sobota, 31 października 2015

# 15 #



       Powoli otworzyła oczy i ku swojemu zdziwieniu stwierdziła że jest w swojej sypialni. Chciała się podnieść ale dwie rzeczy jej to uniemożliwiały, potężny ból głowy i czyjaś dłoń przykrywająca jej własną. Powoli odwróciła głowę. Na fotelu przysuniętym do jej łóżka z przymkniętymi oczami siedział Draco. Nie była pewna czy spał. Przez chwilę patrzyła na niego nieprzytomnym wzrokiem usiłując przypomnieć sobie jak znalazła się w dormitorium. Jej wspomnienia kończyły się na ciemnej tafli jeziora w którą się wpatrywała. Ból nie pozwalał jej myśleć. Cóż musiała chyba usnąć, tylko jak dotarła do sypialni? Przecież nikt nie miał prawa jej znaleźć... 
         Delikatnie zaczęła wysuwać rękę. Nie chciała go obudzić, jeszcze nie była gotowa na konfrontację. Draco drgnął i poczuła jak ich palce się splatają. Gwałtownie odwróciła głowę i zasyczała z bólu. Jego reakcja była natychmiastowa. W jednej chwili siedział obok niej na łóżku.
     -  Hermiona? - wyszeptał - Co ci jest?
      -  Nic. - Chciała zabrzmieć stanowczo, ale jej głos był słaby - Idź sobie....
      - Zapomnij, dopóki się nie upewnię że nic ci nie jest, nie zamierzam się stąd ruszyć. Spójrz na mnie... -  delikatnie gładził ją po policzku. Nadal miała zamknięte oczy i odwróconą głowę.
       - Ciszej....  - wymamrotała. Zdziwił się bo mówił ton głośniej od szeptu. Obszedł łóżko żeby widzieć jej twarz.
       - Spójrz na mnie...- najciszej jak mógł poprosił ponownie. Dziewczyna powoli otworzyła oczy a jej usta wykrzywił grymas bólu. - Co cię boli?
        - Głowa... potwornie....
      Przywołał z biurka mały flakonik ze złotawym płynem i pomógł jej unieść głowę.
        - Wypij, wystarczy łyk.
        - Co to? nie znam....
        - Nie gadaj tylko pij, nic ci nie będzie, wypróbowałem na sobie.... Motta to zostawił.
        Niepewnie wzięła łyk mikstury. Przyjemne ciepło rozlało się jej po przełyku a ból prawie natychmiast zelżał..
       - Co z tym ma wspólnego David? I co ja tu robię? Uciekła wzrokiem przed lustrującymi jej twarz oczami Dracona.
       - Hmmm... śpisz? Bożek cię pomógł znaleźć. Gdyby nie on to chyba dziś mielibyśmy twój pogrzeb. Twój mózg się zbuntował i prawie wyłączył. Pamiętasz dlaczego? 
       - Nie chcę o....
       - Czy ja pytam o szczegóły? Pytam tylko czy pamiętasz....
       - Do pewnego momentu wszystko, ostatnie wspomnienie to jezioro, potem już nic...
       - Dzięki Merlinowi że twój wszystkowiedzący mózg nie ucierpiał... coś ty na siebie rzuciła?
        - Zaklęcie nienanoszalności, podobne do tego które chroni Hogwart tylko trochę słabsze.
        -  Granger ty szurnięta kretynko, mam ochotę cię udusić. Nigdy.Więcej.Nie.Znikaj., chyba że chcesz wyświadczyć przysługę mojemu staremu. - Nie myśląc co robi wtulił twarz w zagłębienie jej szyi.
        - O czym ty mówisz? I ZŁAŹ ZE MNIE DUPKU.
        - Nie, tu mi dobrze...(mmrrr) , to twoja kara za straszenie mnie. Prawie przez ciebie osiwiałem - szybko jednak usiadł z powrotem za sprawą pięści która wylądowała na jego żebrach.
        - Nie widać... zawsze byłeś siwy i  to nie jest powód żebyś się na mnie pokładał.
       - Cholera Granger, naprawdę napędziłaś mi stracha. Zaczęliśmy cię szukać zaraz jak przyszedł Diabeł. Oblecieliśmy cały zamek. Potem  Potter przyniósł tą mapę i stwierdził że cię nie ma w zamku, przestraszyłem się nie na żarty. Jak powiedzieliśmy McGonagall to zzieleniała. Co ci odbiło kretynko. - złapał ją za brodę i zmusił żeby na niego spojrzała.
       - Chciałam być sama... musiałam być sama... byłam tak wkurzona jak jeszcze nigdy dotąd....- westchnęła  - nie umiem tego opisać.
       - Ty nie umiesz? łał rewelacja , a na poważnie.... Zadajesz się z synem śmierciożercy który poprzysiągł mi zemstę, nie wiesz jaki mściwy jest mój ojciec, będzie tak długo szukał aż znajdzie, i co tu dużo mówić... jeśli się dowie o twojej roli w tym wszystkim raczej nie pogłaska cię po główce... czasem się zastanawiam czy zdawałaś sobie sprawę z tego, że ty też możesz stać się jego celem.... powinnaś się wycofać. 
        - Byłam tego w pełni świadoma Malfoy ....  i przepraszam.... nie wiem co mi się stało, ale nie byłam w stanie się opanować. 
         - Nie wiem co cię aż tak wkurzyło, ale jak w końcu dotarliśmy do ciebie wyglądałaś jakby ci ktoś wyssał mózg. Siedziałaś oparta o drzewo, pustym wzrokiem gapiłaś się przed siebie, a po policzkach ciekły ci łzy jak z kranu. Nie reagowałaś na nic. McGonagall chciała wysłać cię do Munga, bo pani Pomfrey nie wiedziała co ci jest. 
           - To jakim cudem.... - rozejrzała się po pokoju - praktycznie nic mi nie jest, już nawet głowa mnie nie boli.
          - To David, nie wiem jak i co zrobił, położył ci ręce na skroniach i zaczął szeptać jakieś zaklęcia. Zasnęłaś. Powiedział że nic ci nie będzie i że zdążyliśmy prawie w ostatniej chwili. Dał mi ten eliksir. Pomfrey chciała cię zabrać do skrzydła szpitalnego, ale bożek powiedział że jak się wyśpisz wszystko powinno być ok. Sam się zdziwiłem że odpuściła, wiesz jaka ona jest.
         - Ręce które leczą? - Zaśmiała się cicho.
         - W sumie tak to właśnie wyglądało. On używa jakiejś magii o której nigdy nie słyszałem. Najpierw kazał mi pokazać moje emocje, a potem tak po prostu pokazał ręką na drzewa nad jeziorem i powiedział że tam jesteś.
        - Wpuściłeś go do głowy kretynie?! 
        - No właśnie nie.... to było dziwne....stał za mną, położył mi rękę na ramieniu i kazał mi opuścić jakąś emocjonalną blokadę, którą ponoć oboje mamy nie do przebicia.... (wcześniej wymógł na Davidzie obietnicę że ten nie powie Hermionie o co tak naprawdę chodziło). Rozumiesz coś z tego?
       - Energia, emocje,uczucia... gdzieś o tym czytałam.... i jeszcze nie widziałam żeby używał różdżki...ciekawe...
      - Granger nic nie kombinuj  z myśleniem, bo znowu mózg ugotujesz....
      - Nie kombinuję, a teraz łaskawie spadaj, chcę się wykąpać i przebrać. Niedługo śniadanie. - spojrzała na zegarek. 
      - Wybierasz się gdzieś? 
      - A ty nie?
       - A i owszem .... do łóżka.... całą noc czuwałem.... i na fotelu nie śpi się najlepiej - ułożył się wygodnie obok niej.
      - Hmmm, nikt ci nie kazał, to po pierwsze, a po drugie.... to moje łóżko...
      - Wiem, ale do mojego za daleko... tu mi dobrze... i muszę pilnować żebyś znowu gdzieś  nie polazła... no nie gap się tak, polecenie McGonagall. A jak się uprzesz mam cię związać i zataszczyć do skrzydła szpitalnego. Poza tym co w tym dziwnego że leżysz ze swoim chłopakiem hę? - jego mina mówiła że się dobrze bawi.
      -Malfoy, czy ty się przypadkiem nie zapominasz? Zawsze wiedziałam że masz tupet, ale nie że jesteś aż tak ograniczony żeby mylić rzeczywistość z ....
      - Z fikcją.... tak się składa kochanie, że nie dajesz mi o tym zapomnieć.... ale fikcja nie musi być sztywna, może być przyjemna... - jak on lubił się z nią drażnić.
      - Czego ty chcesz Malfoy? I Nie Mów Do Mnie Kochanie! - wietrzyła jakiś podstęp, w końcu miała do czynienia ze Ślizgonem którego było na wiele stać.
      - Och skarbie.... niczego (ciebie?), Granger wrzuć po prostu trochę na luz i baw się tą całą sytuacją. Wlazłaś do mojego bagna, to nie psuj zabawy.
     - Dla ciebie to po prostu zabawa? Ratowanie ci tyłka to tylko zabawa? 
     - Myślałem bardziej o naszej fikcji... Jak inaczej to nazwać? Jak mamy być wiarygodni jeśli przy każdym dotyku, czy czułym słówku reagujesz jak spłoszony jednorożec skrzyżowany ze sklątką tylnowybuchową? - odwrócił się w jej stronę i podparł na ręce. 
    Drugą powoli skierował w kierunku jej twarzy. Odruchowo odchyliła głowę, nie cofnął jednak ręki.
     - Właśnie o tym mówię, muszę cię trochę oswoić, kobiety pragną mojego dotyku... i nie uciekają przed nim. 
      - Więc ja jestem wyjątkiem potwierdzającym tę regułę. I nie jestem zwierzątkiem żeby trzeba było mnie oswajać.
      - Wymiękasz Granger? - delikatnym ruchem zgarnął niesforny kosmyk włosów z jej policzka i uśmiechnął się zadziornie. Wiedział że właśnie rzucił jej wyzwanie i ciekaw był jej reakcji. 
       A niech cię Malfoy, zapłacisz mi z to... - pomyślała, ale podjęła grę. Jego szczupłe palce zatrzymały się na szyi dziewczyny.
      Powolnym ruchem kciuka zaczął wędrówkę po jej policzku. Nie przerywając pieszczoty kontynuował cichym, zmysłowym głosem.
       - Nic o mnie nie wiesz Granger, a ja naprawdę nie gryzę i potrafię być miły. - Położył głowę na swoim przedramieniu tak że prawie stykali się czołami. -  Powiem ci jednak w zaufaniu. Nie zrobię nic, na co nie dasz mi przyzwolenia, choć nie powiem że nie miałbym ochoty - sugestywnie spojrzał na jej usta - jestem tylko facetem, a ty pachniesz tak.... kusząco.... - Poczuł jak zadrżała gdy przeciągnął opuszkiem palca po konturze jej ust - Rozumiem że możesz nie mieć do mnie zaufania ale... - zawahał się na chwilę - Już nigdy cię nie skrzywdzę Granger i nie pozwolę na to nikomu innemu. - jeszcze przez chwilę wpatrywał się w jej zdziwione oczy, po czym zabrał rękę - więc kochana... po prostu wyluzuj.

