czwartek, 18 lutego 2016

# 24 #


                       

           

              Minutę przed tym, jak Ronald Weasley dotarł do Wieży, płomienie w kominku salonu Gryffonów rozbłysły na zielono i wyszedł z nich Draco. Prefekt rozejrzał się w poszukiwaniu jednej konkretnej osoby. Gdy jej nie znalazł, przyprawił prawie o zawał siedzącego najbliżej, niepozornego, najwyżej czwartorocznego chłopca, który nie zdążył oddalić się jak to zrobili jego koledzy.
             - Rusz tyłek i zawołaj Pottera - warknął. Chwilę później przyglądał się,  jak Gryfon wbiega na schody prowadzące do sypialni. 
            
            -Malfoy? - do salonu wpadł rozczochrany Harry, zapinający w biegu koszulę.
            - Nie... Merlin, musimy pogadać - Draco zlustrował niechlujny wygląd Wybrańca i uśmiechnął  się wrednie. - Powiedz wiewiórce, że później sfinalizujecie to co robiliście, a teraz musisz dokończyć ze mną patrol.
            - Gdzie Hermiona? Stało się... - w tej chwili przejście pod portretem Grubej Damy otworzyło się by wpuścić Weasleya.  
            -  Potter, z łaski swojej, też chciałbym się zająć czymś przyjemniejszym... więc zagęść ruchy, to może obaj wrócimy do naszych dam możliwie szybko - nie spuszczając wzroku z Rona, który chciał przemknąć na schody prowadzące do sypialni, wyjął spod szaty Pelerynę Niewidkę. - A to  chyba należy do ciebie. Do kompletu była jeszcze mapa, tylko Hermiona ją zatrzymała.
            - Skąd to masz? - Harry wyraźnie był nieco rozkojarzony po przerwanych igraszkach ze swoją dziewczyną. Skojarzenie peleryny w dłoni Malfoya z purpurową barwą twarzy Weasley'a było w tamtej chwili ponad jego zdolność postrzegania.
            - Tak sobie myślę, że na to pytanie szczegółową odpowiedź uzyskasz od  p r z y j a c i e l a - Draco ostatni wyraz celowo przeciągnął,  sztyletując przy okazji Rona spojrzeniem godnym bazyliszka. - My tylko to skonfiskowaliśmy, ale  o tym pogadacie sobie później, teraz zbieraj tyłek bo czasu szkoda.
             Harry burknął pod nosem coś,  co na upadłego można było odczytać jako " tylko się ubiorę", bezceremonialnie odsunął Rona na bok i zaczął wbiegać na schody prowadzące do jego sypialni. Jako prefektowi Gryffindoru przysługiwała mu pojedyncza  komnata. Tym bardziej zastanawiające było, w jaki sposób Ron wszedł w posiadanie jego najcenniejszych pamiątek. Dopiero pod drzwiami spłynęło na niego oświecenie, że Hermiona i Draco musieli przyłapać Rona, i że zapewne doszło do konfrontacji rudego z dziewczyną. Jeszcze zanim zdążył otworzyć drzwi dobiegły go słowa Ślizgona. Z zaciekawieniem cofnął się kilka stopni w dół i zaczął przysłuchiwać.
            - Nie tak szybko Weasley - Draco najwidoczniej stanął w przejściu na klatkę ze schodami, bo słychać go było całkiem wyraźnie i głośno.
            - Bo co fretko, odsuń się - wrzask Rona słychać było chyba nawet w lochach. Nie dziwne więc, że na schodach obok Harry'ego pojawiła się Ginny, a drzwi większości sypialni pootwierały się i ukazywały głowy głodnych sensacji Gryfonów.
             - Bo to Łasico, że mam ci coś do powiedzenia, a ty mnie wysłuchasz. I nie zmuszaj mnie żebym cię związał - głos Dracona brzmiał spokojnie, ale było w jego tonie coś, co mroziło krew w żyłach i przyprawiało o lodowate dreszcze. Ron też poczuł to złowrogie brzmienie. Nie oponował dłużej słownie tylko z niepokojem obserwował różdżkę w rękach blondyna.
              - To był ostatni raz, kiedy Hermiona przez ciebie płakała. I..... zapamiętaj sobie .... następnym razem pozwolę jej zrobić z ciebie mokrą plamę na ścianie. 
              - Skończyłeś? Ta zimna dziwka nic mi nie zrobi... -  reakcja Dracona była natychmiastowa. W jednej sekundzie Ron został przygwożdżony do ściany, a czubek różdżki Ślizgona wbijał mu się boleśnie w gardło. 
               - Przeczysz sam sobie Weasley, dziwka z założenia nie może być zimna. Dziwka musi być gorąca, inaczej zdechłaby z głodu, ale skąd ty możesz o tym wiedzieć... nie stać cię na takie rozkosze... - słowa przesycone jadem wbijały się boleśnie do mózgu Gryfona. - Powiadasz że zimna?... Bo nie rozłożyła nóg przed tobą?... Bo ma szacunek do samej siebie?.... Bo nie chciała poświęcić tego co jest dla niej najcenniejsze,żeby zaspokoić twoje prymitywne żądze? I chwała jej za to ! Dla mnie jest najświętszą na świecie cnotliwą dziwką, używając twojej terminologii. Mnie możesz sobie nienawidzić, mam to głęboko w dupie, ale powtórzę ostatni raz.... jeszcze jedna jej łza, jedno krzywe otwarcie twojej prymitywnej jadaczki, a twoje życie zamieni się w takie piekło, że sam Lucyfer przyjdzie do mnie na korepetycje.... ZRO - ZU -MIA -ŁEŚ?
               W ciszy która zapadła usłyszeć można było tylko odgłos przełykanej śliny przez Rona, choć większość Gryfonów stała na schodach zaraz za Harry'm i Giny, nikt nie wydał z siebie jakiegokolwiek dźwięku. Wszyscy z zapartym tchem czekali na odpowiedź Weasleya, wpatrując się w jego pobladłe oblicze. Ten jednak nie miał zamiaru dać za wygraną.
                - Od kiedy jesteś obrońcą szlam Malfoy? - wycharczał ledwie zrozumiale, a różdżka Draco jeszcze mocniej wbiła mu się w gardło.
