czwartek, 15 października 2015

# 11 #



           Nie wierzył własnemu szczęściu. Trzymał ją w ramionach, twarz zanurzył w jej niesfornych brązowych włosach. Delektował się jej bliskością i ciepłem, a słodki zapach jaki wokół siebie roztaczała paraliżował jego zmysły. Nawet w najśmielszych marzeniach nie wierzył że taka bliskość będzie mu kiedykolwiek dana od losu.
     Przez te kilkanaście sekund wzniósł się ponad niebo. Gdyby miał możliwość zatrzymałby czas i już nigdy nie wypuścił jej ze swoich objęć. W tej danej chwili liczyło się tylko to, że była tak blisko, a nie przyczyna dla  której się znaleźli w tej (jakby na to nie patrzeć ) intymnej sytuacji. Pragnął żeby ta chwila była początkiem wieczności, chciał okrywać ją swoim uczuciem niczym tarczą przed całym złem tego świata. 
       Z jednej strony żałował że nie widziała tamtego wspomnienia do końca, wtedy poznałaby jego największy sekret, najbardziej skrywaną tajemnicę. Wtedy by wiedziała co do niej czuje. Czy  również by tu była? 
    
   - Malfoy....już mnie możesz  puścić -  Hermiona wyrwała go z błogości przenosząc ręce na jego pierś delikatnie go odpychając - aż tak bardzo nie musisz się wczuwać w rolę.
   - Co? .... a tak... przepraszam....zamyśliłem się - zmuszony  do opuszczenia swojego prywatnego raju zmieszał się, a jego policzki przyozdobił delikatny rumieniec. Niechętnie wypuścił ją ze swoich ramion.
        