       Co to miało być do cholery, w co on pogrywa - pomyślała. Powinna coś powiedzieć, jakoś zareagować, ale bała się wydobyć z siebie jakiegokolwiek dźwięku. Zaskoczył ją, to fakt, ale jego dotyk.... był taki miły? Delikatny? Inny, wręcz intymny, a głos zmysłowy i uwodzący  do tego stopnia że jeszcze teraz nie mogła zapanować nad emocjami. Nadal czuła jego oddech na swoich ustach, delikatne ciepło które przyprawiło ją o zawrót głowy. Nie do końca była pewna czy właściwie zrozumiała jego słowa.... Malfoy z nią flirtował? Nie... takiej myśli nie dopuszczała do siebie. Nie zamierzała dołączyć do jego haremu. Jednak uczucia jakie towarzyszyły tamtej chwili były dla niej nowe, zupełnie niezrozumiałe. Jego pieszczota wywołała burzę w jej ciele i umyśle. Nie miała dużego doświadczenia w tych sprawach, pierwsze nieśmiałe pocałunki z Wiktorem, ale wtedy była tak zestresowana, że myślała tylko o tym żeby się nie zbłaźnić,  no i Ron.... Żaden z jego pocałunków, czy też żadna z jego pieszczot nie wywołała w niej nigdy takich uczuć jak ten jeden zmysłowy dotyk Dracona.