                 Wszyscy zgromadzeni spodziewali się czegoś strasznego, z czego Avada byłaby najłaskawszym wyrokiem, sadząc po minie jaka zagościła na twarzy blondyna. Ale tego co się stało nikt się nie spodziewał w najmniejszym nawet stopniu. Szyderczy śmiech Dracona rozniósł się echem powodując konsternację zgromadzonych.
                - Weasley, jednak jesteś idiotą... właśnie wydałeś na siebie wyrok... i wiesz co? Pomimo tylu świadków, nie będziesz w stanie nic mi udowodnić.... - Draco z trudem tłumił śmiech - Chcesz wiedzieć? Odpowiem ci, choć wcale nie muszę. Pomyślmy.... Cała prawda i tak nie zmieści się w twoim ptasim móżdżku, więc usłyszysz okrojoną... Przyjmijmy że Hermiona obchodzi mnie od momentu, kiedy pomimo wszystkich swoich uprzedzeń i negatywnych uczuć,  potrafiła spojrzeć ponad całe zło jakie jej wyrządziłem i dała mi drugą szansę jako pierwsza i jedna z nielicznych. Szansę którą zamierzam wykorzystać, czy to się komuś podoba czy nie. Mam u niej dług, którego nie zdołam spłacić do końca swoich dni, bo nawet nie śmiem marzyć że kiedykolwiek mi wybaczy. A ty Weasley, zweryfikuj - ups... sorry, to chyba za trudne słowo dla ciebie - przypomnij sobie, co oznaczają pojęcia przyjaźń i miłość, bo sposób w jaki je postrzegasz.... cóż jest bardzo wygodny tylko dla ciebie. I odpowiedz sobie na pytanie... o co była cała ta wojna...? Po co walczyłeś by pozbyć się śmerciożerców, kiedy teraz sam postępujesz porównywalnie do nich i na swój pokręcony sposób hołdujesz ich uprzedzeniom? Chociaż raz użyj tego właściwego mózgu Łasico....
           Skończywszy swoją przemowę, Draco gwałtownie, z grymasem obrzydzenia odsunął się od  Gryfona i zabrał różdżkę z jego gardła. Nie zwracając na niego więcej uwagi rzucił tylko przez ramię - idziesz Potter? - i skierował się wprost ku wyjściu. Zanim minął portret dobiegły go jeszcze nad wyraz ostre słowa Ginewry Weasley, która najwidoczniej dobrała się bratu do skóry. 
            O tak, ten wieczór na pewno jeszcze się nie skończył dla Łasica, wiewióreczka da mu jeszcze popalić - pomyślał z dziką satysfakcja, gdy już stał na korytarzu czekając na Pottera. 
               W drodze do dormitorium Prefektów Naczelnych, Draco zdał Harry'emu szczegółową relację z wydarzeń wieczoru, łącznie z rozmową z McGonagall do  której zafiukała Hermiona jeszcze przed jego wizytą u Gryfonów. Harry'emu nieszczególnie przypadł do gustu pomysł, żeby do końca nie informować Ginny i pominąć w tych informacjach spiskowanie Rona. Ale skoro nawet Hermiona uważała że tak będzie lepiej, nie śmiał nawet podważać tej decyzji. 
                 Plan zakładał bowiem pozwolić Weasley'owi wierzyć że dał się tylko przyłapać po ciszy nocnej i zostawić mu wolną drogę do dalszego knowania. Ale tylko pozornie. Dzięki zaklęciom podsłuchującym, które zostaną na niego rzucone rano oraz siatce obserwujących go ludzi, istniała dość duża szansa na zdemaskowanie osoby działającej na zlecenie Lucjusza Malfoya. O całej akcji nie wiedzieli nawet Państwo Weasley, przed którymi postanowiono zachować to chwilowo w tajemnicy. Nie dlatego że wątpiono w ich lojalność, ale z uwagi na wybuchowy charakter Molly, która zapewne nie siedziałaby cicho i potulnie poznawszy ostatnie poczynania najmłodszego syna. Z Ginny był podobny problem. Nikt nie wiedział jak zareaguje na postępki brata i czy zdoła powstrzymać emocje na wodzy.
              Sam Harry miał ochotę jak najszybciej wrócić do Wieży i rozszarpać Rona. Choć wiedział ze jego przyjaciel był odporny na wiedzę i trudno mu było przemówić do rozumu, jak już się na coś uparł, to nie chciało mu się pomieścić w głowie że mógł upaść aż tak nisko. I nie mógł zrozumieć motywów jego postępowania. Jeśli to była miłość, to czemu przez całe miesiące ignorował Hermionę i to co robiła po zakończeniu wojny, sam nie robiąc absolutnie nic. Czy naprawdę uważał, że wystarczyło tylko zabić Voldemorta, a reszta zrobi się sama. Coraz bardziej skłaniał się ku stwierdzeniu Draco, które padło w ich rozmowie,  że  Ron najchętniej zrobiłby Hermionie stadko małych rudzielców, zamknął w Norze i do końca życia odcinał kupony, budując swój wizerunek na sławnej, mądrej, uzdolnionej żonie, bo przecież Hermiona zawsze znalazłaby wyjście z sytuacji i wyciągała go za uszy ze wszystkich nonsensów, na jakie by wpadł. 
            Siedząc już z Draco i Davidem w salonie Prefektów, myśli Harry'ego przeniosły się na Ślizgona. Niechętnie, ale musiał przyznać przed samym sobą że Draco mu zaimponował tego wieczora. Wszystkim. Postawą wobec Hermiony, opanowaniem - choć domyślał się ile to go kosztowało,  słowami - które głęboko zapadły mu w głowie i choćby chciał, nie mógł się z nimi nie zgodzić. 
             Często używa się stwierdzenia że to tylko słowa, że słowa nic nie znaczą i tym podobnych mądrości. Jednak słowa wypowiedziane dzisiejszego wieczora przez Malfoya miały porażającą moc. Sprawiły że nawet Harry Potter dostrzegł zdumiewającą przemianę w Ślizgonie. Po raz pierwszy od ich powojennego spotkania uwierzył w jego deklaracje zmiany własnego życia. 
Spojrzała ponad zło jakie jej wyrządziłem i dała drugą szansę - te słowa wciąż dźwięczały mu w głowie. 
        I on, Harry Potter, tego wieczora dał drugą szansę swojemu odwiecznemu wrogowi, Draco Malfoyowi.  