   Draco zdjął zaklęcie z drzwi i poodsłaniał okna.
    -  A teraz siedź cicho, muszę sobie to wszystko jakoś poukładać - powiedziała zajmując swoje miejsce przy oknie. 
        Usiadł obok i przymknął oczy. 
Przypomniał sobie jak wchodziła z Wiktorem Krumem do sali balowej. Nie mógł wtedy oderwać od niej oczu.Chyba właśnie wtedy Amor sobie z niego zażartował i wpadł po uszy. On, którego wychowywano w nienawiści do  mugoli (ojciec), czarodziejów mugolskiego pochodzenia,(Granger), zdrajców krwi (Weasley'ów) i Harry'ego Pottera, jednej nocy zakochał się w czarownicy którą ojciec kazał mu gnębić, przyjaźniącej się z Potterem i Weasley'em.
      Usiłował wyprzeć z siebie to uczucie. Zmieniał dziewczyny jak rękawiczki łudząc się że mu przejdzie, tym bardziej że od pierwszego roku nauki ojciec narzucił mu umilanie życia Potterowi i jego przyjaciołom.
        Gdy odrodził się Czarny Pan sytuacja była jeszcze bardziej beznadziejna. Wtedy ojcu już totalnie poprzestawiało się w głowie.
Stał się  agresywniejszy niż wcześniej. Zaczął go przygotowywać do wstąpienia w szeregi popapranego czarownika. Szkoda tylko że wszystko musiał odczuć na własnej skórze. Każdy najmniejszy błąd, źle wypowiedziane słowo, niewykonanie polecenia czy rozkazu kończyło się w sposób tragiczny tak dla niego jak i jego matki, która próbowała go chronić często zasłaniając go własnym ciałem.
      Ona jedyna wiedziała o jego uczuciu. Może nie była z tytułu posiadania tej wiedzy najszczęśliwsza, ale nie robiła mu wyrzutów i po pewnym czasie zaakceptowała jego wybór. Uczyła go oklumencji w której sama była mistrzynią. Oboje zdawali sobie sprawę z tego jak niebezpieczne byłoby i dla nich i dla tej biednej dziewczyny gdyby Lucjusz znalazł choć ślad myśli w jego głowie do której wdzierał się coraz częściej i brutalniej. 
       Po pewnym czasie jego umysłowa bariera była nie do przebicia. Przynajmniej w jego głowie Hermiona była bezpieczna. 
       Miesiąc przed jego oficjalnym przystąpieniem do śmierciożerców (wcale nie dobrowolnym) jego ojcu uroiło się, że  śmierć Hermiony byłaby wspaniałym prezentem  dla Czarnego Pana. Osłabiłoby to tych dwóch przygłupów którym pomagała. Nigdy nie zapomni wyrazu twarzy ojca kiedy powiedział zdecydowane NIE. Na domiar złego  obecna była przy tym jego kochana cioteczka. Znęcali się nad nim, za to ze śmiał się sprzeciwić, a nad jego matką żeby wymusić na nim zmianę decyzji przez trzy dni. Podczas jednej z przerw w torturach, kiedy ich oprawcy zostali wezwani przed oblicze Czarnego Pana powiedziała mu: 
       " Jestem z ciebie dumna synu. Do tej pory myślałam że to przelotna fascynacja, ale teraz wiem że twoje uczucie jest głębokie i prawdziwe. Walcz o nie, ale walcz mądrze. Porozmawiaj z Severusem, on ci pomoże, powie jak ją kochać i chronić...."
       Nie rozumiał co opiekun jego domu, a prywatnie jego ojciec chrzestny może wiedzieć o miłości i niby jak ma mu pomóc.
      Severus Snape, najbardziej znienawidzony i wredny nauczyciel w Hogwarcie... prywatnie był zupełnie znośnym człowiekiem. Był mu bliższy niż ojciec, a ostatnio dbał o niego bardziej niż Lucjusz przez całe jego życie. Szanował Snape'a i kochał, ale nie wyobrażał sobie jak ma mu wyznać, że jest nieprzytomnie zakochany, nie dosyć że w Gryfonce to jeszcze w TEJ GRYFONCE. Jakie było jego zdziwienie gdy Severus nie tylko powstrzymał się od wszelkiego rodzaju docinek i sarkazmów, ale z dziwnym wyrazem twarzy oznajmił:
       " Zastanawiałem się kiedy z tym do mnie przyjdziesz Draco. Co prawda wybrałeś sobie najgorszy z możliwych momentów na amory, bo swoim uczuciem możesz zabić i ją i siebie, ale z drugiej strony to uczucie może być twoją najpotężniejszą bronią a tarczą dla niej. Swoim czynem zawarłeś swego rodzaju magiczny kontrakt i głupcami są ci, którzy nie doceniają potęgi miłości. Z tym akurat w całości zgadzam się z Dumbledore'm. Musisz zdawać sobie sprawę że nadal będziesz musiał ją krzywdzić, ranić chociażby sprawiało ci to ból nie do zniesienia. Tylko w ten sposób będziesz mógł ją w tej chwili chronić. Znienawidzi cię za to jeszcze bardziej, będziesz cierpiał, czuł się jak ostatni śmieć, miał chwile zwątpienia i Merlin wie co jeszcze. Jednak moc twojego uczucia, jeśli jest tak silna jak przypuszczam, pozwoli zapewnić jej bezpieczeństwo.
 Czy kiedyś będzie twoja? tego nie wiem....ale jest na to duża szansa, ale nawet jeśli nie, to i tak warto.... Ja będę was chronił jak długo będę mógł ..."
      Dużo później  poznał szczegóły z życia swojego ojca chrzestnego i rolę jaką odgrywał w całej wojnie. Od tej pamiętnej rozmowy czuł się pewniej.
     Severus pomógł mu przejść przez piekło przystąpienia do śmierciożerców, nauczył go jak ma się zachowywać, co mówić, jak nie okazywać strachu i obrzydzenia do rzeczy które się działy w jego rodzinnym domu, który ten pieprznięty czarnoksiężnik obrał sobie jako siedzibę. Zabił za niego Dumbledore'a, nie pozwolił by czarna magia siała w nim spustoszenie i całkowicie nim zawładnęła. Chyba tylko dzięki niemu nie zwariował. Jego słowa i rady do dziś brzmiały w jego głowie, choć nie ma go już wśród żywych.
     " Magia ci  ją zwróci Draco, jeśli nigdy nie odwrócisz się od swojego uczucia, jeśli nie zwątpisz..."
       Czy to się właśnie działo? Inaczej nie umiał sobie wytłumaczyć wydarzeń ostatnich dni...