      - Mowę ci odjęło Granger? - wyraźnie rozbawiony ponownie podniósł głowę i oparł ją na ręce. 
      - Chciałbyś...- zaczęła szukając słów riposty. Pukanie do drzwi wybawiło ją z konieczności odpowiedzi. Draco jęknął zawiedziony.
      - Czy zawsze ktoś musi pukać  w najciekawszych momentach, leż ja otworzę. - niechętnie podniósł się z łóżka i poszedł do drzwi. - Pani dyrektor? Dzień dobry.
      - Witaj chłopcze. Jak nasza uciekinierka?
      - Na tyle dobrze że ledwie powstrzymałem ją od wstania i wycieczki na zajęcia.
      - No tak, cała Hermiona. Zostaw nas na chwilę Draco, skrzaty zaraz przyniosą wam śniadanie i zwolniłam was dziś ze wszystkich zajęć. Oficjalnie jesteście w Mungu, więc nie rzucajcie się w oczy - Draco skinął głową i wyszedł z pokoju.
      Minerva McGonagall usiadła na fotelu na którym wcześniej czuwał Draco.
      - Jak się czujesz dziecko? - niczym zatroskana babcia pogłaskała Hermionę po ręce.
      - Zupełnie dobrze, niepotrzebnie pani odwołała nasze zajęcia. - Nie uśmiechał jej się cały dzień w towarzystwie Malfoy'a. 
       - Nie opowiadaj głupstw. Musisz się zregenerować. Straciłaś dużo energii. Tak niewiele brakowało dziecko...
       - Przepraszam pani Profesor, ja nie wiem co mi się stało, nie mogłam zapanować nad złością i emocjami... - McGonagall pokręciła głową.
       - Albus nie powinien wam nawet o tym mówić, a co dopiero sugerować takie rozwiązanie  - położyła nacisk na słowie sugerować.
        O ile Hermiona jeszcze łudziła się że jednak źle zinterpretowała wczorajszą rozmowę, to teraz miała stuprocentową pewność że nie będzie to spokojny rok, a ich życie zawiśnie na włosku.
          - Czyli my to MUSIMY zrobić? Ale dlaczego właśnie MY?
         - Dziecko.... nikt was nie zmusi, a ja na pewno tego nie zrobię. To musi być wasza i tylko wasza decyzja. Jednak jesteście dwójką idealnych kandydatów. Ty, urodzona w niemagicznej rodzinie, o potężnej mocy która nadal się rozwija, inteligencji i wiedzy przynajmniej na poziomie samej Roweny Ravenclaw. Draco, jest może słabszym czarodziejem od ciebie, ale tylko niewiele, za to jego czysta krew skażona była czarną magią nad którą potrafił zapanować i nie ulec jej.Jesteście z domów które symbolizują ogień i wodę.
      - Z tego co wiem to zasługa profesora Snape'a.
      - To zasługa Dracona, gdyby nie chciał się uwolnić nawet Severus nie byłby w stanie nic poradzić.
       - Ale ja? Tak jak powiedziałam wczoraj, jestem może trochę zdolniejsza....
       - Hermiono, zaklęcie które wczoraj na siebie rzuciłaś ja opanowałam gdy byłam dwukrotnie starsza niż ty. Jak przypuszczam rzucałaś je pierwszy raz?
        Hermiona wpatrywała się w McGonagall jakby właśnie zobaczyła ośmiogłowego smoka.
        - To niemożliwe, było zupełnie proste - wyszeptała.
        - Możliwe, możliwe, Filius nie mógł się pozbierać przez godzinę gdy mu o tym powiedziałam.
        - Profesor Dumbledore nie odpuści prawda?
        - Obawiam się że zza grobu ma więcej do powiedzenia niż za życia. Co prawda nie może używać magii, ale manipulować ludźmi nadal potrafi...
         - Co my mamy zrobić? Nie chcę umierać.... nie teraz gdy nie ma już Voldemorta, miało być tak pięknie.... czy to się nigdy nie skończy?
         - Nie chcę żebyś uważała że przyszłam cię tu przekonać, bo od początku byłam przeciwna temu pomysłowi i to się nie zmieni, ale osoba która za tym wszystkim stoi może być groźniejsza  od Voldemorta.  Najgorsze jest to, że nie wiadomo z kim mamy do czynienia. Ale musiał zacząć działać jeszcze przed śmiercią Voldemorta i Lucjusz może być z tym jakoś powiązany.
         - Malfoy wie? Ech, głupio pytam, oczywiście że wie...Pani profesor... niech mi pani pozwoli iść chociaż do biblioteki, zwariuję tu nic nie robiąc.
        - Obawiam się że raczej tam byś nie doszła.
        - Ale ja naprawdę dobrze się czuję... 
        - Nie bądź uparta Hermiono, przynajmniej do popołudnia pozostaniesz w łóżku, albo przeniosę cię do skrzydła szpitalnego, poza tym David powinien cię zobaczyć zanim wstaniesz.
        - David? Myślałam że to pani Pomfrey zajmuje się hmm chorymi? On tu nie jest przypadkiem prawda? Cały ten kurs to ściema?
       - Och nie Hermiono, kurs jest jak najbardziej prawdziwy, jednak David, no cóż.... Korzenie jego rodziny sięgaja do starożytności. Jego przodkowie mieli niezwykły dar uzdrawiania, wiedza przekazywana z pokolenia na pokolenie powoli znikła. Zaklęcia, przepisy mikstur, wszystko odeszło w zapomnienie. Jakieś trzysta lat temu znaleziono księgi pełne zaklęć i przepisów należące niegdyś do klanu Mottów. Nikt jednak nie potrafił ich używać. - Przerwała na chwilę, jakby zastanawiając się nad dalszymi słowami. - David był niezwykłym dzieckiem, jego magia ujawniła się w dniu jego pierwszych urodzin, co jest niezwykle rzadkie. Gdy miał trzy latka jego rodzice po prostu zniknęli a Greckie Ministerstwo Magii umieściło go w miejscu gdzie nie mógł używać werbalnej  magii. Ktoś bardzo nie chciał żeby rozwijał swoje umiejętności. Magia jednak nadal w nim była. Po pewnym czasie zaczął czuć i widzieć, nie tylko magię, ale też uczucia i  emocje otaczających go ludzi. Zauważył też że uczucia wyzwalają w nim możliwość czarowania bez używania różdżki. Podświadomie wiedział że nie powinien ujawniać swoich umiejętności. Do szesnastego roku życia udawał że nie ma nic wspólnego z magią. Dopiero wtedy dowiedział się że oskarżano go o zniknięcie rodziców, a pobyt w tym, nazwijmy to ośrodku miał dostarczyć na to dowodów.  Jednak gdy przez wszystkie te lata nie udało się takowych zdobyć oddano go pod opiekę pewnego czarodzieja, który miał go nadal monitorować. Dopiero wtedy dowiedział się o świecie magii, o tym że nie jest sam. Zamieszkali w domu należącym do Mottów. Był spragniony wiedzy, zupełnie jak ty moja droga. Po pewnym czasie odkrył że jego magia różni się od tej którą opisywano w księgach. Chciał zrozumieć, ciągle szukał odpowiedzi... aż natknął się na ukrytą komnatę w podziemiach domu. Była to swego rodzaju biblioteka, a w niej owe księgi które od lat były przechowywane w ministerstwie. Nie wiadomo jak się znalazły w domu Mottów. Domyślasz się że dotąd martwe zaklęcia, w ustach chłopca zaczęły działać. Przez dwa lata uczył się tego, co zawarte było w księgach. Jego opiekun zbytnio nie zwracał na nic uwagi wiec David mógł swobodnie rozwijać swoje umiejętności. Zaczął pomagać ludziom, najczęściej mugolom, którzy mieli go za cudotwórcę. Nie uszło to jednak uwadze tamtejszego ministerstwa. Zaczęli nagonkę na chłopaka, jego opiekuna uwięzili. Ten jednak zdążył zorganizować chłopakowi ucieczkę do swojego przyjaciela do Anglii. Jako że to jeden z naszych Niewymownych nie znam szczegółów... David zapewne przeszedł przez sito testów sprawdzających. W końcu uznano że nie stanowi zagrożenia. Nasze Ministerstwo wzięło go pod swoją opiekę, i wydaje mi się że był jednym z czynników które przyspieszyły uruchomienie tego projektu.
      Gdy wyszła sprawa z Narcyzą... . Cóż, dzięki niemu udało się opracować eliksir który powstrzymuje klątwę przed rozprzestrzenianiem się. Podsumowując, David znalazł się przypadkiem, ale w bardzo odpowiednim momencie. 
       - A ten Eliksir to też jego pomysł? To on nas w to wrobił?
       -  Nie Hermiono. Ale jego pomoc może okazać się zbawienna. Gdyby nie David... nawet nie chcę myśleć gdzie teraz byś była. Możecie się wiele od siebie nauczyć, dla niego nasza magia nadal jest tajemnicą, choć opanował już większość zaklęć, a ty... ooo właśnie, już widzę ten błysk w twoich oczach. Teraz odpoczywaj dziecko... i nie martw się na zapas. Ja już niestety muszę iść - McGonagall podniosła się z fotela i skierowała do drzwi - jakbyś miała jeszcze jakieś pytania wiesz gdzie mnie znaleźć. Twój kominek jest połączony z moim gabinetem. Ach, zapomniałabym, przypisałam skrzata do twojej komnaty.... Płomyku - rozległ się trzask charakterystyczny dla teleportacji.
      - Pani Dyrektor, Panienko Granger.... w czym Płomyk może być pomocny?
     - Podaj śniadanie dla dwóch osób, później podasz również obiad, i od dzisiaj tylko ty Płomyku masz wstęp do tej komnaty - powiedziała do skrzata McGonagall.
     - Płomyk jest dumny że może służyć Panience, to dla Płomyka wielkie wyróżnienie - skłonił się nisko - Płomyk zaraz wróci ze śniadaniem dla Panienki i Panicza Malfoy'a. - i zniknął.
      - Powiem Davidowi żeby zajrzał do ciebie po obiedzie. - Hermiona skinęła głową.
      - Dziękuje pani profesor i jeszcze raz przepraszam.... 

    McGonagall uśmiechnęła się tylko i wyszła z pokoju. Hermiona chciała wstać, ale jej nogi były dziwnie słabe, a w głowie zawirowało. Usiadła bezsilnie na łóżku. Usłyszała że drzwi się ponownie otwierają.
      - Malfoy, czy w twoim arystokratycznym wychowaniu zabrakło lekcji o pukaniu do drzwi? Mogłam się przebierać!  
      - Na to liczyłem.... gdzie się wybierasz? Miałaś  leżeć.
      - To się przeliczyłeś i nie mów mi co mam robić tatusiu. - Spróbowała ponownie się podnieść. Skutek był równie opłakany jak poprzednio. Draco usiadł obok niej i zaczął się śmiać.
     - A tobie co tak wesoło?
     - Nic, tylko uświadomiłem sobie że jesteś dziś ode mnie zależna i nie możesz uciec.
     - Ale śmieszne. Zawsze mogę użyć różdżki i cię wykopać z pokoju. Zamiast chichotać jak hiena mógłbyś mi pomóc? Muszę do łazienki...
      - Wszystko o czym zamarzy moja pani - Zanim się zorientowała trzymał ją na rękach.  
      Nie zważając na jej protesty zaniósł ją do łazienki, a potem z powrotem do łóżka. Podał śniadanie, a gdy zjedli ponownie położył się obok niej. Jednak dziewczyna nie oponowała, nie krzyczała i była nieobecna myślami.
      - Draco... co chciałeś powiedzieć...  w gabinecie McGonagall kiedy ci przerwałam? - jej duże orzechowe oczy wpatrywały się w niego z powagą, a głos lekko drżał.
      - Naprawdę chcesz o tym rozmawiać? Nie powinnaś się denerwować...
      - Nie chcę ... ale musimy o tym porozmawiać, im wcześniej tym lepiej...po za tym złość już mi przeszła.
      - McGonagall ... Po to tu przyszła? Żeby cię przekonać?
      - Nie, przyszła jedynie z troski o mnie, to ja zadałam jej kilka dodatkowych pytań. Odpowiedzi utwierdziły mnie w tym że właściwie odebrałam wczoraj podteksty zawarte w wypowiedziach Dumbledora.  
      - Wierzysz jej?
      - A ty ufasz Snape'owi?
  Przez chwilę trwali w milczeniu. Ich dłonie splotły się jakby na wzajem szukały pocieszenia i otuchy.
       - Co chciałeś wtedy powiedzieć Draco? ....          

