sobota, 16 lipca 2016

# 30 #

No cóż robaczki moje kochane... wiem ze niektóre z Was spodziewały się może odrobinę innego rozdziału, ale ktoś mi dolał do herbaty Felix Felicis i z krążącym w krwiobiegu szczęściem oddaje Wam  to, co podpowiedział mi Eliksir. A ponoć Felix wie najlepiej... 
Mam nadzieję że się nie rozczarujecie...     





        Hermiona wyszła z dormitorium Prefektów i ciągle niezdecydowana co tak naprawdę chce zrobić, rozejrzała się niepewnie. Z jednej strony chciała spędzić ten wieczór z Ginny i Harrym, lecz z drugiej wcale nie miała ochoty na towarzystwo. Po chwili zastanowienia odrzuciła pierwszą opcję. I tak nie mogła z nimi porozmawiać o tym czego się podjęli z Draconem, a znając przyjaciół szybko odkryliby jak bardzo coś ją dręczy. Nie chciała ich okłamywać, a udawać, że wszystko jest w jak najlepszym porządku nie miała najzwyczajniej siły.
              Minęła portret Grubej Damy i bocznym korytarzem doszła do jednego z największych okien w Zamku.  Usiadła na szerokim parapecie i zapatrzyła w księżyc, bedący prawie całkowicie już pogrążony w cieniu. Jedynie cieniutki sierp w kształcie litery c nieśmiało połyskiwał na rozgwieżdżonym niebie. 
            Przymknęła oczy by wyciszyć i poukładać myśli, które ostatnimi dniami zdominowane były  szaro - niebieskimi oczyma chłopaka i czymś, co w nich dostrzegła, gdy padło to niewygodne pytanie. Wisiało między nimi i uwierało jak niewielka drzazga pod skórą. Niby nie sprawiała żadnego bólu, ale niepokoiła swą obecnością. Tak samo było ze słowami Dracona, które powtórzyła sobie chyba kilkaset razy, próbując znaleźć na nie odpowiedź. Nie dla blondyna lecz dla samej siebie, dla własnego spokoju. Zatopiona we własnych myślach i nieświadoma upływającego czasu drgnęła gdy wyczuła czyjąś obecność.
            - No proszę, jaśnie pani bez swoich piesków. Długo na to czekałem. Gdzie zgubiłaś tą śmierdzącą fretkę? - Ron wyłaniający się z cienia korytarza wyglądał na szczególnie zadowolonego. - Teraz mi zapłacisz suko.
            - Jeśli ktoś zapłaci, to na pewno nie będę to ja. Jest już cisza nocna, nie powinno cię tu być - starała się by jej głos brzmiał pewnie, choć tak  się wcale nie czuła. Nadal siedziała na parapecie, swoją różdżkę miała w tylnej kieszeni spodni, a metr od niej stał dość potężny facet z wymierzonym w nią magicznym atrybutem czarodziejstwa. W normalnych warunkach nie miałby z nią szans, uczepiła się więc tego, że jej zegarek, który wcześniej omiotła szybkim spojrzeniem, wskazywał, iż nikogo już nie powinno być na korytarzach.
             - I co mi zrobisz? Odejmiesz punkty czy naślesz na mnie Malfoy'a? W dupie to mam - parsknął z wyraźną  złością w głosie. 
              - Ostatnio bardzo dużo tam masz, a teraz łaskawie zrób zwrot i wróć do wieży. Nie mam ani ochoty, ani czasu na dyskusje. W przeciwieństwie do ciebie Ron, mam obowiązki do wykonania - zrobiła ruch, jakby chciała zeskoczyć z parapetu ale powstrzymał ją krzyk rudzielca.
              - Siedź i nawet nie myśl o ruszeniu się, jaśnie pani obowiązkowa prefekt - zaszydził, ale determinacja w wyrazie twarzy Gryfona kazała jej posłuchać. Przez głowę przebiegła jej pocieszająca myśl, że przecież powinna właśnie z Malfoy'em patrolować korytarze i że na pewno już  zauważył jej nieobecność. Muszę grać na zwłokę - pomyślała - Malfoy zaraz powinien zacząć panikować. 
              - No dobra, to za co mam ci niby zapłacić ? - powiedziała znacznie głośniej niż do tej pory.
              - Za co? Ty się pytasz za co? Jesteś bezczelna, wiesz...
              - Może i tak, ale czy w tym stuleciu dowiem się o co ci chodzi? - przerwała mu, wiedząc że zirytowany Ron to głośny Ron, a w tym momencie zależało jej żeby był najgłośniejszy.
               - Zdradziłaś mnie dziwko, zrobiłaś ze mnie idiotę w pociągu, nasyłasz na mnie tego śmierciojada, przez ciebie wszyscy mnie olewają i to wszystko twoja wina, nie daruje ci tego!