   - Królowo, Panie, wasz uniżony sługa pada do stóp - rozbawiony głos Zabiniego spowodował że podskoczył wyrwany z zamyślenia.
    - Przestań błaznować Blaise - Fuknęła Hermiona.
    - Królowo - z niewinnym uśmiechem kontynuował - wieści szybko się rozchodzą, więc jako uniżony sługa przybyłem czym prędzej złożyć hołd Pierwszej Parze Hogwartu. Mówię wam jaka jazda... Jest nawet lepiej niż przypuszczałem. Co wyście odwalili?
    Draco spojrzał na najpierw na Hermionę później na przyjaciela.
  - Nic... tylko podjęliśmy grę.
  - Masz moc przekonywania Smoku, nas nawet nie chciała słuchać... no, no.
  - Powiedzmy że zaistniały pewne przesłanki i przypadkiem nie mieliśmy wyjścia. No to tyle o mocy przekonywania Malfoy'a - z przekorą zripostowała Hermiona - co nie zmienia faktu że nadal uważam ten pomysł za durny i jestem wściekła że się tak dałam wmanewrować. 
     Do przedziału wpadł Harry ciągnąc za sobą Ginny. W oczach  przyjaciela dostrzegła chęć mordu.
    - Nie.... nie całowaliśmy się Harry, więc przestań zabijać Malfoy'a wzrokiem. - uprzedziła wybuch przyjaciela.
     - Jeśli się nie mylę Potter to jeszcze niedawno uznałeś pomysł za cytuję " to by mogło być nawet ciekawe", a teraz masz jakieś obiekcje? - warknął Draco.
    - No tak ale..... 
    - Ale co? udawajcie parę tylko trzymajcie się od siebie z daleka. Musisz się z tym pogodzić że będziesz  nas widywał razem  - przyciągnął Hermionę do siebie i objął ramieniem - prawda kochanie?
    Blaise i Ginny wybuchnęli śmiechem na widok miny Harry'ego, Hermiona zrzuciła rękę chłopaka.
   - Malfoy nie przeginaj, nie zamierzam kleić się do ciebie jak Parkinson. Jeśli już się na to zgodziłam.... ech, możemy być nierozłączni, ale powściagnij proszę zbytnie okazywanie swoich uczuć do sytuacji w których będzie to absolutnie niezbędne.
    - A miało być tak pięknie Granger......
     - Zamknij się Malfoy.... Słuchajcie,- zwróciła się do pozostałych -  trzeba wrobić Abbot i Cornera do zajmowania się tymi ludźmi, załatwię to z McGonagall, ale my będziemy musieli  wziąć większość dyżurów, Harry będziecie musieli nas czasem zastąpić gdy będziemy w Mungu.
 Zabini ty pilnuj Ślizgonów i wykorzystując swój urok osobisty staraj się wybadać żeńska część naszych przemiłych gości, trzeba będzie jeszcze napuścić kogoś na facetów i tu może być problem, ale myślę że McGonagall coś wymyśli. - Zamyśliła się na chwilę i westchnęła.
    - I Ron.... on nie odpuści gdy się dowie, a znając jego wybuchowy charakter i to że najpierw gada a potem myśli....
     - Porozmawiam z nim, a jak będzie się stawiał napiszę po prostu do mamy... powinno zadziałać, no i ma jeszcze rozmowę z McGonagall - pocieszyła przyjaciółkę Ginny.
     - Będę wdzięczna. - Hermiona spojrzała na zegarek - Na Merlina, za pół godziny dojeżdżamy, Malfoy idziemy do wagonu pierwszaków.
      Wszyscy wyszli na korytarz. Po drodze Hermiona zajrzała  do przedziału w którym siedział Michael Corner.
     - Michael.... weźcie pod skrzydła naszych gości, McGonagall kazała nam płynąć z pierwszakami, jest ich w tym roku więcej niż zazwyczaj i bała się że Hagrid nad nimi nie zapanuje - powiedziała gładko, choć to wcale nie było zgodne z prawdą. Chciała po prostu odizolować Malfoy'a  od nieznajomych.
   Michael spojrzał na nią, pokręcił głową i z niepewnością w głosie powiedział:

    - Ok...dobrze...hmm...   ty...wy...na serio jesteście parą? Hanna mówiła ale mnie się to nie chce pomieścić w głowie....
    -Cóż - Hermiona uśmiechnęła się zalotnie do stojącego obok '' swojego chłopaka'' -  nie tylko tobie, bo mnie też nie, ale tak, od niedawna jesteśmy parą.
    - Mnie to nie przeszkadza - uśmiechnął się Corner - słyszałem że wojna zmienia ludzi ale że aż tak???
   - Michael, pogadamy w dormitorium, pilotujcie z Hanna tylko tych dwoje.Resztą my się zajmiemy.. 
   - Ok i powodzenia....dla was...
   - Dzięki
  Musieli się pospieszyć. Wagon pierwszorocznych znajdował się w drugim końcu pociągu. Droga okazała się dla Hermiony męką. Zewsząd ścigały ich  spojrzenia, jedne zdziwione inne pogardliwe.
     Najbardziej obawiała się jednak przejścia przez dwa wagony: Gryfonów i Ślizgonów. Większość Gryfonów należała do Zakonu Feniksa i częściowo wiedzieli o zadaniu Hermiony. Tylko niektórzy pukali się w czoło. Szybko i na szczęście niezauważenie minęli przedział w którym Ginny wrzeszczała na Rona.
      Neville, który rozmawiał z Luną gdy tylko ją uścisnął na powitanie podał Draconowi rękę ze słowami:
    - Jeśli ja skrzywdzisz, odetnę ci łeb jak temu wężowi Lordzia Voldzia.
  Luna której świat był pełen nieistniejących stworzeń przebąknęła coś o chrobotkach, po czym rzuciła od niechcenia:
    - Fajnie że wróciłeś Draco.
  W wagonie Ślizgonów nie było najgorzej. Większość spuszczała wzrok widząc zaciętą minę Malfoy'a. Jednak gdy minęli Pansy Parkinson siedzącą w towarzystwie Astorii Greengrass padło jedno słowo
   - Zdrajca ! 
   Draco powoli się odwrócił i cedząc słowa wywarczał.
    - Jakiś problem Parkinson?
  Hermiona przez chwilę miała wrażenie jakby Severus Snape powrócił zza światów, tylko w odmłodzonej wersji i przefarbowany na blond.
    - A jeśli tak to co? - butnie odpyskowała Parkinson .
    - To będzie twój ostatni problem. Jakbyś nie zauważyła otaczająca nas rzeczywistość uległa zmianie. Nie na już Lordzia, twoi starzy ucałowani gdzieś dogorywają, mój ojciec niedługo do nich dołączy. Skończyły się rodzicielskie układy. I nie zapominaj że mam wiedzę która może spowodować że i ty dołączysz do tego zaszczytnego grona.
    - Nie strasz Malfoy. - Jeszcze próbowała się stawiać, jednak jej ton nie był już taki pewny a krew zastraszająco szybko odpłynęła jej z twarzy.
     - Nie straszę.... ostrzegam. A jeśli Hermionie spadnie choć jeden włos z głowy, z twojej lub innej ręki , to i tak TY PARKINSON za to zapłacisz. ROZUMIESZ?   I.Nigdy.Więcej.Mnie.Nie.Dotykaj.
   Parkinson wciąż ciskając błyskawicami z oczu usiadła już nie odzywając się  ani słowem.
    Draco przyciągnał Hermionę do siebie, szepcząc jej do ucha,co można było również przyjąć za pocałunek w policzek.
    - Możesz poudawać zakochaną? To jest właśnie ten moment.
   Hermiona mimowolnie się zaczerwieniła, niewinnie spuściła oczy i z największą czułością na jaką mogła się zdobyć, wierzchem dłoni pogładziła go po policzku. Złapała chłopaka za rękę i pociągnęła za sobą w kierunku wyjścia z wagonu przy którym Zabini dławił się ze śmiechu. 
    - A tobie co tak wesoło? - warknęła gdy do niego doszli.
    - Hmmm żebyście widzieli miny wszystkich też byście nie mogli wyrobić ze śmiechu. - a konspiracyjnym szeptem dodał - gdyby to nie był mój pomysł to bym się nabrał Królowo 
    - Zabini, łapy precz - warknął  na przyjaciela Draco, na tyle głośno by mieć pewność że wszyscy usłyszeli a Blaise podskoczył.
    - Jaśnie Państwo wybaczą pokornemu słudze - ukłonił się z gracją.
    - Chyba błaznowi - roześmiał się Draco i wyprowadził Hermionę ze Ślizgońskiego wagonu.