           
        

wtorek, 27 października 2015

# 14 #




        W gabinecie Dyrektora Hogwartu, Minervy McGonagall zapadła niezręczna cisza.  Stojąca obok biurka starsza czarownica jak i większość byłych dyrektorów Szkoły Magii i Czarodziejstwa  umieszczonych na portretach wpatrywała się z wielkim napięciem w dwójkę uczniów siedzących na środku komnaty.
       Hermiona  ukryła twarz w dłoniach i lekko kręciła głową w geście zaprzeczenia. Siedzący na krześle obok niej Draco tępym wzrokiem wpatrywał się w jakiś przedmiot na biurku dyrektorki. Z wyrazu jego twarzy nie można było nic wyczytać. W końcu wziął głęboki wdech i beznamiętnym głosem cały czas wpatrując się w ten sam punkt zaczął mówić. Niespodziewane przerwanie ciszy spowodowało że nawet postacie na portretach podskoczyły.
     - Jeśli chodzi o mnie.... - ale nie dane mu było dokończyć swojej wypowiedzi. Hermiona zerwała się z krzesła i krzyknęła.
     - Nie chcę wiedzieć Malfoy.... Muszę pomyśleć.... ale na razie nie chcę znać twojego zdania. Na razie nic więcej nie chcę wiedzieć - skierowała się do drzwi. Naciskając klamkę spokojniej dodała -  Przepraszam..... muszę to sobie poukładać, sama.... poczekaj tu na Blaise'a... ja potrzebuję samotności...- wyszła z gabinetu.
       Zeszła po krętych schodach na dziedziniec. Dopiero za trzecim razem udało jej się wyczarować cielesnego patronusa z wiadomością dla Blaise'a.
   Chciała być sama ze swoimi myślami. Skierowała się w stronę jeziora. Idąc jego brzegiem dotarła do olbrzymiego powalonego dębu, którego potężne konary tworzące swego rodzaju szałas niejednokrotnie już dawały jej schronienie. Rzuciła na siebie zaklęcie na które przypadkiem trafiła podczas porządkowania biblioteki w czasie wakacji, a o którym jeszcze nikomu nie powiedziała. Teraz nikt nie mógł jej znaleźć, nawet Harry nie zobaczy kropki z jej nazwiskiem na mapie Huncwotów.
     Wpatrując się w nieruchomą taflę jeziora zaczęła odtwarzać w myślach rozmowę z gabinetu McGonagall.
       Już w chwili gdy weszła z Malfoy'em do gabinetu i spojrzała na twarz dyrektorki wiedziała że ta rozmowa nie będzie łatwa. McGonagall była wyraźnie zatroskana, zdenerwowana i rzucała wściekłe spojrzenia w kierunku portretu Dumbledora. Poczuła się jak skazaniec gdy na środku gabinetu pojawiły się dwa krzesła, dla  niej i dla Malfoy'a. Przeciągająca się cisza doprowadzała ją do szału. Postanowiła ją przerwać.
      - Pani profesor.... dlaczego tu jesteśmy? - zapytała niezbyt mądrze - Czy stało się coś złego?
       - Och nie dziecko... Profesor Dumbledore chciałby wam coś zaproponować, z czym ani ja ani Severus się nie zgadzamy.
     Hermiona spojrzała na portret Mistrza Eliksirów, którego czarne oczy intensywnie się w nich wpatrywały z wyraźnym zaniepokojeniem. Pomyślała że musi to być naprawdę coś paskudnego skoro były opiekun Domu Salazara Slytherina miał jednakie zdanie z Gryfonką. Przeniosła wzrok na portret Dumbledora. Nie dała się zwieść dobrotliwemu spojrzeniu czarodzieja. Wiedziała do czego był zdolny za życia. Wiedziała o jego manipulacjach uczuciami życiem innych, bezwzględności i jeszcze innych grzechach jakie udało mu się popełnić.
    - Profesorze? - Zapytała zdecydowanie.
    - No tak... hmmm  Hermiono w najprostszych słowach chodzi o Narcyzę. - Spojrzała na Dracona. Zobaczyła jak jego dłonie zaciskają się w pieści a twarz wykrzywia grymas bólu i przerażenia. 
     - Brawo Dumbledor, chcesz żeby chłopak zszedł tu i teraz? Czyżbyś subtelności uczył się od Severusa? - Fuknęła McGonagall. Albus nie zwracając uwagi na uszczypliwość czarownicy kontynuował.
       - Nie Draco, nic się nie stało, chodzi bardziej o całokształt sytuacji i ewentualne rozwiązania w przyszłości.
      -  Jeśli chodzi o panią Malfoy, to co ja mam z tym wspólnego profesorze? 
     - Dojdziemy i do pani osoby, panno Granger, proszę żebyście mnie wysłuchali, mnie i Severusa, później będzie czas na pytania.
      - Streszczaj się Albusie i przestań grać w swoje gierki. - Snape był wyraźnie zniecierpliwiony.
      - Wiecie że Narcyzie podajemy eliksir który powstrzymuje rozprzestrzenianie się klątwy, dzięki czemu można ją utrzymywać przy życiu. Minusem tej mikstury jest to, że po pewnym czasie organizm się na nią uodporni i potrzebne będą coraz silniejsze dawki, co z kolei doprowadzi do najbardziej niechcianego przez nas rozwiązania. 
     - Jak długo? - cicho zapytał Draco spoglądając na portret swojego ojca chrzestnego.
     - Nie umiem powiedzieć Draco,  ale przypuszczam że około roku -Oznajmił Snape łagodnym głosem, jakiego nigdy do tej pory nie słyszała w jego wykonaniu.
      -  Tak więc mogłoby się wydawać że czasu na znalezienie  innej alternatywy jest dość dużo, lecz tak naprawdę stoimy nad przepaścią.- Siwowłosy czarodziej z portretu dramatycznie zawiesił głos.
       - Zdaję sobie z tego sprawę Profesorze - bezbarwnym, zniecierpliwionym tonem powiedział Draco - czy możemy przejść do sedna? Czy będziemy do rana bawić się w kotka i myszkę. 
        - No dobrze. Istnieje pewien eliksir oczyszczający....
        -To czemu nikt nad nim nie pracuje? - tym razem Hermiona nie wytrzymała.
         - Cóż jest... nieco kontrowersyjny  i nie do końca sprawdzony... 
         - Kontrowersyjny? Albusie on jest zakazany....od stuleci. - McGonagall traciła panowanie nad sobą.
        - Co nie oznacza Minervo że jest niemożliwy do wykonania..., a stworzenie go byłoby zbawieniem dla wielu.
        - Skoro jest zakazany to po co pan mnie o tym informuje? Nikt się nie podejmie jego zrobienia... 
       - Bo to jedyna znana nam na dzień dzisiejszy metoda żeby pomóc twojej matce Draco... Chcę żebyś znał wszystkie możliwości...
        - Zamilcz Dumbledore.... przestań się bawić jego uczuciami - Snape kipiał ze złości - wystarczy że mną manipulowałeś przez blisko dwadzieścia lat. Milcz! ja im wytłumaczę.
      - Zanim zacznę, Granger z łaski swojej powstrzymaj komentarze  i żeby była jasność TO NIE JEST MÓJ POMYSŁ!- Hermiona skinęła głową.
      - Eliksir o którym mowa stworzony został wieki temu najprawdopodobniej na terenie starożytnej Persji. Jest specyficznym eliksirem, którego nie może stworzyć jedna osoba. Dualizm.... chyba znacie to określenie? - kiedy oboje przytaknęli kontynuował - Do ważenia tego eliksiru potrzebni są kobieta i mężczyzna w wieku od osiemnastu do dwudziestu  lat i z czego jedna z nich nie ma za sobą inicjacji seksualnej, każdy składnik, każde mieszanie, każde zaklęcie musi być wykonane przez te dwie osoby, czas to trzy miesiące księżycowe, przy każdej pełni i nowiu wypowiadane są odpowiednie zaklęcia, bardzo silne zaklęcia, każda pomyłka może kosztować utratę zmysłów, opętanie, nawet życie. Później następuje okres że tak powiem dojrzewania i nabierania mocy. Okres ściśle nieokreślony i nie do końca wiadomo od czego zależy.
     - Kobieta i mężczyzna, światło i mrok, dobro i zło, biel i czerń... biała i czarna magia.... - Hermiona  w zamyśleniu mimowolnie zaczęła wyliczać  - dlatego jest zakazany....
      - Właśnie Granger, jest zbyt niebezpieczny.... według podań zbyt wielu przypłaciło wykonanie go życiem, zazwyczaj z ręki opętanych przez czarną magię. Nie ma pewności że byłabyś w stanie zapanować nad Draconem gdy czarna magia dojdzie do głosu, i nie o magiczne umiejętności tu chodzi, tylko o to, czy byłabyś na tyle odporna psychicznie i szybka aby go obezwładnić i podać odpowiedni eliksir. Nie ma pewności jak on sam by zareagował, może być potulny jak baranek, ale może stać się krwiożerczą bestią.
      - Ale przecież może być ktoś do pomocy, kto obezwładniłby go po rzuceniu zaklęcia...
      - Granger, chyba twój rozum jest przereklamowany. Dualizm tylko wy dwoje, żadnej innej magii, żadnej innej osoby... tylko dobro i zło w czystych  postaciach, magia o mocy jakiej nie jesteś sobie w stanie wyobrazić, dużo potężniejsza od tej która ochroniła Potter'a, i od tej którą posługiwał się Voldemort.     
      - Ryzyko?
      - Czemu zadajesz idiotyczne pytania jakbyś miała to zrobić?
      - Lubię wiedzieć profesorze. Pytam czysto teoretycznie.
      - Źle wypowiedziane zaklęcie, śmierć obojga, opętanie Dracona i twoja dekoncentracja - twoja śmierć, zbyt późno podany eliksir Draconowi - w najlepszym wypadku wpadnie w śpiączkę, może stać się rośliną albo skretyniałym dzieckiem do końca swoich dni, i zapewne kilka innych rzeczy których nie jesteśmy  w stanie przewidzieć.
       - Ktoś to w ogóle przeżył?
       - Owszem, ale nie pytaj o statystykę.... Ktoś musiał przeżyć skoro przepis przetrwał, a zakazano go wykonywać jakieś pięć wieków temu. Jeszcze jakieś pytania?
        - Czegoś nie rozumiem profesorze - zwróciła się do portretu Dumbledora - czemu mielibyśmy podjąć aż tak wielkie ryzyko? Dla ratowania jednego życia?  Wybacz Draco ale dla mnie ta wizja jest chora.
         - Po pierwsze dziecko, właśnie TY jesteś w stanie tego dokonać, tkwi w tobie magia o potężnej sile, po wtóre moc tego eliksiru jest tak wielka, a spektrum działania tak szerokie że jeden kociołek wystarczyłby dla setek jeśli nie tysięcy cierpiących na najróżniejsze schorzenia, na które dzisiejsza magomedycyna nie zna lekarstwa. Proponuję wam to przemyśleć panno Granger, możecie pomóc tak wielu. Eliksir nikomu nie może wyrządzić szkody, nawet jeśli nie pomoże, to nie zaszkodzi.... - zrozumiała podtekst ukryty w ostatnim zdaniu. Ten stary manipulator sugerował że jest szansa także dla jej rodziców. Przez całe swoje życie traktował ludzi jak marionetki, a teraz po jego śmierci ona miała stać się zabawką w jego rękach. Ona i Draco.
       - No to teraz już wszystko jasne - Hermiona sapnęła sarkastycznie i schowała twarz w dłoniach.
       -  Panno Granger - Dumbledore odezwał się tonem który sprawił że poczuła dreszcz - Jest jeszcze coś... Na przestrzeni ostatnich kilku tygodni doszło do dziwnych zajść. Nie tylko Narcyza jest ofiarą klątwy, która była znana jedynie z legend i podań. Odnotowano kilka innych przypadków dziwnych klątw z którymi świat czarodziejski miał do czynienia jedynie  w baśniach. A klątwy dotykają nie tylko magiczny świat. Dzieje się coś bardzo niepokojącego. Nie możemy nic nie robić.
      - I że niby my mamy być zbawcami świata? My mamy temu podołać?  Na jakiej podstawie pan tak myśli? Nie wydaje mi się żebym wyróżniała się w jakiś szczególny sposób. Owszem jestem może trochę zdolniejsza niż większość uczniów, ale moje umiejętności nie są w jakikolwiek sposób niezwykłe.
       - Jest pani, panno Granger w błędzie, magia która w pani drzemie jeszcze się nie ujawniła. I niech pani nie pyta skąd to wiem, powiem jedynie że czas.... działa na naszą korzyść, choć jak pani doskonale wie nie można się nim bawić.      
 Oczywiście niezależnie od tego jaką decyzję podejmiecie zachowajcie naszą dzisiejszą rozmowę w tajemnicy. 
       - A jakżeby inaczej - wymamrotała. 
      Czuła że musi jak  najszybciej wyjść. Czuła narastającą w niej złość i furię. Niewiele brakowało a zaczęłaby ciskać czym popadnie w portret Dumbledora. Była gotowa za chwilę sięgnąć po różdżkę i spalić portret psychola ( tak właśnie wtedy pomyślała, że były dyrektor Hogwartu jest psychicznie chory). Z morderczych myśli skierowanych ku obrazowi na ścianie wyrwał ją głos Malfoy'a. Nie chciała już nic więcej słyszeć. Była tak wściekła że każde dodatkowe słowo mogło spowodować niekontrolowany wybuch. Uciekła. Schowała się żeby nikomu nie zrobić krzywdy.  Tak wielkiej złości jaką czuła w tej chwili nie doświadczyła jeszcze nigdy. 
     