               - Och, odezwał się wzór cnót i wierności - parsknęła śmiechem, mimo że z każdą chwilą coraz bardziej się denerwowała a jej magia zaczynała powoli szaleć. Przestała jednak zwracać na to uwagę i z każdym wypowiadanym słowem nakręcała się coraz bardziej. - Kto kogo zdradził? Ja ciebie? Masz na to dowody? Bo ja twoją zdradę widziałam na własne oczy. Niespełna trzy tygodnie po tym, jak samozwańczo, nie pytając mnie o zdanie, ogłosiłeś nas parą. Widziałam tą tłustą blondynę jak profesjonalnie zajmowała się twoim przyrodzeniem. I ty śmiesz oskarżać mnie o zdradę? Jesteś większym hipokrytą i egoistą niż kiedykolwiek mogłabym przypuszczać. Dlatego wyniosłam się na stałe do Hogwartu. Powinieneś być mi wdzięczny że tego nie rozdmuchałam, że nikomu nie powiedziałam. Dałam ci szansę żebyś wyplątał nas z tego chorego układu. Ale po co? Przecież potrzebowałeś głupiej Hermiony. Żeby dbała o twoje egzaminy, odrabiała prace domowe i ratowała tyłek jak wpadniesz w bagno. Ale widzisz.... wszystko się kiedyś kończy, a naiwna Hermiona przestaje się dawać wykorzystywać. Ile razy nas wystawiłeś? Mnie, Harry'ego, bo coś się działo nie po twojej myśli, bo coś sobie ubzdurałeś, a  my naiwnie ci wybaczaliśmy, tylko po to by za jakiś czas znowu znosić twoje humorki. Ale ja już mam dosyć twojej ignorancji, niedojrzałości, inwektyw kierowanych w moim kierunku. Jestem wolnym człowiekiem, i jak będę chciała to się prześpię z połową męskiej części tego zamku. I zapewniam cię że ty się do tej połowy nie zaliczasz. Nigdy więcej nawet nie waż się do mnie odezwać i zapomnij o tych wszystkich latach.      Dla.Mnie.Nie.Istniejesz. - Ostatnie słowa wysyczała ze złością. -  Musiałbyś chyba zatańczyć kankana na rzęsach, żebym ponownie zauważyła twoje istnienie. A teraz wracaj do dormitorium, a rano zgłosisz się do dyrektorki i wytłumaczysz swoją obecność na tym korytarzu po ciszy nocnej.
           Już nie oglądając się na nic zeskoczyła z parapetu i wyminęła skonsternowanego jej przemówieniem Weasley'a, który na przemian bladł i płonął soczystą czerwienią. Wyminęła go i  w końcu wyjęła różdżkę z kieszeni, ale nie zdążyła oddalić się nawet na pięć metrów gdy dobiegło ją ciche - Imperio - a żółtawy błysk rozświetlił mrok korytarza.
             Hermiona w chwilowym rozbłysku  dostrzegła cztery zbliżające się do nich sylwetki, wśród których mignęła blond czupryna. Poczuła lekkie mrowienie na plecach gdy dosięgło ją zaklęcie, ale nie odczuła żadnych innych skutków. Nadal myślała trzeźwo i nic nie wskazywało na to, że urok zadziałał. Odwróciła się zanim się odezwał i całkiem przytomnie przysłuchiwała jak mamrocze pod nosem.
              - Nie tak szybko Jaśnie Pani. Bardzo się mylisz, jeśli sądzisz że ci odpuszczę. Teraz pójdziesz ze mną i się przekonasz, że ja nie rzucam słów na wiatr. Czy ci się to podoba czy nie, będę cię miał, a ten twój śmierciożerca  niedługo trafi tam gdzie jego miejsce.
             Dziewczyna w pełni świadoma nadchodzącej pomocy stała w miejscu zupełnie ignorując słowa Weasley'a. Zniecierpliwiony brakiem jakiejkolwiek reakcji, Ron podszedł do niej i ze złością wyciągnął rękę.
              - Rusz się w końcu... - tylko tyle zdążył z siebie wydusić, bo gdy tylko dotknął skóry Hermiony, wrzasnął i osunął się nieprzytomny u jej stóp. Zaskoczona popatrzyła najpierw na swoją rękę, później na Rona zupełnie nie rozumiejąc co się stało. Kilka sekund potem stała już zamknięta w objęciach Draco. David pochylał się nad nieprzytomnym Gryfonem, a Harry i McGonagall właśnie do nich dochodzili.
              - Ja nie rozumiem... rzucił imperiusa, ale ten nie zadziałał... potem mnie dotknął i upadł... ja nic mu nie zrobiłam... nic nie rzuciłam... nawet nie pomyślałam o żadnym zaklęciu... widziałam że idziecie... - urywanymi zdaniami próbowała tłumaczyć, gdy w końcu udało jej się wyswobodzić z objęć Draco.
               - Nic mu nie jest, wygląda jakby dostał oszałamiaczem - odezwał się David, który właśnie skończył zaklęcie diagnostyczne. - Mogę go wybudzić w każdej chwili.
                - Myślę że zabierzemy go najpierw  do mojego gabinetu - starsza czarownica pokręciła z niedowierzaniem głową. - Nigdy bym nie uwierzyła, gdybym nie widziała na własne oczy. Co też się stało z tym chłopakiem.... A ty jak się czujesz Hermiono?
                - W porządku, ale ja nadal nie rozumiem co się stało...
                - Mam pewną teorię, ale może nie będziemy o tym rozmawiać tutaj - David porozumiewawczo mrugnął do dziewczyny. - Najpierw posprzątamy śmieci...
                - Pani profesor, a co z nim? - Harry nie mógł oderwać wzroku od człowieka który był mu jak brat, a który zmienił się tak diametralnie że sama myśl o tym sprawiała ból.
                - Powinnam wezwać aurorów, ale to miałoby swój finał w Azkabanie. Oczywiście to zależy od Hermiony - McGonagall przeniosła wzrok na Gryfonkę. - Ale nie uważam aby trzeba było zastosować aż tak drastyczne środki. 
                 - Niech pani wezwie państwa Weasley. Zostawię swoje wspomnienie, bo na słowo na pewno nie uwierzą. Ja... chyba nie chcę być przy tej rozmowie. Niech Pani podejmie decyzję co dalej, byle się do mnie już nigdy więcej nie zbliżał. Z nim jest coś nie tak od czasu tego horkruksa   w medalionie.... a od bitwy był totalnie wycofany. A potem stał się taki władczy i chamski... - Hermiona spuściła wzrok, jakby sama czuła się winna. Dyrektorka jeszcze raz z niedowierzaniem pokręciła głową.
             - Wojna robi z ludźmi dziwne rzeczy. Cóż, najpierw porozmawiam z Molly i Arturem i dopiero później podejmę jakąś decyzję. A teraz zabierzmy go do mojego gabinetu.