    - Malfoy, ty na pewno nazywasz się Malfoy? - zapytała gdy już przestali się śmiać. 
    - Z tego co mi wiadomo to właśnie tak się nazywam, a czemu pytasz?
     - Bo przez chwilę miałam wrażenie że stoi przede mną odmłodzony i przefarbowany klon Snape'a. 
    - Mało kto o tym wie, ale Severus był moim ojcem chrzestnym. Możesz nie wierzyć, ale był mi bliższy niż rodzony ojciec. - W jego głosie brzmiał smutek .
     - Przepraszam.... nie wiedziałam.....
     - Pomógł mi przez to wszystko przejść, chronił jak tylko mógł, nie pozwolił żeby czarna magia mną zawładnęła....(pomógł chronić ciebie, choć o tym nie wiesz- dodał w myślach) brakuje mi go....
     - Mnie też, choć to może dziwne bo napsuł mi tyle krwi na eliksirach.... może nie pałałam do niego miłością ale bardzo go szanowałam i podziwiałam. Raz w niego zwątpiłam, jak zabił Dumbledore'a, a potem gdy poznaliśmy prawdę.... 
     - On ciebie też bardzo cenił, choć nigdy byś od niego tego nie usłyszała. 
     - I tobie niby się zwierzył z tej rewelacji?
     - Nie musiał... prywatnie to był naprawdę super gość. 
     -  Mimo wszystko miło to słyszeć.

    Chciał jeszcze coś powiedzieć, gdy nagle został powalony na podłogę, a ciemnowłosa dziewczynka okładała go piąstkami.
     - Miałeś do mnie przyjść Draco. ładnie to tak obiecywać?
     - Aua, auć Muszko przestań już i daj mi coś powiedzieć, czy może chcesz mnie zabić?
     - Nie.... nie chcę, ale obiecałeś - zrobiła smutna minkę. 
     - Aturnio posłuchaj - z odsieczą przyszła Hermiona - naprawdę chcieliśmy przyjść wcześniej, ale widzisz te odznaki? - wskazała na pierś Draco.
     Dziewczynka skinęła głową.
     - Te odznaki oznaczają ze jesteśmy zobowiązani do pilnowania porządku w całym pociągu, mielimy też ważne spotkanie z Dyrektor McGonagall i jeszcze kilka innych rzeczy do zrobienia. I naprawdę nie mogliśmy przyjść wcześniej, chociaż Draco bardzo chciał i już miałam go dosyć, bo ciągle mnie poganiał.
     - To mógł przyjść sam -  obrażona dziewczynka ściskała stojącego już chłopaka za rękę.
     Draco tym razem już z własnej woli przykląkł przed małą awanturnicą.
    - Muszko...- ściszył głos - pamiętasz jak Hermiona mnie zabrała prawda?
   Mała przytaknęła.
    - Widzisz od tamtej pory mnie pilnuje i nie mogę nigdzie chodzić sam. 
    - Mamusia mi mówiła że jakiś pan chce ci coś zrobić. I dlatego Hermiona cię pilnuje?
     - Właśnie dlatego  Muszko.
     - Śmiesznie trochę, dziewczyna pilnuje chłopaka, a tata zawsze powtarzał ze to mężczyźni powinni opiekować się kobietami.
     - I tak zazwyczaj jest. Ale zdradzę ci w sekrecie ze Hermiona to bardzo, bardzo dobra i silna czarownica, i cieszę się że mam właśnie takiego ochroniarza. 
     - A ty nią też się opiekujesz? 
     - A jakże mógłbym inaczej? pewnie że tak.
     - No, to dobrze, bo ją też lubię. A mną też się będziesz opiekował?
     - Tobą Muszko będziemy opiekować się oboje, jeśli Hermiona się zgodzi. Ale już się na mnie nie gniewaj . 
     - No już dobrze - promienny uśmiech rozświetlił buzię dziewczynki. - I fajnie że już nie warczycie na siebie.