    Czego oni od niej oczekiwali? Że skaże Malfoy'a na opętanie, czy może że poświęci siebie? Czemu podświadomie czuła że niezależnie od wszystkiego będą musieli podjąć się stworzenia tego eliksiru. Czuła się bezsilna.
 Zamknęła oczy i zaczęła głęboko i równomiernie oddychać. Powoli się uspokajała. Jedynie z jej oczu nadal płynęły łzy....

                                      ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

      - Czemu wyglądasz jakbyś miał ochotę wszystkich wymordować? - Blaise  przyglądał się Draconowi z niepokojem.
      - Rozmawiałeś z Granger? - Draco warknął na przyjaciela.
      - Nie, ale jej patronus sprawił że pierwszaki pospadały  z kanap." Zabini. do dyrektorki. Natychmiast" Była wściekła gdy go wysyłała. - Zabini spojrzał na Malfoy'a  pytającym wzrokiem - Co jej zrobiłeś?
       - Ja nic.....Tylko dostaliśmy propozycje nie do odrzucenia.... przeklęty Dumbledore...  nie pytaj .... tajemnica... musimy ją znaleźć.
       - Biblioteka?  
       - Za dużo ludzi.... Najpierw dormitorium chociaż też wątpię.
       Draco ruszył szybkim krokiem a jego mina mówiła wszystkim których mijali, że lepiej nie wchodzić mu w drogę.
      Tak jak przypuszczał sypialnia dziewczyny była pusta. 
 W bibliotece też nikt jej nie widział. Niczym huragan przemierzali korytarze Hogwartu zaglądając do wszystkich komnat, łazienek, bocznych korytarzy. Do wielkiej sali wpadł z nadzieją że ujrzy ją przy stole Gryffindoru, miejsce jednak było puste. Prawie podbiegł do Harry'go.
      - Widziałeś Granger? Szukamy jej od ponad godziny.
      - Nie... myślałem że jest z tobą, mieliście być u McGonagall. Stało się coś? - widząc wyraz twarzy Ślizgona głos ugrzązł Harry'emu w gardle.
      - Nie wiem ... wybiegła z gabinetu i zapadła się pod ziemię.
      - Ginny zrób mi kilka kanapek, spotkamy się pod waszym dormitorium Malfoy.
       