            - I po jakiego trytona mnie powstrzymałeś? - Draco odezwał się po raz pierwszy od chwili gdy dobiegł do Hermiony.  Teraz  warczał na Davida. - Przynajmniej bym mu dokopał. No rzesz w mordę glonojada.
         Zamilkł bo właśnie wchodzili  do dormitorium, po tym jak Hermiona zostawiła wspomnienie, a David ocucił Weasley'a a Harry został wysłany z listem do Nory.  Pierwotnie zamierzali usiąść w salonie, ale natknęli się w nim na Jasmine. Dziewczyna zimnym, wręcz wrogim spojrzeniem obrzuciła Hermionę, ale z pozoru słodkim głosikiem zagadnęła.
              - Coś się stało, że wyglądacie jak chmury burzowe?   
              - Nie twój zakichany interes - wycedził przez zaciśnięte zęby Draco, nie zaszczycając jej nawet jednym spojrzeniem, choć może gdyby to zrobił, dostrzegłby zabłąkany, prawie niezauważalny, wredny uśmieszek.
               - Nie musisz warczeć, chciałam być tylko miła - nie doczekała się jednak żadnej odpowiedzi. Cała trójka zniknęła już na schodach prowadzących do ich sypialni. 
              Hermiona bezgłośnie zdjęła barierę by wpuścić do pokoju Davida i rzuciła zaklęcie wyciszające.  
              - Granger, możesz mi powiedzieć, coś ty sobie myślała włócząc się samotnie po Zamku? Miałaś iść do Wiewióry, a nie urządzać piesze rajdy! - Draco z nieukrywaną już złością posadził Hermionę na kanapie, samemu krążąc niczym satelita wokół rzeczonego mebla. - Masz szczęście, że jakiś Gryfonek zauważył, że ta ruda szumowina wyłazi na wycieczkę i poleciał do Pottera.      
             - Malfoy, przestań biegać w koło , bo w głowie mi się kręci. I wyobraź sobie, że potrzebowałam chwili samotności żeby ogarnąć myśli. Tu nawet nie ma o tym mowy. Jak tylko zamknę się w pokoju zaraz ktoś mnie z niego wyciąga, na pytania Ginny też nie miałam ochoty... - westchnęła i wykorzystując fakt, że Draco właśnie się zatrzymał przed nią, złapała go za rękę i pociągnęła w kierunku kanapy. - Siadaj... Musiałam pomyśleć i straciłam rachubę czasu. To wszystko. - Zrobiła krótką przerwę i jakby zawstydzona spuściła głowę. - Nie wiem ile słyszeliście, ale nie chcę o tym rozmawiać.
             - Wyraźnie, to od słów "zrób zwrot i wróć do Wieży". Chciałem od razu rozgnieść tego robaka, ale ten mnie powstrzymał, a Potti pobiegł po McGonagall - Draco trochę się uspokoił, ale wyraźnie nadal miał za złe Davidowi utratę szansy na obicie Weasley'a. - A znam kilka takich ciekawych klątewek, takich milutkich... i takich bolesnych...
             - I dobrze że cię powstrzymał, wpakowałbyś się w kłopoty gdybyś go  ruszył, co nie zmienia faktu, że nadal nie rozumiem co tam się właściwie stało. Czułam jak to zaklęcie trafia w moje plecy, ale jakby po mnie spłynęło, a potem...
              - Moim zdaniem - przerwał jej David - w momencie gdy poczułaś się zagrożona, wytworzyłaś tarczę ochronną, coś jak twoje osobiste protego, ale znacznie silniejsze. Pewności nie mam, ale rano porozmawiam z Mistrzem, no i może ty znajdziesz coś w Księdze.  Z tego co pamiętam, było tam coś o zaklęciach ochronnych.
              - Tak, było, ale ja nie rzuciłam żadnego, nawet o nim nie pomyślałam....
              - Twoja magia, Hermiono... wydaje mi się że to ona cię ochroniła. To chyba jedyne logiczne wytłumaczenie - David podniósł się z fotela i skierował do drzwi. - Wytrzymasz kilka godzin bez odpowiedzi, prawda? Nie stawiaj jeszcze bariery, przyniosę ci coś lekkiego na sen. Tak na wszelki wypadek.
                  Dziewczyna skinęła głową i odprowadziła go wzrokiem do drzwi. Gdy tylko się zamknęły, oparła policzek na ramieniu Dracona.
                 - Przepraszam - wyszeptała i na oślep odszukała ręką usta Ślizgona, wymownie dając mu w ten sposób znak by milczał. Draco uszanował jej niema prośbę, otoczył ramieniem i oparł swój policzek na czubku jej głowy.
                  - Dzisiaj ci odpuszczę , zołzo - szepnął, zadowolony z tej odrobiny bliskości, której tak bardzo skąpiła mu ostatnimi dniami.


          Atmosfera panująca podczas śniadania była dość napięta, a zagęściła się jeszcze bardziej gdy Harry powiadomił ich, że rodzice Rona przybędą dopiero dzisiaj, bo wieczorem pan Weasley był nieobecny, a Molly była tak bardzo zdenerwowana po przeczytaniu listu, że do powrotu Artura musiał ją uspokajać.  Hermiona miała wyrzuty sumienia, że to przez nią i czuła się z tym podle. Oliwy do ognia dolała profesor McGonagall, która zatrzymała się przy końcu stołu Gryfonów.
             - Hermiono, wiem że nie chcesz w tym uczestniczyć i zrozumiem jeśli nie zmienisz zdania, ale sprawa dotyczy bezpośrednio ciebie i wskazane byłoby byś jednak była obecna. Przemyśl to proszę. Artur i Molly  zapowiedzieli się na dziesiątą - Dyrektorka omiotła spojrzeniem pozostałych. - Harry, David, Draco i panna Weasley, was również poproszę o obecność. Myślę, że skoro sytuacja rozwinęła się w tren a nie inny sposób, rozwiążemy również pozostałe kwestie dotyczące pana Weasley'a. Ach i zwalniam wymienionych  z porannych zajęć.
         - Dziękujemy - odpowiedzieli zgodnym chórkiem. Blaise, który nie chciał, przegapić takiego wydarzenia, wbił w dyrektorkę proszące spojrzenie, godne zagubionego szczeniaka . 
           - No dobrze - odezwała się zrezygnowana - pan Zabini niech się czuje również zaproszony. O dziesiątej w moim gabinecie. Hermiono, hasło się nie zmieniło. - Odeszła do stołu nauczycielskiego.