                Minął kwadrans od momentu kiedy wreszcie pozbył się Pottera i wysłał go przez kominek do Wieży Gryffindoru. David poszedł do siebie zaraz po odejściu Harry'ego, z prośbą by jeszcze chwilę zaczekał na eliksir dla Hermiony. Teraz siedział przed dogasającym kominkiem i analizował wydarzenia z ostatnich dwóch godzin.
               Temat Weasley'a zakopał w najdalszych zakamarkach mózgu. Skoncentrował się na tajemniczej dziewczynie z którą spiskował rudzielec. W pierwszej chwili pomyślał o Parkinson. Tak, ona na pewno była do tego zdolna, chociaż do jej osoby nie pasowała współpraca z Weasley'em. Ale wykluczyć tego nie mógł. Znał Pansy na tyle dobrze, by wiedzieć, że w swojej determinacji była nieobliczalna i zdolna do wszystkiego. Dziwiłby się gdyby potulnie położyła po sobie uszy i cierpliwie czekała na rozwój wypadków. Zbyt wiele mogłaby zyskać na współpracy z jego ojcem i jeśli ona za tym wszystkim stoi, na pewno nie robi tego z dobroci serca. Cena jaką zaproponowałaby Malfoyowi seniorowi byłaby słona i niekoniecznie wyrażona w pieniądzach czy innych dobrach materialnych. Tego jej nie brakowało, nawet po częściowej konfiskacie majątku Parkinsonów przez Ministerstwo Magii, jak to się działo w przypadku osądzonych i skazanych śmierciożerców, nadal była lepszą z partii w czarodziejskiej Wielkiej Brytanii. Jeśli chodziłoby o Pansy Parkinson, ceną byłby on i dotrzymanie kontraktu małżeństwa zawartego dawno temu między ich rodzinami.
              Drugą osobą która przewinęła mu się przez myśli była Jasmine. Jej dziwne zachowanie, ten świdrujący, bezczelny wzrok, który doprowadza go do białej gorączki od pierwszego spotkania w pociągu ... Coś podświadomie mu szeptało, że zdecydowanie powinien wystrzegać się tej młodej kobiety. Tylko skąd mogłaby mieć powiązania z jego ojcem?
              Po głębszym zastanowieniu, do swojej czarnej listy dodał jeszcze Astorię. Niejednokrotnie dawała mu do zrozumienia, że wcale nie miałaby nic przeciwko zostaniu w przyszłości młodą panią Malfoy, chociaż dobrze wiedziała o zaaranżowanym małżeństwie z Parkinson. Cóż... mogłaby upatrywać dla siebie szansy pomagając dotrzeć do niego.
              Istniała też bardzo prawdopodobna możliwość, że ktoś działa z zupełnie niezależnych pobudek, usiłując przypodobać się Lucjuszowi. Na chwilę przywołał w pamięci obraz rodziciela i jego wykrzywiony wyraz twarzy, gdy ten był z czegoś niezadowolony. Wyobraził sobie chwilę, kiedy doniesiono mu o rzekomym związku jedynego syna z Granger. To musiał być piękny moment, a mina tyrana bezcenna. Przez jedną krótką chwilę żałował, że nie dane było mu się nim nacieszyć i że to nie on przekazał ojcu jakże rewelacyjną wiadomość. 
          Z rozmyślań wyrwał go David, który przyniósł niewielką fiolkę ze złotawym płynem.
            - Wystarczy że wypije połowę. To trochę inna odmiana Eliksiru Słodkiego Snu. Słabsza, ale równie skuteczna. Ty też możesz wypić, przyda ci się trochę spokojnego snu.
            - Dzięki - Draco skinął głową i ruszył w kierunku sypialni Hermiony.  
              Stanął przed drzwiami i wziął głęboki oddech. Niepewny tego w jakim stanie zastanie dziewczynę delikatnie zapukał. Przemknęła mu przez głowę szybka myśl, że nie chciałby być teraz w skórze dziewczyny. Nie usłyszawszy odpowiedzi niepewnie uchylił drzwi. Pokój tonął w półmroku, oświetlany jedynie jedną samotną świecą  i nikłym blaskiem przygasającego ognia w kominku. Dopiero po przyzwyczajeniu wzroku do oświetlenia dostrzegł sylwetkę dziewczyny siedzącej z podkurczonymi nogami w niszy okiennej.Zamyślona, z głową opartą o szybęm zdawała się nawet nie zarejestrować pojawienia się chłopaka w pokoju.