     Draco opadł na ławkę obok Weasley'ówny. Nie mógł oderwać wzroku od drzwi.  
       - Gdzie ona może być? Weasley myśl kobieto. O jakiej mapie on mówił?
       -  Znajdziemy ją. Co się stało u McGonagall? - całkiem spokojnym tonem zapytała Ginny. 
       - Nie chcesz wiedzieć.... a ja nie mogę powiedzieć, więc jeśli nie chcesz słyszeć kłamstw nie pytaj...  a jeśli potrafisz wskrzesić Dumbledora to zrób to tylko po to, żebym tym razem mógł go zabić osobiście. - Ilość jadu zawarta w słowach chłopaka powstrzymała Gryfonkę od zadawania dalszych pytań.
    - Zjedz coś - Ginny podsunęła Draconowi talerz z kanapkami.
     - Czy ja wyglądam na kogoś kto miałby ochotę na jedzenie? Pospiesz się z tą wałówką dla Pottera.
     - Przestań panikować, zaraz ją znajdziemy, widocznie  chciała od ciebie odpocząć, w dzień nieźle dałeś jej popalić.
      - Salazarze pomóż, zrozum rudzielcu ze to coś dużo poważniejszego i rusz w końcu te swoje cztery litery. - Poszukał wzrokiem Blaise'a przy stole Ślizgonów i skinieniem głowy pokazał mu drzwi. Chłopak podniósł się natychmiast i ruszył we wskazanym kierunku. 
      - Już idę - pokręciła głową. 
   Zdziwiła się że zamiast na trzecie piętro gdzie znajdowało się dormitorium  prefektów naczelnych, Draco skręcił w strone schodów prowadzących do lochów. 
       - Nie patrz się tak Weasley, nie zjemy cię. Kominkiem będzie szybciej.
      Po niespełna minucie stali przed kominkiem  w pokoju wspólnym Slytherinu, by po chwili wychodzić z kominka w salonie prefektów. 
     Draco wpuścił Harry'ego który już czekał na korytarzu, po czym ponownie poszedł sprawdzić pokój Hermiony. Harry w międzyczasie rozłożył na stoliku mapę.
      - Przysięgam uroczyście że knuję coś niedobrego - Potter wypowiedział zaklęcie i po chwili na starym pergaminie zaczęły  ukazywać się zarysy Mapy Hogwartu.
       - Biorąc pod uwagę że większość jest jeszcze w wielkiej sali nie będzie problemu z przeszukaniem reszty zamku - Uważnie przejrzał nazwiska przy stole Gryfonów,następnie każde kolejne piętro łącznie z lochami. Nigdzie jednak nie mógł znaleźć punktu z imieniem Hermiony.
      - Niemożliwe, przecież nie zapadła się pod ziemię, sprawdź jeszcze raz Harry - Teraz Ginny też wyglądała na zaniepokojoną. Teraz wszyscy uważnie śledzili poruszające się kropki na mapie.
      - Jeśli nie ma jej na mapie to pozostaje tylko pokój życzeń. Jeśli tam jest, to my się tam nie dostaniemy. 
      - Sprawdzaliśmy przed kolacją, pokój nas wpuścił.  - Draco zerwał się i zaczął nerwowo chodzić dookoła salonu.
      -Powiesz w końcu co się stało? - Harry spojrzał gniewnie na Malfoy'a.
      - Zapytaj Dumbledora... on nawet zza grobu pociąga za sznurki. Potter, zostaliśmy zobowiązani do zachowania tajemnicy, mogę ci jedynie powiedzieć że dostaliśmy  propozycję nie do odrzucenia... Granger się zagotowała ze złości i wybiegła. Wysłała patronusa do Blaise'a żeby po mnie przyszedł i zapadła się pod ziemię. Zaczęliśmy jej szukać od razu jak wyszedłem z gabinetu. A resztę już znasz...
      - Harry, a ta krypta pod fontanną, nie ma jej przecież na mapie? - Ginny spojrzała na swojego chłopaka z nadzieją.
      - Nie Gin, jest tak zabezpieczona że nikt tam nie wejdzie, ale możemy sprawdzić. Chyba trzeba powiedzieć McGonagall, nie uważacie?
       - Chcesz to ją zawiadamiaj, ja tam nie wrócę. Pójdziemy z Diabłem sprawdzić jeszcze raz Pokój Życzeń, spotkamy się na dziedzińcu. Potter zapytaj McGonagall czy używała swojego kominka, ma połączenie ze szpitalem, ale przepuszcza tylko z Granger, więc sam nie mogę sprawdzić.

      Harry i Ginny nie zdazyli jednak dojśc do gabinetu McGonagal. Spotkali ją na pierwszym piętrze  rozmawiającą z Davidem. Nie zwracając na to uwagi Harry przerwał im konwersację.
       - Pani profesor, nie możemy znaleźć Hermiony. Nigdzie jej nie ma - pokazał trzymany w ręce kawałek pergaminu -  Malfoy z Zabinim poszli sprawdzić jeszcze raz na siódme piętro. Malfoy powiedział tylko że wybiegła z gabinetu i od tamtej pory nikt jej nie widział. 
        - Na Merlina... - McGonagall o dziwo nie zbeształa go za niestosowne zachowanie - jesteś pewien że nie ma jej w zamku?
       - Sprawdzaliśmy dwa razy.... co się właściwie stało?
      Dyrektorka zignorowawszy jego pytanie zwróciła się do Davida.
       - Mógłbyś?
       - Spróbuję, ale Hermiona ma tak silną blokadę, że nie wiem czy będę przydatny, gdzie ją widzieliście ostatni raz?
       - Chyba pod gabinetem Pani Dyrektor. Zabini mówił że dostał patronusa.
        - Chodźmy więc - ruszyli wszyscy w kierunku wewnętrznego dziedzińca gdzie znajdowało się wejście do gabinetu. Po drodze dołączyli do nich Draco z Zabinim.
         - A ten tu po co? - Draco warknął Harry'emu do ucha.
         - Nie wiem - Wybraniec wzruszył ramionami - McGonagall go poprosiła o pomoc.

      David w pewnym momencie zwolnił kroku i zrównał się z Draconem. 
     - Możemy zamienić słówko? 
     - A mamy o czym? - Draco zatrzymał się i nienawistnie spojrzał na Davida.
     - Owszem, chciałbym ci coś wyjaśnić. Hermiona nie interesuje mnie jako kobieta. 
    - Czemu ci nie wierzę?
    - To już twój problem. Wiem jak bardzo ją kochasz ... a teraz zamiast się boczyć pomóż mi ją odnaleźć.
     - Niby skąd możesz wiedzieć co czuję? Może to tylko gra pozorów? - Draco spojrzał z niepokojem na pozostałych,  jeszcze tylko tego brakowało żeby wszyscy słyszeli ich rozmowę. David uśmiechnął się.
      - Z jej strony to gra, która dla ciebie jest błogosławieństwem. Nie słyszą nas.

     - Powinieneś zaprzyjaźnić się z szurniętą Trelawney...
     - Nie zapieraj się swoich uczuć, a poza tym nie jestem wróżbitą. 
      - To kim jesteś i czegoś się do mnie przyczepił?
      - Tak jak ty jestem czarodziejem, tylko moja magia różni się nieco od waszej. I nie jestem Twoim wrogiem Draco. A teraz chcę żebyś mi pomógł znaleźć Hermionę.
       - Jak?
       - Zdejmij barierę i uwolnij swoje uczucia. Magia twojej miłości będzie bardzo pomocna.
       - Że niby mam ci pozwolić na spacer po moim mózgu? Zapomnij!
       - Nie chce ci wejść do głowy.... chce widzieć twoje uczucia. Ktoś ci już mówił że zawarłeś swego rodzaju magiczny kontrakt?
         - Zabiję Snape'a.
         - Raczej trudno byłoby zabić kogoś kto nie żyje - David roześmiał się szczerze - ale nie on mi o tym powiedział. Widzisz, każda ale to każda magia pozostawia po sobie ślad. Powiem ci więcej, ma swój zapach, smak i widmo. Mam tą wątpliwą przyjemność móc czuć, smakować i widzieć magię, uczucia i emocje. Przede mną nie ukryjesz swoich uczuć. Choć muszę przyznać, że ty i Hermiona macie naturalną i chyba wrodzoną umiejętność stawiania bariery odgradzającej waszą uczuciowość od otaczającego was świata. Taka umiejętność zdarza się niespotykanie rzadko. Twoje uczucie do tej dziewczyny jest zabarwione magią. Jeśli je poczuję... magia w nim zawarta zaprowadzi nas do niej.
       - Dlaczego wątpliwą przyjemność?
       - Bo w wielu ludziach jest zbyt dużo bólu i cierpienia.
       - Pierwszy raz o tym słyszę.... jak mam to zrobić?
       - Jesteś dość dobrym oklumentom, prawda? - Draco potwierdził skinieniem głowy - Potrafisz zamykać i otwierać umysł,  z barierą emocjonalną jest podobnie. Myśl sercem. Wydobądź z głowy swoją miłość, radość, troskę, zazdrość nawet ból związany z Hermioną i przelej w swoją duszę. - David stanął za chłopakiem i położył mu rękę na ramieniu. - Oddychaj spokojnie, wyobraź sobie że stoi przed tobą, patrzysz w jej piękne orzechowe oczy. Pokaż jej jak bardzo jest ważna dla ciebie, otwórz dla niej swoje serce .... 
  