            - Niezależnie od tego co wymyśliła McGonagall, i jak bardzo jestem na niego wściekła, już mu współczuję  - półgłosem odezwała się Ginny. - Założę się, że po konfrontacji z mamą, będzie błagał o wezwanie aurorów.
             - Taaa , zły hipogryf, to puszek pigmejski w porównaniu ze wściekłą panią Weasley - Harry objął swoją dziewczynę. - Chyba go nie zabije?
             - W tym przypadku śmierć byłaby wybawieniem dla mojego skretyniałego brata.
              - Zapowiada się ciekawie, ale chyba nie będzie aż tak źle - Zabini trochę sceptycznie popatrzył na Ginny.
               - Och, uwierz, że nigdy nie chciałbyś być osobą odpowiedzialną za rozgniewanie pani Weasley - Hermiona uśmiechnęła się pod nosem.   - Ginn, wiesz że ja naprawdę bardzo szanuję twoich rodziców i jest mi bardzo przykro, że sprawiam im ból, ale...
               - Przestań. Herm, to nie twoja wina Ron zdurniał do reszty i że moja mama jest jedyną osobą na tym świecie której nie podskoczy. I też uważam że powinnaś tam być. Nie daj mu satysfakcji, niech mu się nie wydaje że się boisz konfrontacji. Bo tak właśnie pomyśli.
               - Właśnie Granger. Wszyscy tam będziemy i  niech tylko zrobi coś nie tak, możesz być pewna ze nie ujdzie mu to na sucho. A poza tym, to dobra chwila, żeby definitywnie zamknąć pewne sprawy i pozbyć się gnoma na zawsze - Draco delikatnie uścisnął jej dłoń pod stołem, nachylił się i szepnął do ucha z tajemniczym uśmiechem. - Mam pewien plan. Uwierz, że nie chciałabyś tego przegapić. 
            - No nie wiem... 
            - Dasz radę królowo. A poza tym, w każdej chwili będziesz mogła wyjść, albo ostatecznie go przekląć i nikt nic ci nie zarzuci, no chyba że McGonagall się wścieknie za przymusowy remont gabinetu -  Zabini, który siedział po prawej stronie Hermiony teatralnie ją objął ramieniem. - Ja, twój wierny sługa, uroczyście przysięgam bronić cię do ostatniej kropli mojej krwi...
            - Wariat - przerwała mu Hermiona, ale mimowolnie się uśmiechnęła - ale w sumie macie rację.Nie chcę tego przegapić.
           W odrobinę lepszych humorach dokończyli śniadanie i wszyscy, poza Davidem, który poszedł do Gregoriusa, udali się do pokoju wspólnego Prefektów. Półtorej godziny później cała szóstka zawitała w dyrektorskim gabinecie. Państwo Weasley byli już obecni, a Molly znana ze swojej nerwowości usilnie starała się dowiedzieć o celu tego wezwania.  Ronald siedział między rodzicami, a cała jego postawa nie wyrażała w nawet najmniejszym stopniu skruchy i do chwili przybycia sześciorga prefektów  usiłował wmówić matce, że on nie ma zielonego pojęcia o co chodzi.
          Profesor McGonagall uśmiechnęła się ciepło do Hermiony, dziękując jej tym samym za obecność i poprosiła wszystkich o zajęcie miejsc. Ginny przywitała się z rodzicami, obrzuciła Rona niechętnym spojrzeniem i usiadła obok ojca z Harry'm u swego boku, David i Blaise w pobliżu okna przy którym opierając się o parapet, stanęli Hermiona i Draco.
            - To na wypadek gdybym szybko musiała wyjść - widząc pytający wzrok dyrektorki cicho wyjaśniła Gryfonka, wymownie patrząc na swoje dłonie. 
            - No tak, skoro jesteśmy już wszyscy możemy przejść do sedna - McGonagall popatrzyła na swojego byłego wychowanka z marsową miną. - Molly, Arturze śmiem twierdzić że znacie wszystkich tu obecnych poza Davidem, który jest prefektem uczniów kursu przygotowawczego  - młody Grek wstał i ukłonił się z szacunkiem.
              - Panie Weasley, czy byłby pan łaskaw i w końcu oświecił rodziców z powodów tego spotkania? - Ron spuścił głowę i milczał jak zaklęty. - Zdaje pan sobie sprawę z tego, że już wczoraj powinnam była powiadomić Biuro Aurorów?
              - Chyba po nich - nienawistne spojrzenie  Rona zatrzymało się na Draco. - Niczego nie będę mówił przy tych smierciojadach!  To nie ich sprawa.
              - Och, jak najbardziej ich sprawa - warknął z portretu  Severus. - Za to czego się dopuściłeś, grozi co najmniej sześć lat Azkabanu z urzędu, pomijając fakt że  Hermiona i Draco mogą wystąpić z oskarżeniem prywatnie.
               - O co tu chodzi Minervo? Jacy aurorzy? Dlaczego?Jaki Azkaban? W coś ty się wplątał Ron? - Molly Weasley chaotycznie zadawała  pytania.  - ODPOWIADAJ NA SŁODKIEGO GODRYKA!     
                - Uspokój się Molly, proszę. Chciałabym ci tego oszczędzić. Wiesz że wcale nie miałam obowiązku informowania was. Ronald jest już pełnoletni i odpowiada sam za swoje czyny. Tak  strasznie mi przykro, ale sprawa jest naprawdę poważna. - McGonagall stanęła obok zdenerwowanej kobiety i pocieszająco położyła dłoń na jej ramieniu. - Miałam nadzieję że przez noc przemyślałeś chłopcze swoje postępowanie, ale skoro nadal nic do ciebie nie dotarło, pozwól że obejrzymy sobie  twoje ostatnie poczynania. 
           Dyrektorka przywołała na środek gabinetu myślodsiewnię i wlała do niej wspomnienia z kilku fiolek i poprosiła wszystkich o stanięcie wokół magicznego naczynia. Następnie wykonała kilka skomplikowanych ruchów różdżką, efektem czego srebrzysta mgła wspomnień wypłynęła z misy otulając obserwatorów. Pierwszym wspomnienie należało do Harry'ego i dotyczyło wydarzeń z pociągu,  później  podsłuchana rozmowa przez Marco, przyłapanie Rona na szpiegowaniu, rozmowa z Draco w Wieży Gryfonów i na końcu wspomnienie Hermiony z poprzedniego wieczora. 
          Dziewczyna popatrzyła niepewnie na rodziców byłego już przyjaciela, jakby spodziewając się, że oni również zaczną obwiniać ją za zachowanie swojego syna, ale pokrzepiający uścisk ręki w wykonaniu Draco nieco dodał jej otuchy. 
          - W porządku? - zapytał blondyn gdy wracali na wcześniej zajmowane miejsce pod oknem.
         Pani Weasley przez kilka chwil stała nie odzywając się i ciężko oddychając. Wyraźnie było widać, że za wszelką cenę usiłuje zapanować nad wybuchem.
           - Molly? - Artur objął żonę troskliwie i odprowadził na miejsce.
            - Taki wstyd, taki wstyd - szeptała Molly - Hermiono, dziecko tak mi przykro, tak bardzo cię przepraszam, ja nie wiedziałam...
            - Cóż, przynajmniej to wyjaśnia tą dziwną wizytę, którą złożyła nam pewna, hmm... - spojrzenie pana Weasley'a przeniosło się  na Hermionę - tłusta blondynka, by oznajmić nam, że zostaniemy dziadkami... Molly właśnie pisała do ciebie Minervo, kiedy zjawił się Harry.
            Ciszę jaka zapadła po wyznaniu głowy rodziny Weasley'ów przerwała dyrektorka. 
            - Czy teraz zechciałby pan się ustosunkować do stawianych mu zarzutów, panie Weasley?