Podszedł bliżej i w milczeniu oparł o rzeźbioną kolumnę łóżka plecami. Nie miał odwagi się odezwać. Jeszcze przez chwilę chciał podziwiać zjawiskowy obraz jaki malował się przed jego oczami. Na tle bezchmurnego, granatowego nieba szczupła sylwetka Hermiony wyglądała wprost olśniewająco. Gwiazdy wydawały się tańczyć w jej niesfornych włosach, a niewielki, przypominający rogal księżyc delikatnie oświetlał jej zamyśloną twarz. Tylko smutek z jakim patrzyła w noc nie pasował do całości i boleśnie przypominał o istocie swojego pochodzenia.   
             W jakiś sposób przecież sam się do niego przyłożył. Pośrednio był odpowiedzialny za stan jej ducha. Gdyby mu nie pomagała... cała sytuacja z Weasley'em nie miała by miejsca. Czuł się podle, a wszelkie słowa pocieszenia jakich chciałby użyć wydawały  mu się zupełnie nie na miejscu.
               - Nie obwiniaj siebie za głupotę Rona - szept Hermiony mający w tamtej chwili siłę pioruna podczas gwałtownej burzy spowodował że drgnął. Po chwili Gryfonka siedziała już przodem do niego, zwieszając nogi z parapetu.
               -  Obiecałem , że już nigdy cię nie skrzywdzę, a teraz... znowu jestem przyczyną.... Czuję się podle. 
               - Malfoy, bo jeszcze pomyślę że ty także zgubiłeś mózg. Nie widzę żadnego powodu dla którego miałbyś się tak czuć.... i nie będę ci tego tłumaczyć jak pięciolatkowi. Jeśli ktoś jest tu winny to tylko i wyłącznie ja.  
               - Ty? 
               - Tak... Przez te wszystkie lata dawałam się wodzić za nos, ulegałam, wybaczałam. Pozwalałam się ranić i znosiłam jego humorki... Nie Draco, nie masz prawa się obwiniać. Zdeterminowany czy nie, zawiedziony,wściekły... nie miał prawa tak postąpić. I tym razem nie ujdzie mu to na sucho - głos Hermiony choć niespotykanie spokojny przepełniony był goryczą, a w jej oczach nadal tlił się smutek. 
              Zeskoczyła z parapetu i powoli podeszła do nieco zaskoczonego chłopaka. Jej spokój nieco go przerażał. Spodziewał się raczej cichych łez, wściekłości wymalowanej na twarzy, emocji które zawsze z niej emanowały, ale nie prawie stoickiego spokoju. 
             - Więc...co zamierzasz? Bo zemsta jakoś mi do ciebie nie pasuje...
             - Myślisz że ślizgońską przebiegłość i gryfońską brawurę da się jakoś połączyć w coś bardzo wrednego?
             - Proponujesz połączenie sił? Co konkretnie masz na myśli?
             - Wiesz... najchętniej powiedziałabym o wszystkim pani Weasley, a później z satysfakcją obserwowała każdego jednego wyjca który by do NIEGO przyszedł, ale to chwilowo nie wchodzi w rachubę. Sam fakt że nie mogę MU teraz wszystkiego wygarnąć działa na mnie deprymująco. Jestem wściekła, choć może tego po mnie nie widać... i tak, chcę MU dopiec do żywego...
               - Wiesz że jeśli chodzi o Wieprzleja, ja nie mam żadnych zahamowań, wystarczy twoje jedno słowo... powiedz  tylko co ci chodzi po tej mądrej główce - z każdym słowem w stalowych oczach Dracona pojawiało się coraz więcej diabelskich chochlików. Miał ochotę wybuchnąć niepohamowanym śmiechem, bo takiego obrotu spraw się nie spodziewał. 
               - Zanim ci powiem... powinnam chyba coś wyjaśnić... wiesz... to na korytarzu... nie wiem skąd mi się wzięło - zawstydzona spuściła oczy, a na jej policzkach rozlał się rumieniec. - Nie chcę żebyś myślał, że to miała być zemsta na NIM, czy coś w tym stylu. Ta myśl, a właściwie ta potrzeba przyszła tak niespodziewanie, wtedy nawet nie myślałam o tym że nie jesteśmy tam sami, że ktoś na nas patrzy... nie umiem tego wytłumaczyć... i.. i przepraszam... ja naprawdę nie jestem taka... - wydusiła, a raczej wystękała w końcu z siebie nie śmiąc podnieść wzroku.  