      Draco poczuł ogarniającą go błogość. Taką samą jak w pociągu, gdy po raz pierwszy trzymał ją w ramionach. Zanurzył się w jej brązowych oczach w których tańczyły złote ogniki przekory. Była jego powietrzem bez którego nie mógł już oddychać, wodą która gasiła jego pragnienie, sensem jego życia. Kiedy jej postać zaczęła się rozpływać, jego serce pękało z bólu... znajdę cię, ochronię... łzy popłynęły mu po policzkach....

    - Ładnie pachnie twoja miłość Draco... - usłyszał miękki głos Davida - magnolią... A ten cudny kwiat znajdziemy ukryty nad jeziorem. - Ręką wskazał na drzewa nad brzegiem hogwarckiego jeziora.....



czwartek, 22 października 2015

# 13 #



        Hermiona weszła do wieży Gryffindoru zdecydowanym krokiem. Doskonale zdawała sobie sprawę z jakimi reakcjami  Gryfonów może się spotkać, na uczcie już miała tego przedsmak. Nie zamierzała jednak dać się sprowokować, dlatego ignorowała wszystkie ścigające ją spojrzenia i szepty. Wzrokiem odszukała Ginny, która mocno gestykulując wrzeszczała na brata. Harry usiłował uspokoić kłócące się rodzeństwo ale bez większego skutku. Przywołała go ręką.
     - Rozdasz to? - nie odrywając wzroku od wrzeszczących na siebie Ginny i Rona  podała Harry'emu naręcze zwojów z planami lekcji dla całego domu. - Co im się stało?
     - McGonagall najpierw go opieprzyła , a później kazała napisać do matki z relacją ze swojego występu w pociagu i cię przeprosić. Dopóki tego nie zrobi, będzie miał co drugi dzień trzygodzinny szlaban z Filchem. Wpadł tu jak opętany, zaczął wydzierać się na Ginny że ma się z tobą nie zadawać, w słowach których nie chciałabyś usłyszeć, potem wsiadł na mnie ze trzymam twoją i Malfoy'a stronę, że wiedziałem i mu nic nie powiedziałem i takie tam. W końcu Ginny nie wytrzymała i prują się na siebie od  dziesięciu minut.
      - Harry tak mi przykro....
      - Daj spokój w końcu mu przejdzie musi się na kimś wyżyć.... i musi w końcu zrozumieć że są  ważniejsze rzeczy niż jego urażona duma. Tylko że do jego zakutego łba nic nie dociera. Już w pociągu mu tłumaczyliśmy że to wszystko jest fikcją itd. ale on cały czas swoje. A właśnie gdzie zgubiłaś swoje "szczęście".
      - Poszedł z Zabinim do Slitherinu. - Spojrzała jeszcze raz w stronę kłócących się - mówiłam ze ten pomysł jest poroniony, czuję się paskudnie.... 
     - Przejdzie mu...  A McGonagall? Rozmawialiście z nią?
     - Wiesz że jest mściwy i może nieźle namieszać ... Jak zaczęłam ją męczyć pytaniami powiedziała tylko że tej dwójki jest pewna i nie mamy się co obawiać, a nawet powinniśmy się z nimi bliżej poznać. Kazała nam przyjść jutro po zajęciach do gabinetu, ponoć portrety Snape'a i Dumbledora chcą z nami porozmawiać.  Poza tym mamy dodatkowe zabezpieczenia do swoich pokoi. Jakieś zaklęcie które daje tylko mnie dostęp do jego pokoju i na odwrót, no i Malfoy ma nie chodzić sam. 
      - W sumie nic nowego... ale skoro macie się z nimi zaprzyjaźniać to po co te dodatkowe zabezpieczenia?
      -  Nie mam zielonego pojęcia. To wszystko jest jakieś dziwne. Gdzie jak gdzie, ale w Hogwarcie powinien być bezpieczny, chyba że nam wszystkiego nie mówią...- spojrzała na zegarek - muszę spadać i oddać to Hannie i Michaelowi żeby zdążyli rozdać przed ciszą nocną - Wskazała na dwie pomniejszone paczuszki ze zwojami pergaminu. 
      - To do jutra,  i nie przejmuj się za bardzo, czasem nawet ja mam go dosyć chociaż oddał bym za niego życie.
      Pomachała jeszcze ręką Ginny  i opuściła pokój wspólny Gryffindoru.
      