            - Lepiej niech ten chodzący plemnik  się nie stosunkuje,  bo stworzy armię ubogich umysłowo pierwotniaków - Draco wymruczał, niby to pod nosem i tylko do Hermiony, ale na tyle głośno, by wszyscy usłyszeli. Blaise i David parsknęli, usiłując zamaskować śmiech kaszlem, Hermiona odwróciła się w stronę okna, pan Weasley uśmiechał pod nosem, a Molly schowała twarz w dłoniach.
             - Panie Malfoy, ta uwaga była zbyteczna - McGonagall z trudem utrzymywała powagę upominając Ślizgona. - Słuchamy panie Weasley.
             - Eee... no... Chciałem się przysłużyć społeczeństwu, ten oślizgły śmiercius nie powinien przebywać wśród porządnych ludzi. Jak ten jego tatulek tak bardzo tęskni, to niech go zabiera, wtedy może razem trafią tam gdzie ich miejsce - wybełkotał nie podnosząc głowy.
             - Tobie naprawdę klepki się poprzestawiały Ron, czy tylko udajesz kretyna? - Ginny nie mogła uwierzyć w słowa brata. - Draco został oczyszczony, a ty pomagałeś poszukiwanemu przestępcy. 
            - Czym on was poi, że tak wszyscy nagle włazicie mu w dupę co? Zabrał mi wszystko, Hermione, przyjaciela, Gryfoni ze mną nie gadają i traktują jak gówno i to wszystko przez tego  śmiorcojada.  Nienawidzę go! Jest taki sam jak jego ojciec, popieprzony na maksa - Ron zaczął iść w kierunku pary stojącej pod oknem, ale na drodze stanął mu Blaise i Harry. - A ty... Jak to jest pieprzyć się z mordercą co?  Puszczalska, zdradziecka zdzira. Poleciało się na kasę, co? Ja nie byłem wystarczająco dobry, ale i tak wrócisz na kolanach, jak cię wykorzysta i zostawi... - i nastała cisza. Ale wcale nie dlatego, że Ron przestał mówić, to tylko czara cierpliwości Davida się przepełniła. Podobnie jak w pociągu ruchem ręki uciszył rudzielca.
             - Widzisz mamo? Nie chciałaś mi wierzyć, jak ci pisałam że do niego nic nie dociera.  Wszyscy się sprzysięgli przeciwko niemu, wszyscy są źli, tylko on jest jedynym prawym i uczciwym - Ginny przytuliła się do matki. - Tłumaczyliśmy mu, ja i Harry, z tego co wiem to również Neville, ale on cały czas swoje. Totalnie mu odbiło. 
            - Brakuje mi słów... po prostu nie mieści mi się to w głowie... - Molly wyglądała na totalnie zszokowaną. - I co teraz Minevro?
             - Moja propozycja jest taka, ale i tak dużo zależy od Hermiony i Dracona. Jeśli oni postanowią inaczej będę miała związane ręce. Mianowicie proponuję zawieszenie Ronalda, oraz poddanie go  badaniom. Z tego co wiem, Mungo nawiązał współpracę z mugolskimi psychologami. Wiecie, wiele osób w tej chwili potrzebuje wsparcia, a u nas nigdy nie było tego typu specjalizacji. 
           - Ja proponuję zacząć od badań  w kierunku opętania czarną magią. Wybacz stary, ale zacząłeś się tak zachowywać od czasu noszenia tego przeklętego medalionu. A kiedy pozbyłem się czarnej różdżki, prawie się na mnie rzuciłeś, nie mówiąc już jakimi epitetami mnie obrzucałeś przez ponad tydzień - dopowiedział Harry.  - I to nie prawda że się od ciebie odwróciliśmy. Ty sam po kolei obrażałeś się na wszystkich dokoła, dosłownie na każdego, kto ci mówił że nie masz racji, albo robił coś, co ci się nie podobało. 
         Spojrzenia wszystkich skierowały się na parę stojącą przy oknie. Hermiona wzięła głęboki wdech.
             - Ja... no cóż, już wczoraj powiedziałam i wszyscy widzieliście to we wspomnieniu, że decyzje pozostawiam pani profesor.  Mogę się zgodzić na takie rozwiązanie, jeśli Ron będzie się trzymał z daleka ode mnie.  Przepraszam, ale nad pewnymi sprawami nie jestem w stanie przeskoczyć i tak po prostu przejść nad nimi do porządku dziennego. 
           Draco przez dłuższą chwilę nie mówił nic, tylko ze zmrużonymi oczami obserwował Rona.
            -   Wiecie co? Szczerze, to miałem ochotę nasłać na niego aurorów. Ale pomyślałem, że to i tak go niczego nie nauczy. Weasley, nie wiem co bierzesz i co ci tak wyżera mózg, ale poniekąd mi cię szkoda. Powoli zamieniasz się w takiego bezmózgiego kapcia, którego istotą istnienia jest tylko żreć i rozmnażać się. 
- Draco? Jakiego kapcia? - przerwała mu Hermiona. Zmarszczyła czoło, próbując zrozumieć sens wypowiedzi chłopaka.
           - No, tego pierwotniaka z tej twojej mugolskiej książki o biologii, czy jak jej tam - Draco wzruszył ramionami, ale zorientował się że chyba właśnie popełnił gafę. - Nie kapeć? Czekaj, bambosz, trzewik, hmm... też nie. A już wiem, pantofel ! 
            - Pantofelek, Draco - sprostowała Hermiona dławiąc się ze śmiechu. 
             - Nie mogę! Kapeć!- ryknął Blaise, nie mogąc zapanować nad wybuchem rozbawienia. Po dłuższej chwili wykrztusił. -   Przepraszam, ale moja wyobraźnia....
             - Jak zwał, tak zwał. Ale nie uważasz, że pantofelek  to zbyt szlachetna nazwa? Mógłby się jeszcze obrazić za porównanie go do tego tam?  - Draco zwrócił się do Hermiony i zrobił niewinna minę, a wszyscy, nawet portrety, ledwo tłumili śmiech.
            - Przestań pajacować  i mów dalej. Czas nas goni -  nadal chichocząc szturchnęła go łokciem.
            - No dobra. Jak już mówiłem, cofasz się w rozwoju Weasley i czasami, a wręcz bardzo często nie masz pojęcia o czym mówisz. Tym bardziej  nic nie wiesz o mnie, mojej rodzinie, powodach i przyczynach  moich decyzji czy mojego zachowania. Pozwól więc że cię oświecę. - Draco podszedł do myślodsiewni i zebrał znajdujące się w niej wspomnienia, nie przestając mówić. - Owszem, byłem dupkiem, bufonem, chamem i wszystkim czym chcecie. Na moje czyny nie ma usprawiedliwienia, i wcale nie chcę się usprawiedliwiać. Nie chcę też się wybielać , nie oczekuję przebaczenia, ani litości. Ale skoro mamy przedpołudnie zwierzeń, chcę wam pokazać odrobinę, naprawdę znikomą część prawdy o Draco Malfoy'u. Jeszcze kilka miesięcy temu, nikt by mnie nie zmusił do takiego obnażenia się. Ale dość już mam oceniania mnie przez pryzmat tego, który mnie spłodził albo jakie nazwisko noszę.  Od dawna nie uważam go za ojca, bo używanie tego słowa w stosunku do tej osoby, jest obrazą dla innych ojców.  Mogę pani profesor? - Wskazał na misę, a gdy McGonagall dała mu bezgłośnie przyzwolenie, przymknął na chwilę oczy i w myślach stworzył sekwencję wspomnień. Przyłożył różdżkę do skroni i wyciągnął srebrzystą wstążkę.
          - Zapraszam na projekcję - uśmiechnął się cierpko,  gestem dłoni wskazując myślodsiewnię. - Tylko ostrzegam, że niekoniecznie będzie to komedia.
           Draco zrobił dwa kroki w tył, odwrócił się i wyciągnął rękę w kierunku Hermiony. 
           - Ja nie muszę tego oglądać i nie chcę. Widziałam już wystarczająco dużo... - zawahała się i zawiesiła głos. - Ale, to nie  jest... to o czym myślę?
           - Mam całkiem sporo równie ciekawych, tamto jest dla mnie zbyt osobiste. Jesteś pewna że nie?   
            - Jestem… Mnie nic już nie musisz udowadniać...
            