          Nie ośmieliła się jednak dodać jak ogromną przyjemność sprawił jej ten pocałunek, jak również tego że uwielbia zatapiać się w jego ramionach. I ten zapach który tak subtelnie wokół siebie roztaczał,  zapach w którym nuty cytryny i pomarańczy złamane zostały ekstrawagancją  mahoniu i zmysłowością drewna cedrowego i wetiweru*. Całość dawała niezwykle zniewalający dla zmysłów efekt wyczuwalny dopiero z bliska. Nawet sama przed sobą nie chciała się przyznać, że ostatnio coraz częściej szukała bliskości by móc upajać się jego zapachem i delikatnym,a za razem bardzo pewnym i zdecydowanym dotykiem.
Nie chciała też rozkładać na czynniki pierwsze tego niespodziewanego dla niej samej pociągu do blondasa. Po raz pierwszy nie miała najmniejszej ochoty na analizowanie samej siebie. Wmówiła sobie, że to na skutek niezwykłych okoliczności w jakich się znaleźli, tajemnic które skrywali, niepewności najbliższych miesięcy i trochę spóźnionej burzy hormonów  która wcześniej jej nie dosięgła. A teraz stała przed Draconem niczym skazaniec, czekając na jego ruch.


           W pierwszej chwili pomyślał, że ma omamy słuchowe, że coś mu się musiało wydawać, albo niekoniecznie dobrze zrozumiał jej słowa. Kilkukrotnie przewinął w głowie to co właśnie usłyszał i nadal nie miał stuprocentowej pewności że sobie nie uroił ostatnich minut. 
            Kobieta którą uwielbiał od lat, za bliskością której tęsknił, od ust której najchętniej wcale by się nie odrywał przepraszała go za.... pocałunek? Nie... nie za pocałunek, a za prośbę o pocałunek z której on bez żadnych skrupułów skorzystał i na chwilę trafił do nieba. I w dodatku stoi przed nim zawstydzona i pełna poczucia winy, czekając na jego reakcje jak na jakiś wyrok. Po pierwszym szoku przyszło otrzeźwienie, że przecież Hermiona nie zdaje sobie sprawy z jego uczuć i że niezależnie od powodów on przyjmie wszystko, co tylko zechce mu podarować, by móc cieszyć się jej bliskością. Och pewnie, że wolałby aby było to potrzebą jej serca... ale jak się nie ma co się lubi... Zaraz, czy ona właśnie powiedziała że ta POTRZEBA przyszła niespodziewanie i nie miała nic wspólnego z Łasicem? Wyciągnął rękę i usiłował unieść jej głowę.
               - Granger... nigdy, ale to nigdy  nie przepraszaj mnie za coś, co sprawiło mi wiele mhm... rozkoszy, a temu chyba nie możesz zaprzeczyć, bo sama czułaś to samo, a przynajmniej ja widziałem błogość w twoich oczach... - próby podniesienia głowy dziewczyny spełzły na niczym, wiec po prostu przyciągnął ją do siebie - i jeśli kiedykolwiek jeszcze poczujesz TAKĄ  POTRZEBĘ, możesz bez skrupułów mnie wykorzystać. Czasem naprawdę bywasz kretynką, wiesz? 
              - Malfoy !....
              - No dobra, cofam kretynkę, a teraz gadaj co ci się wykluło....       
              - Hmm, po pierwsze...- w końcu zdecydowała się spojrzeć na Dracona -  to zwalniam cię z obietnicy dotyczącej SAM - WIESZ - KOGO .... 
              - Zaczyna się robić ciekawie... a po drugie?
              - Tylko się ze mnie nie nabijaj.... 
              - Jakże bym  śmiał.....
              - Schyl się - a kiedy jego ucho znalazło się na wysokości ust Hermiony usłyszał szeptaną wersję jej planu.