                                ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


      Kiedy Hermiona następnego dnia wchodziła z Draconem do pokoju Dyrektorki marzyła tylko o jednym. O tym żeby ten dzień się już skończył, żeby mogła rzucić się na łóżko i zatopić w jakiejś lekturze. Nie dosyć że od śniadania miała tylko godzinną przerwę na obiad, wszystkie zajęcia ze Ślizgonami, napiętą atmosferę  z Gryfonami, to jeszcze Malfoy, od momentu gdy się dowiedział że Jasmine i David będą tymczasowo w ich grupie, był po prostu nie do zniesienia. Był niemiły, warczał i za każdym razem kiedy australijka zwracała się do niego, lub też kleił się do Hermiony jeśli David zbyt bardzo się zbliżył, zupełnie jakby chciał zaznaczyć swój teren. Po całym dniu jej cierpliwość wyczerpała się. W drodze do gabinetu McGonagall wepchnęła go w jeden z mało używanych korytarzy i prawie wbiła w ścianę. 
     - Malfoy, czyś ty do końca skretyniał? Zachowujesz się jak rozhisteryzowana piętnastolatka. Jak się w tej chwili nie uspokoisz to na Merlina... będziesz sobie udawał związek z Harry'm, bo ja powoli mam cie dość. Może byś się wziął w garść i zaczął zachowywać normalnie?
    - Wolę nie... Ruda by mnie zabiła gdybym odbił jej chłopaka... swoją drogą ciekawe jakby wiewiór zareagował?...
     - Co wolisz nie? nie brać się w garść czy nie zachowywać normalnie?
     - Bez Potter'a... jesteś zdecydowanie bardziej w moim guście... i zachowuję się normalnie....
    - Bardzo normalnie... cholera, mnie też nie jest łatwo, ale nie warczę na wszystkich dookoła, a poza tym ramie, już mnie boli od twojego  wieszania się na mnie. Jeśli dobrze pamiętam to mamy być mili dla naszych gości a nie na nich warczeć.
     -  Dobra, już dobra mam zły dzień.... może być? 
     Hermiona  spojrzała na niego unosząc brwi
    - Źle spałem, łeb mi się rozpada i ta cała Jasmine działa na mnie jak płachta na byka.
     - Jak nie mogłeś spać trzeba było przyjść do mnie...
     - Mhmmmm ?- wyrwało się z gardła Draco. - Szkoda że na to nie wpadłem, mogło być interesująco....
     - Po eliksir słodkiego snu... kretynie, a rano iść po coś na ból głowy do skrzydła szpitalnego, a nie zatruwać mi życie przez cały dzień. A do Jasmine i Davida musisz przywyknąć, będą tu niestety przez cały rok.
     - Niestety... ale nie pozwolę by ten bożek flirtował z "moją dziewczyną". Ślizgońska duma mi na to nie pozwala.
      - Twoją dziewczyną na niby. Zachowujesz się prawie jak Ron.
      -  Granger nie porównuj mnie z wiewiórem ok? Powiem ci coś w tajemnicy.... Dla Ślizgona jego kobieta jest świętością i nie do pomyślenia jest, żeby ktokolwiek śmiał flirtować z nią, a tym bardziej w obecności tegoż Ślizgona. Ciesz się że jeszcze nie dałem mu po pysku.
      - Że co proszę? Pragnę ci przypomnieć że to fikcja Malfoy.
      - Fikcja czy nie...muszę zachować twarz - uśmiechnął się szelmowsko - A ty kochana na razie jesteś moja i innym wara od ciebie.
  -  Przegiąłeś Malfoy. Ty. Impertynencki. Zadufany. W.Sobie.Arystokratyczny.Dupku. Nie. Jestem. Jakąś. Rzeczą. Wypraszam sobie. Nigdy w życiu nie pozwoliłabym się tak traktować i nie zamierzam na to pozwolić w fikcyjnym związku. - Jej furia narastała z sekundy na sekundę.
      Wiedział że przesadził. Dosłownie w ostatniej chwili zauważył zmieniający się wyraz jej twarzy i ogniki wściekłości w oczach. Nigdy nie zapomni TEGO wyrazu twarzy dziewczyny.Tak samo wyglądała wtedy, gdy jej pieść zaprzyjaźniła się z jego twarzą, efektem czego był złamany nos. Wolał nie ryzykować. Chwycił Hermionę za nadgarstki, szybko przyciągnął do siebie jednocześnie zamykając w silnych ramionach. 
    Usiłowała się wyrywać, odpychać go od siebie oczywiście nie zamykając przy tym buzi. Gdy się trochę uspokoiła odważył się odezwać. 
      - GRANGER! Żartowałem furiatko, chyba nadal lubię cię wkurzać. Jesteś słodka jak się denerwujesz. Uspokój się to cię puszczę.
       Hermiona nadal próbowała okładać go pięściami.
      - Skoro wolisz rozmawiać w tej pozycji, to ja nie mam nic przeciwko temu. (a jakże :))
      - Puść mnie!
       - Żebyś mnie zaczęła bić? Nie ma mowy.... jeden mój złamany nos w zupełności mi wystarczy....a teraz słuchaj złośnico, to co ci powiedziałem o Ślizgonach to najszczersza prawda, jednak nie będę aż tak podły i obiecuje ze POSTARAM się do niej nie stosować( Hmm czyżby?), z drugiej strony tak do końca nie mogę siedzieć pod twoim pantoflem, więc będziemy musieli znaleźć jakiś kompromis. Mnie jednak coś się w tej parce nie podoba. Nie wydaje ci się dziwne że uwzięli się własnie na nas?  Od tego spotkania pociągu z McGonagall, ona w bezczelny sposób mnie szczuje, ciebie zabijając wzrokiem, a on bezczelnie cię podrywa ignorując mnie zupełnie? 
      - W sumie.... niechętnie ale muszę przyznać ci trochę racji. Możesz mnie już puścić?
      Rozluźnił trochę uścisk, tak by mogła odchylić głowę.
      - Hmmm... chyba tak.... ale nie wiem czy chcę....no dobra... a nie będziesz bić?
      - Nie...  chociaż należy ci się jak jasna cholera, nadal jestem wkurzona Malfoy.
     - Wiem Granger, ale naprawę jesteś słodka jak się wściekasz, nie mogłem się oprzeć... wybacz  kochanie .... - i zrobił słodkie maślane oczka.
      - Odegram się!I nie mów do mnie kochanie.
      - Wiem .... to jak mam mówić? Zołzo? - tym razem mu się oberwało w brzuch - Już milczę Granger, to co robimy z naszymi Flądrobożkami?
      - Obserwujemy, spróbuje z nią pogadać... jako ekmm  zazdrośnica,a ty postaraj się nie używać pięści. A teraz chodźmy na to spotkanie z portretami, bo jeszcze Snape nam punkty poodejmuje za spóźnienie.
      - Pozbawiasz mnie takiej rozrywki.....
       - Aż tak ci nie zależy na piórkach?  Możesz być pewien że co poniektóre nasze koleżanki chętnie by cię ich pozbawiły gdybyś go tknął...
      - To jest argument.... - teatralnym ruchem pogładził się po włosach.
  Przez chwile szli w milczeniu. 
        - Koszmary? 
        - Co? jakie koszmary? - wyrwany z zamyślenia Draco nie mógł się zorientować o co pytała.
        - Pytam dlaczego nie mogłeś spać...
        - Nie wiem. ... nie mogłem zasnąć, chyba emocje i nadmiar  wrażeń, i fakt że znowu  tu jestem.... (i ty w moich snach, tak realna, słodka i chętna że przebudzenie było niemiłą i bolesną niespodzianką.)
         - Jak nie będziesz mógł spać przyjdź po eliksir...
         - Jasne... (Dzięki za podpowiedź, teraz na pewno nie będę mógł spać...) - ostatnia myśl przemknęła mu przez głowę w momencie gdy Hermiona wkładała swoją różdżkę w otwarty pysk chimery.

                                   ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

  W tym samym czasie kiedy Hermiona stawiała do pionu "swojego chłopaka" w gabinecie Dyrektora Hogwartu  toczyła się zażarta dyskusja miedzy Minervą McGonagall a portretem byłego dyrektora Albusa Dumbledora. 
     - Kategorycznie się nie zgadzam Albusie, to jeszcze dzieci, Hermiona dopiero co się otrząsnęła z przeżyć wojennych, śmiem nawet twierdzić że nie do końca, a Draco też swoje przeżył....
      - Minervo, a czy ty nie rozumiesz że to jedyny znany nam sposób żeby Draco odzyskał matkę? Czy uważasz że gdyby była inna możliwość proponowałbym im to?
      - I że niby tylko oni są w stanie to zrobić? nie rozśmieszaj mnie....
       - W tej chwili nie znam nikogo innego.... A Narcyza ma coraz mniej czasu.
       - Ale przecież oni się ledwo tolerują, jak niby mają tego dokonać? I co jeśli Hermiona nie da rady nad nim zapanować? Będziemy mieć pogrzeb i ...
       - Jak zwykle dramatyzujesz Minervo i z góry zakładasz najczarniejsze rozwiązania. Znasz umiejętności Panny Granger i wiesz że to jest niewielki odsetek jej prawdziwych możliwości.
         - Co nie zmienia faktu Albusie, że na ich rozwinięcie i pełne zrozumienie potrzeba czasu.....
         - Czyżbyś wątpiła w hart ducha i  pęd do wiedzy swojej Gryfonki  kochana?
          - Nie manipuluj moimi uczuciami  Albusie..., Severusie pomóż mi... - zrezygnowana zwróciła się do portretu swojego poprzednika.
          - Wiesz że w tej kwestii całkowicie cię popieram, (do czego to doszło żeby Ślizgon zgadzał się z Gryfonką - burknął pod nosem), ale jak ten stary dureń coś sobie ubzdura to nikt nie jest go w stanie od tego odwieść...coś o tym wiem na moje nieszczęście  i jeśli sądzisz że nie dopnie swego to jesteś w błędzie Minevro, on nawet namalowany jest niebezpieczny dla ludzi, powinno się go uśpić i spalić wszystkie portrety żeby nie wsadzał wszędzie tej swojej siwej brody.
         - To jakie mają szanse ze wyjdą z tego cało?
         - Stosunkowo duże,  ale będą zdani tylko na siebie, ja no cóż nie za bardzo mogę posługiwać się różdżką.... wszystko zależy od tego czy Granger nie spanikuje i od reakcji Dracona na zaklęcie.
         - Ale to wszystko może i tak pójść na marne nawet jeśli wszystko się powiedzie jeśli braknie....
         - Tym będziemy się martwić później, powiedzmy że pewne przeżycia potrafią zdziałać cuda -  dobrotliwa mina siwobrodego czarodzieja na portrecie oznaczała że właśnie wygrał kolejną bitwę.
         - Stary dureń, nawet zza grobu musi mieszać i wtrącać się we wszystko - Ciemnowłosy były Mistrz Eliksirów odwrócił się z dezaprobatą
         - Ach Severusie, może i stary, może i dureń, ale musisz przyznać że parę rzeczy mi się udało, a tej jestem prawie pewien.
       - Już nie popadaj w samozachwyt Albusie - McGonagall skrzywiła się jakby właśnie połknęła pół cytryny - Severusie, ale będziesz nad nimi czuwał? 
       - A mam inne wyjście? W Hogwarcie i tak nie będą mogli tego zrobić, Wott miałby radochę gdyby mógł zamknąć przyjaciółkę Wybrańca w Azkabanie, a Draco to byłby taki mały bonusik... , a nie pozwolę żeby wiem-to-wszystko  Granger zbytnio panoszyła się w mojej bibliotece... Z resztą miejmy nadzieję że nie będą takimi kretynami i się na to nie zgodzą.
    Albus zdążył tylko się lekko uśmiechnąć gdy rozległo się pukanie do drzwi....