           Wszyscy stanęli ponownie przy myślodsiewni, wszyscy poza Ronem, który ostentacyjnie odwrócił głowę w bok, dając tym samym do zrozumienia,że nie ma zamiaru się ruszyć z krzesła. Wtedy stała się jedna z najdziwniejszych rzeczy, jakich ktokolwiek mógłby spodziewać się po Molly Weasley. Oczywiście poza jej nienaturalnym milczeniem, bo już to samo w sobie było mocno zadziwiające. Kobieta podniosła różdżkę, przywiązała swojego syna do krzesła na którym siedział i przelewitowała tak blisko myślodsiewni, że prawie go do niej wepchnęła. Następnie rzuciła na niego zaklęcie otwartych oczu i głosem nie wyrażającym żadnych uczuć  zakomunikowała -  Możemy zaczynać.
               McGonagall ponownie użyła dziwnego zaklęcia, które było jednym z nowszych wynalazków. Stworzone na potrzeby aurorów i sędziów, którzy ostatnio całe godziny musieli spędzać w dość niewygodnych pozach, przeglądając setki, jeśli nie tysiące wspomnień.
          
  

             Wytworna jadalnia ze stołem mogącym pomieścić trzydzieści osób. U szczytu stołu siedzi Lucjusz Malfoy,a jego twarz pozbawiona jest maski arystokratycznej obojętności i spokoju, jaką zazwyczaj pokazywał wśród ludzi. Teraz maluje się na niej prawdziwa furia. Po jego prawej stronie siedzi zalękniona, zrezygnowana Narcyza. Kobieta z troską  wpatruje się w siedzącego na przeciwko niej syna. 
          - Powiedziałem NIE! - wrzeszczy Lucjusz - Nie ruszy się z Anglii nawet na krok. Najwyższy czas, żeby stał się mężczyzną. Czarny Pan chce go już teraz i go dostanie. I przestań jęczeć kobieto. (pani Malfoy nie wydała z siebie do tej pory żadnego dźwięku)  Wiedziałaś że ten dzień nastąpi, do tego był szkolony, wydałem majątek na jego przygotowanie, a że trochę wcześniej... cóż, nie jest już dzieckiem. Może to go nauczy, że szlam nie może być od niego lepszy. W NICZYM ! - Lucjusz przeniósł wzrok z żony na syna. - Może wytłumaczysz mi synu, jakim cudem ta szlamowata Gryfonka napisała prawie wszystkie SUMY lepiej od ciebie?  I PATRZ NA MNIE GDY DO CIEBIE MÓWIĘ!
           - Nie wiem, ojcze - szepnął chłopak.
           - Nie wiem ojcze, nie wiem ojcze - wykrzywił się Malfoy senior. - A czy przypadkiem nie poleciłem ci zająć się nią tak, żeby bała się własnego cienia? Tymczasem na dworcu jakoś nie wyglądała na zastraszoną... - Draco opuścił głowę i powoli nabrał powietrza, ale się nie odezwał.  - Och, tak, byłem na dworcu (szyderczy śmiech) i widziałem tryskającą zadowoleniem szlamę. I ty nadal uważasz że zasłużyłeś na wakacje? Po raz kolejny mnie zawiodłeś.   
           - Wybacz ojcze... nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. - To nie był Draco, jakiego pamiętali ze szkoły. Ten siedzący przy stole młody człowiek, był zupełnie pozbawiony tak dla niego charakterystycznej pewności siebie i buty.
           - Lucjuszu, przecież to nie wina Dracona, że ta dziewczyna jest ponad przeciętnie zdolna... - Narcyza spróbowała stanąć w obronie syna.
            - MILCZ!  Żaden brud, nie będzie w niczym lepszy od czystokrwistego czarodzieja. Ale twój syn najwidoczniej zapomniał o swojej pozycji. Nie pozwolę gówniarzowi mnie ośmieszać. Dlatego od dzisiaj potroi swoje treningi, a gdy Czarny Pan wezwie go, przyjmie służbę z pełną pokorą, albo własnoręcznie go zabiję. MÓJ DROGI SYNU, CZY TY PRZYPADKIEM NIE SPIESZYSZ SIĘ NA TRENING?
              - Oczywiście, ojcze - Draco wstał od stołu pozostawiając posiłek w nienaruszonym stanie. - Mamo...
          Odwrócił się i ruszył w stronę drzwi. Gdy je zamykał dobiegły go jeszcze słowa ojca.
           - Z tobą policzę się później moja droga żono. Nikt nie sprzeciwia się Lucjuszowi Malfoy'owi, nie wystarczy ci że wychowałaś go na mięczaka...