               Później leżąc już w swoim łóżku, zastanawiał się czemu uciekła się do szeptu. Z myślą że Hermiona Granger jest zdecydowanie jedną z bardziej zaskakujących młodych kobiet jakie ma przyjemność znać, zasnął z baaardzo zadowolonym uśmiechem na ustach.   
              


              
   
              
  
 ________________________________                   
  *  Składnik otrzymywany z korzenia wetiwerii pachnącej  do dziś dnia jest uważany za afrodyzjak, ale to oczywiście rzecz raczej z pogranicza bajki niż informacja o solidnych podstawach. Uprawiana głównie na Haiti, w Indonezji  czy na Reunionie. (Naprawdę wykorzystywany w perfumerii)


                

poniedziałek, 8 lutego 2016

# 23 #




       Kochane moje czytelniczki!

       Dziś troszkę krócej, ale obiecuję nadrobić w kolejnym poście. Gdyby wkradły się jakieś rażące błędy wybaczcie... Jeśli coś wyłapiecie  - dajcie znać. Sprawdzałam, ale przyznam że po łebkach... 
Miłej lekturki.... 

       


                  Ronald Weasley stał przyklejony zaklęciem Hermiony z szeroko otwartymi ustami ze zdziwienia. Po jego głowie błąkało się tylko jedno pytanie. - Jakim cudem Hermiona była w stanie go zdemaskować? Przenosił wzrok między dwójką Prefektów, zastanawiając się, jakie przyjdzie mu ponieść konsekwencje. Sytuacja nie wyglądała różowo. Po pierwsze, wziął pelerynę i Mapę Huncwotów bez wiedzy Harry'ego, po drugie, Hermiona  pewnie nadal była na niego wściekła za to, co zrobił w pociągu, no i na dokładkę Malfoy, który właśnie podszedł z drwiącym uśmieszkiem na ustach.

              - Wiesz że lubię prezenty kochanie, zwłaszcza takie niespodziewane - Draco stanął przed Ronem  i przekornie przechylił głowę. Pewnym ruchem wyjął z rąk Gryfona mapę i różdżkę. - No to, cierpisz na bezsenność Weasley, czy lunatykujesz? A może bawisz się w szpiega? 
              