      Pociąg powoli zaczął zwalniać by po chwili się zatrzymać. Pomogli dzieciakom wysiąść na peron, gdzie było już słychać donośny głos Hagrida. 
    - Pirszoroczni do mnie, pirszoroczni.....
     - O Hermionka wszystko w porząsiu?
     - Jasne olbrzymie, stęskniłam się za tobą. Pomagamy ci dzisiaj cieszysz się?
     Hagrid spojrzał na Malfoy'a i ku zaskoczeniu chłopaka powiedział:
     - Bendzie dobrze chłopcze, bendzie dobrze. Zapraszam na herbatkie - i poklepał Draco po ramieniu mało go nie wbijając w ziemie. 
     Po kilku minutach siedzieli już w ostatniej łódce z Aturnią i dwójką innych dzieciaków. Ze wszystkich stron słychać było okrzyki zachwytu, a Muszka jak ją żartobliwie nazywał Draco zaniemówiła nie mogąc oderwać oczu. W oddali  widać było całkowicie oświetlony zamek, a światła odbijające się w lekko falującej wodzie jeziora tworzyły przecudną iluminacje. Znowu miała jedenaście lat... Powróciły  wspomnienia i te dobre i te złe. Poczuła dotyk na swoim ramieniu.
    - Pamiętasz jak my siedzieliśmy z tak otwartymi buziami ? - usłyszała dziwnie brzmiący głos Malfoy'a. - Hermiona... nawet nie wiesz jak bardzo żałuję że straciłem tyle lat na bycie  pospolitym dupkiem. 
    - Ważne ze ci przeszło. Mogę ci zadać pytanie?
    - Jasne, w końcu jestem "twoim chłopakiem". 
    - Co ta mała czarownica zrobiła że tańczysz jak ci zagra? To takie nie malfoyowate....
     - Po pierwsze tamtego Malfoy'a  już nie ma, choć jego opinia będzie się ciągnąć za mną jeszcze długo, a po drugie....miałbym siostrę w jej wieku. Być może siedziałaby na jednej z tych łodzi.
  Miałem  siedem lat i cieszyłem się jak wariat że będę miał rodzeństwo. Ale Flo urodziła się martwa. Dopiero jakieś półtora roku temu Severus powiedział mi jak było naprawdę. Ojciec nie chciał drugiego dziecka, przez jakiś czas dolewał matce coś do picia. Gdy Sev się zorientował ze z matką jest coś nie tak, a właściwie to stary mu się nieświadomie wygadał, było za późno. Próbował podać jej odtrutkę, ale udało mu się uratować tylko matkę. Chyba dlatego Muszka tak mnie zakręciła. - Na chwilę zamilkł żeby po chwili dodać ze złością w głosie - Jeszcze jeden powód żeby go nienawidzić.

    Chyba pierwszy raz w życiu nie wiedziała co ma powiedzieć.Nie umiała znaleźć słów pocieszenia. Wpatrywała się w smutną twarz chłopaka. 
           Taak...- pomyślała - Tamten Malfoy odszedł...
    Teraz była już więcej niż pewna że podjęła właściwa decyzję.....





6 komentarzy:

  1. Loff loff i jeszcze raz lofffff ❤ kocham Cię za ten rozdział :* niesamowity nie mogę się doczekać następnego ;) pozdrawiam i weny życzę
    ~Abey

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam Twojego Malfoya! Jest cudowny taki wrażliwy i szczery. Jego ojciec ugh szkoda słów jak można spowodować śmierć dziecka? Chory człowiek
    Rozdział bardzo fajny ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. "Lordzio Voldzio" - rozłożyłaś mnie tym na łopatki ^^
    Genialny rozdział. Przepraszam, że się powtarzamy, ale dosłownie KAŻDY twój rozdział jest genialny ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj... Pozwól że odniosę się do wszystkich wcześniejszych komentarzy w tej jednej odpowiedzi.Do genialności mi daleko, ale miło połechtałaś moje małe ego :) Cieszę się że przypadło Ci do gustu, i mam nadzieję że po dalszych rozdziałach nie zmienisz zdania.. Dzięki że się ujawniłaś to naprawdę budujące
      Pozdrawiam cieplutko i zapraszam do dalszej lektury A..........

      Usuń
  4. + 10pkt dla Slytherinu za powiazanie postaci Draco z Severusem. Miód na moje serce!

    OdpowiedzUsuń