           Wspomnienie zmieniło się. 
          - Ten sam dzień późnym wieczorem -  zimnym głosem mówi rzeczywisty Draco. Widać po nim, że utrzymanie maski obojętności dużo go kosztuje.

Zmierzch. Blondwłosy dziedzic Rodu Malfoy'ów z wyraźnym wysiłkiem idzie aleją łączącą bramę posiadłości z olbrzymimi wrotami dworu. Zazwyczaj idealne i drogie szaty chłopaka są w opłakanym stanie. Poszarpane, oblepione błotem a na jasnej koszuli widać ślady zaschniętej krwi. Z jego postaci emanuje zrezygnowanie i ból, jednak tuż przed otwarciem wrót z trudem prostuje się i przyjmuje swoją standardową dumną postawę. Szybko przechodzi długim korytarzem prowadzącym do salonu. Wokół panuje martwa, niepokojąca cisza. Nagle, niemal bezgłośnie pojawia się koło Dracona młoda skrzatka i bezceremonialnie łapie chłopaka za rękę.
         - Szybko paniczu - stworzonko ciągnie swojego pana w kierunku schodów prowadzących na górę. Po drodze dość nieskładnie wyrzuca z siebie informacje. - Pani mocno krzyczała, pan sobie poszedł i zakazał wchodzić do pani, a pani nie zawołała Miłki... Miłka niegrzeczna, weszła sama do pokoju. Miłka nie wiedziała co zrobić i płakała....potem Miłka schowała się blisko wejścia i czekała na młodego pana…. szybciej paniczu Draco...
         Chłopak zupełnie zignorował bezczelne zachowanie skrzatki i nie dbając o swoje własne obrażenia i trudność w poruszaniu się, rzucił się biegiem na piętro. Wpadł do sypialni rodziców. Była pusta. Skrzatka stojąca w drzwiach wskazała na drzwi prowadzące do łazienki. Zdrętwiał. Nieprzytomna Narcyza leżała  w wannie, woda bardziej przypominała krew niż życiodajny płyn, a podarta szata unosiła się na powierzchni. Po chwili trwania w bezruchu doskoczył do wanny i przystawił policzek do ust kobiety. Najwidoczniej wyczuł oddech, bo wypuścił z ulgą wstrzymywane wcześniej powietrze. Zanurzył rękę w krwawej wodzie by wyciągnąć korek i zawył z bólu.
            - Nana ! - wrzasnął. Sekundę później stała obok niego stara skrzatka. Zanim zdążyła się odezwać Draco już wydawał polecenia. - Pozbądź się tych szat i DELIKATNIE obmyj mamę letnią wodą, bez żadnego mydła, zrozumiałaś? Sama woda! Później przenieś panią na łóżko, ubierz w coś lekkiego i połóż tak by nic nie urażało jej ran. Ja zaraz wrócę.
              Biegł do swojego pokoju, po drodze pozbywając się szat i koszuli. Wpadł do łazienki i podstawił tą rękę, którą wcześniej zanurzył w wannie, pod strumień bieżącej wody. Spojrzał na rany na ręce. Wcześniej były jedynie nacięciami skóry, teraz paliły żywym ogniem, mocno zaognione i napuchnięte. 
          - Kiedyś cię zabiję - warknął wychodząc z łazienki. Szybko założył podkoszulek i podszedł do biurka. szybko napisał na kawałku pergaminu :

           Wuju
        On zwariował. Torturował mamę. Nie wiem co robić.  
                                                                                               D.   
                     
              Otworzył okno i gwizdnął. W oczekiwaniu na swojego puchacza przeszukał kilka szafek i ustawił na biurku cztery fiolki z eliksirami. Puchacz już siedział na parapecie i wystawiał nóżkę w oczekiwaniu.
          - Znajdź Severusa Snape'a, najszybciej jak to możliwe. Nie wracaj bez niego - wetknął jeszcze w dziób posłańca sowi przysmak, złapał eliksiry i pobiegł do sypialni matki.
          Leżała na brzuchu, z odsłoniętą znaczną częścią pleców. To była jedna wielka rana, składająca się z całego mnóstwa krótkich, ale dość głębokich nacięć. Wszystko spuchnięte i broczące lepkim przezroczystym płynem. 
       Draco spojrzał na dwie skrzatki, starą i młodą.
       - Zmykajcie i nie było was tutaj, nic nie widziałyście. I Miłko... dziękuje... - powiedział zadziwiająco miękko. - Nano, pan się nie może dowiedzieć że mi pomogłyście...
         - Oczywiście synku - starsza skrzatka pogłaskała Dracona po ręce i obie zniknęły. 
          Blondyn delikatnie przekręcił kobietę na bok i uniósł jej głowę.Powoli wlał do jej ust zawartość dwóch fiolek, następnie ułożył w poprzedniej pozycji. Zaczął przemywać rany zawartością kolejnej z fiolek, ale nie trwało to długo. 
Drzwi otworzyły się z hukiem i do pokoju wtoczył się pijany Lucjusz.
            - Ty podły gnoju, kto ci pozwolił ją leczyć - błysk czerwonego światła i ciemność. 