              Rudy zacisnął zęby i odwrócił głowę uciekając przed świdrującym wzrokiem Ślizgona. 
              - Nie twoja sprawa Malfoy - wywarczał Gryfon, nadal patrząc w bok. 
              - Och, tak się składa, że bardzo moja Weasley, więc uświadom nas proszę, co robisz na korytarzu, zamiast grzecznie leżeć w łóżeczku? - spokojny i lodowaty ton, tak podobny do tego, którego używał Snape, wywołał u Hermiony szeroki uśmiech.
              - No no Draco, przez chwilę miałam deja vu - blondyn posłał jej delikatny uśmiech. - Wujaszek byłby dumny....
              - Staram się skarbie, ale jak widać nie wystarczająco mocno... jak myślisz? co powinniśmy z nim zrobić? - lekko wskazał głową na coraz bardziej wściekłego Rona.
              - Pozostawiam to tobie, wymyśl coś...  - Hermiona wzruszyła od niechcenia ramionami i zaczęła składać trzymaną w ręku pelerynę niewidkę. - Ja listę swoich pytań do pana Weasleya dołączę do raportu dla dyrektorki.
             - W sumie masz rację, po co sobie psuć humor przed tak obiecująco zapowiadającą się nocą.... - Draco niewinnie złapał rękę dziewczyny - myślisz, że jest aż tak głupi,żeby uważać, że będziemy obściskiwać się w ciemnych korytarzach mając dwa komfortowe, prywatne pokoje?   
              - Kto go tam wie, co chciał usłyszeć albo zobaczyć... - chciała jeszcze coś dodać, gdy zza zakrętu wyłonił się David.
              Grek zimnym wzrokiem zmierzył rudowłosego, który o dziwo nadal milczał jak zaklęty. Przez chwilę z uwagą przypatrywał się Gryfonowi. Draco był prawie pewien, że właśnie uruchomił swój "rentgen uczuć",  i poddaje Gryfona prześwietleniu.  
              - David, wszystko w porządku? - Hermiona wyrwała go z zamyślenia.
              - Co? A tak... byłem jeszcze u McGonagall, ale o tym później... widzę że ktoś jednak zakłócił wam patrol...  - w aksamitnym głosie Greka zabrzmiała nuta złości i wyraźnej wrogości.       
              - Wysoki Sąd właśnie obmyśla wyrok  - Hermiona nieznacznie skinęła głową w kierunku Malfoya.
              - Skoro tak...- David odciągnął ich kilka kroków od oskarżonego i rzucił zaklęcie rozpraszające dźwięki -  mogę wnieść dodatkowe dowody oskarżenia.
               - A to ciekawe... cóż takiego jeszcze ma na sumieniu nieudolny szpieg? - Draco już nawet nie próbował ukrywać wściekłości we wzroku, którym nieprzerwanie świdrował Weasleya. 
               - Marco był dziś świadkiem nader interesującej rozmowy i dlatego tak pilnie chciał się ze mną widzieć.
               - I jak śmiem przypuszczać Łasic był jej uczestnikiem? - jad wprost wypływał z ust Ślizgona.
               - Jak najbardziej... i niestety nie była to przyjemna rozmowa. Ermi, twój były chłopak planuje zemstę na Draconie. Jak to malowniczo określił, żaden śmierciożerczy pomiot nie będzie... bzykał bezkarnie tej... zimnej... 
                - Nie kończ, jestem sobie w stanie wyobrazić co powiedział - starała się mówić spokojnie, jednak z sekundy na sekundę narastała w niej złość. -Wiesz z kim rozmawiał?
                - Na pewno z dziewczyną, ale ona była ostrożniejsza i ukryła się pod Kameleonem. Rozmawiali o jakimś Lucjuszu, i o tym, że jak tylko ten dorwie się do Dracona wszystko wróci na swoje miejsce. Rozumiecie coś z tego?
                - Aż za dużo... wygląda na to,  że Weasley działa na korzyść mojego starego, że właśnie sprzymierzył się z  kimś  i ...
               - Działa wbrew woli Zakonu, łamiąc tajemnicę - Hermiona dokończyła łamiącym się głosem.
            Czuła się zdradzona przez kogoś,  komu ufała bardziej niż samej sobie, przez kogoś, kto był jej bliski. Przez Rona, którego kochała jak brata, o którego się troszczyła przez lata.
I to tylko dlatego, że nie potrafiła pokochać go miłością inną niż braterska. Czuła zalewającą gorycz i smutek. Spod przymkniętych powiek wypływały łzy, a pytanie - Jak on mógł? Jak mógł zdradzić? - pulsowało w głowie niczym niekończący się koszmar pozbawiający oddechu.
               Ból powoli zaczęła wypierać wściekłość. Dłonie mimowolnie zacisnęły się w pięści, oddech stał się płytki i urywany a ciało przebiegały dreszcze. Po chwili drżała, niczym liść opierający się porywom wiatru, i ostatkiem woli powstrzymywała wybuch emocji. Jej magia... zaczęła szukać ujścia, napierała na każdy nerw błagając o uwolnienie. Mocniej zacisnęła pięści.   
            - David, to się znowu zaczyna - wyszeptała.
           
