu  tak samo... w ogóle wszyscy się przed nią płaszczą, a twój syn lata za nią z wywieszonym jęzorem. 
         - Ciekawe...  Obserwuj ją, może się przydać... a nawet jeśli nie to ten bękart Derwent chętnie się nią zajmie...
         - Jak możesz nazywać swojego syna bękartem.... 
         - Ja wszystko mogę, a jego matka była głupią zdzirą... - zapomniał jedynie dodać, że właśnie za zgwałcenie mugolki i zrobienie jej dziecka gdy był jeszcze w szkole został praktycznie wydziedziczony. Nikt miał nie wiedzieć o tym bachorze, on sam nie miał pojęcia jakim cudem dzieciak znalazł się w czarodziejskiej rodzinie Derwentów i kto mu powiedział, że jest jego synem. Rok temu pojawił się znikąd i zaczął go szantażować. Obiecał mu tą brudną mugolaczkę by mieć na jakiś czas spokój. Był przydatny w Mungu i prawie udało mu się pozbyć Narcyzy. Prawie. Teraz był kością w gardle, ale mógł się jeszcze przydać. Tak... szlama była kluczem....
          - Sypialnia kobieto, rusz swój tyłek... robi się późno a ty musisz wracać...
          -  Długo jeszcze Lucjuszu? Mam dosyć tej szopki...  a i muszę odwiedzić naszą słodką blondyneczkę... kończą mi się włosy...
          - Najpierw cię przelecę... skoro już tu jesteś.