              Grek zaklął siarczyście, co było zaskoczeniem dla zdezorientowanego Dracona. Nigdy jeszcze nie słyszał aby David chociaż podniósł głos, a co dopiero używał wulgaryzmów. Motta stanął przed dziewczyną, całym sobą zasłaniając obserwującego ich Rona.
              - Nie może zapanować nad magią - wyjaśnił krótko i już spokojnym głosem zaczął przemawiać do Hermiony.
              - Ermi, spójrz na mnie proszę.
              Kiedy Hermiona podniosła powieki i jej przepełnione bólem oczy spotkały się z czarnymi źrenicami Davida, Draco poczuł ukłucie zazdrości o nieme porozumienie jakie się nawiązało między tą dwójką. Jak przez barierę dźwiękoszczelną docierały do niego kolejne słowa Davida.
               - Wiesz ze nie mogę użyć magii, nie wiem jakie miałoby to skutki... - dziewczyna lekko skinęła głową na potwierdzenie - oddychaj... przywołaj miłe wspomnienia... jeśli ci to pomoże płacz, krzycz, wyładuj się fizycznie na mnie.... tylko nie czaruj.... nie chcesz nikogo skrzywdzić.... potrafisz zapanować nad sobą... oddychaj... 
              Słowa i ton Davida przypomniały Draco jego sesje ze Snape'm, kiedy uczył się panować nad skutkami ubocznymi stosowania czarnej magii. Kiedy krew się burzyła a czarny demon w nim siedzący chciał coraz więcej ofiar. Co prawda on musiał okiełznać potwora,zamknąć go w klatce i trzymać na uwięzi, ale Hermiona musiała teraz zmierzyć się z mocą nad którą nie potrafiła zapanować. Jakkolwiek by to nie brzmiało, ona też walczyła ze swoim demonem. Różnica polegała jedynie na tym, że jej bestia była czysta i dobra, a jego odrażająca i zła.
               Powoli przeszedł i stanął za Hermioną. Czuł jej moc, powietrze drgało przesycone niewidzialnymi impulsami magicznej aury. Leniwym ruchem odgarnął jej włosy  na jedną stronę. Poczuł jak drgnęła.
              - Ciii... maleńka, powiem ci jak ja sobie radziłem z demonami - szeptał - oprzyj się o mnie...dobrze.... a teraz wsłuchaj się w mój oddech... i oddychaj razem ze mną...
              Położył ręce  na jej ramionach i delikatnym, miarowym ruchem głaskał do łokcia i z powrotem w górę. Kiedy oddech dziewczyny się wyrównał i uspokoił ponownie się odezwał głosem na pograniczu szeptu.
              - Wyobraź sobie ciepły, słoneczny dzień. Taki w którym nie marzy się o niczym więcej, jak tylko o spacerze. Idziesz przed siebie, nie myślisz o niczym, nie ma problemów... trosk...- przez moment delektował się bliskością i zapachem jaki wokół siebie roztaczała, jednocześnie zastanawiając się nad kontynuacją opowieści. 
              Tak naprawdę nie wiedział przecież co dziewczyna lubi, przy czym mogłaby się zrelaksować na tyle, aby wyciszyć nagromadzone emocje. Ku jego zaskoczeniu, Hermiona sama  rozwiązała jego dylemat.
             - Pójdziesz ze mną? Nie lubię spacerować sama.
             - Gdzie tylko zapragniesz - wiedział już, że zdołał rozproszyć jej złość i negatywne emocje. Wibrująca wokół magia powoli opadała i była coraz mniej wyczuwalna.  Skinął głową do Davida ponad jej ramieniem, informując go tym samym o, może niecałkowitym jeszcze, ale zażegnaniu zagrożenia.
              Powoli obrócił Hermionę do siebie, tak że przytulała się teraz policzkiem do jego ramienia. Jedną ręką, w uspokajającym geście, głaskał ją po plecach przytulając, kciukiem drugiej ścierał płynące dość obficie łzy. Trwali tak w ciszy, przerywanej jedynie głębokimi, równomiernymi oddechami i nielicznymi, szepczącymi słowami uspokojenia.
            Kiedy Draco poczuł, że rozluźniła pięści i przeniosła ręce obejmując go w pasie, odważył się odezwać.
            - Lepiej? - Hermiona wzięła głęboki oddech, podniosła głowę i otworzyła oczy. Gdy napotkała stalowe oczy, przytaknęła skinieniem głowy. 
            Uwolniła rękę spod jego szat i podniosła do twarzy. Przesunęła dłonią po jego policzku, potem po linii szczęki. Poszukała palcami warg, tak niewiarygodnie kuszących, które zaczęły układać się w uśmiech. Tak... Potrzebowała jego pocałunku, teraz, natychmiast, bardziej niż powietrza. To nagłe pragnienie kazało jej wpleść palce w blond włosy, przyciągnąć chłopaka bliżej i szepnąć.
            - Pocałuj mnie.... tu i teraz... proszę...
         Draco nie stawiał oporu. Wręcz przeciwnie. Delikatnie muskał jej usta wargami, obsypując drobnymi pocałunkami. Gdy zaczęła je oddawać...  przyciągnął ją jeszcze bliżej, a ich obopólna delikatność zaczęła przeradzać się w coraz bardziej zmysłową namiętność i pasję. Oderwali się od siebie dopiero gdy ich płuca zaczęły domagać się tlenu.
             - Łał - nie wiedząc co powiedzieć, Hermiona wtuliła się ponownie w ramię chłopaka. Gdy już trochę ochłonęła, zapytała - To co z tym spacerem? Chciałabym go dokończyć...
             - Kiedy tylko zechcesz, będę gotowy - Draco pocałował ją w czubek głowy. - Ale teraz idź z Davidem przodem, ja muszę coś dokończyć.

             Kiedy mijali Weasleya, stojącego z na w pól otwartą jadaczką, Hermionie nie drgnął nawet jeden mięsień na twarzy. Gdy odeszła z Davidem na bezpieczną odległość zapytała tylko beznamiętnym głosem.
             - Widział?
             - Tak,  jak miałem pewność że nic nikomu nie zrobisz,pozwoliłem mu podziwiać... 
             - I dobrze...
             Zdrada Rona bolała przeokrutnie i nie mieściła się jej w głowie. Nie potrafiła znaleźć słów usprawiedliwienia dla jego postępowania. Wiedziała jedno. Nigdy więcej Ronald Weasley nie doprowadzi jej do łez. Z przyjaciela, w ciągu kilku minut stał się jedynie osobą podejrzaną o zdradę. Kolejnym przypadkiem do rozpracowania.

             - Weasley, minus trzydzieści punktów i jutro o ósmej gabinet McGonagall - z oddali dobiegł ją zimny, sarkastyczny głos Draco.Wsunęła dłoń pod ramię Davida.
             - Się narobiło - westchnęła i nie oglądając się za siebie weszła do dormitorium.