             Z wielkim trudem otworzył powieki. Jedynym światłem w pokoju był blask księżyca wlewający się przez niezasłonięte okno. Próbował się poruszyć, ale jedynie przeraźliwy jęk bólu wydobył się z jego gardła. Nagle rozbłysło światło, usłyszał czyjeś kroki. Szare oczy utkwiły w tafli lustra zajmującego większą część powierzchni jednej ze ścian. Twarz młodego Malfoy'a była nienaruszona, ale reszta ciała przedstawiała kupę krwawej masy z kończynami powykręcanymi pod różnymi kątami.
      Kurtyna czarnych włosów zawisła nad ledwie przytomnym chłopcem, a czarne jak węgiel oczy zaszkliły się łzami.
           - Co tu się stało Draco? - Severusowi łamał się głos.
           - Nie wiem - z trudem wyszeptała góra mięsa. - Mama, co z nią...? 
           - Ciii... śpij... Morfeo - zaklęcie usypiające zakończyło  wspomnienie. 
  
                 Draco zaczął mówić dalej, ledwie  mgła  powróciła do misy.
              - To było w dniu powrotu do domu po piątym roku. Nie miałem pojęcia co robić. Ta wanna… to była woda z solą. Potem, w te wakacje jeszcze kilka razy... - Głos Dracona się załamał, ale zaraz zebrał się w sobie i mówił dalej. - W każdym bądź razie torturował nas na przemian,  mnie żeby mama nie wchodziła mu w drogę, a ją żebym ja był posłuszny i tańczył jak mi zagra . Taka kwadratura koła. Miesiąc później zaciągnął mnie przed tron jaszczurki i pozwolił oznaczyć jak bydło. I nie liczyło się to, czy ja tego chcę. On tego chciał, ja miałem być tylko narzędziem w odzyskaniu pozycji i zaufania.Tamte wakacje to było piekło na ziemi, uwieńczone cudnym zadaniem od Voldemorta i jeszcze ciekawszym od ojca. To wszystko co robiłem...jak się zachowywałem... w znacznej większości nie było moją wolą. Musiałem wciąż dokonywać wyborów, między złem a złem. Powoli zaczynałem się gubić i zatracać resztki człowieczeństwa. W tamtym czasie zrobiłbym wszystko, byle oszczędzić mamie bólu. Nie mogłem jeść, spać, uczyć się. Jak tylko zamykałem oczy, widziałem kata mojej matki, informującego mnie ze krzywym uśmiechem o jej śmierci.  Przynajmniej trzy osoby donosiły mu jak się zachowuję, i czy wyrabiam odpowiednią normę w dręczeniu szlam. Więc powiedz mi Weasley, panie prawy i nieskazitelny. Cóż takiego zrobiłbyś będąc na moim miejscu? Pozwolił matce cierpieć, czy może zwiał gdzie pieprz rośnie? Bo za każdym razem, kiedy ojciec miał do mnie jakieś wąty, albo zrobiłem w szkole coś, co mu się specjalnie nie podobało, albo byłem dla was za łagodny, to płaciła za to moja matka. Bywało że przez tydzień ciągnąłem na eliksirze energii, by w nocy zajmować się jej ranami, a w dzień normalnie uczestniczyć w zajęciach. Severus pomagał mi jak mógł, wspierał, nauczył bardziej zaawansowanych zaklęć leczących, zaopatrywał w eliksiry, ale często nie mógł nic więcej. Tak samo jak nie mógł otwarcie stanąć przeciwko ojcu. Dyrektor o tym wiedział, ale nawet nie kiwnął palcem. Nana, ta skrzatka zajmowała się mną jak byłem mały, ona przemycała mnie do mojego własnego domu. Resztę sobie dopowiedzcie sami. Koniec wiwisekcji...- zamyślił się na chwilę. - A właściwie to jeszcze dodam, że chodzą po tej ziemi trzy osoby dla których dałbym się pokroić, i zabiłbym bez mrugnięcia powieką, gdyby stała im się krzywda. Jedną z nich jest Hermiona. Jest najlepszym co mnie spotkało w ostatnich latach, jest dla mnie symbolem lepszego jutra, ale ty tego nie pojmiesz. Dla twojej wiadomości, to nie ma nic wspólnego z cielesnością. I biada temu, kto ją skrzywdzi. Warunkowo zgadzam się ma propozycję pani dyrektor. Ale jeden twój błąd po powrocie i skończysz w Azkabanie. A teraz jeśli państwo pozwolą, uwolnimy was od naszego towarzystwa - bezceremonialnie przyciągnął do siebie Hermionę.
Właściwie mieli jeszcze sporo czasu do pojawienia się w Dworze, ale Draco czuł się niezbyt komfortowo po tak znacznym obnażeniu swoich głęboko skrywanych tajemnic. Chciał jak najszybciej opuścić to miejsce i uciec przed źle zakamuflowanym współczuciem w spojrzeniach zgromadzonych kobiet, a i Wydawało mu się że i Artur Weasley patrzy na niego z jakimś smutkiem.
- Choć zołzo, bo mamy dziś napięty plan dnia. -  Gryfonka uśmiechnęła się z ulgą. Jej również ciążyła panująca w gabinecie atmosfera.
          - Tak, oczywiście... - McGonagall wciąż zszokowana, z zaszklonymi oczami westchnęła głęboko - uważajcie na siebie i powodzenia.  
           - Będziemy - odpowiedzieli jednocześnie - i dziękujemy. Do zobaczenia około siedemnastej Severusie - dodała Hermiona.  Wizerunek Mistrza Eliksirów UŚMIECHNĄŁ SIĘ i skinął głową. 
           - Trzymajcie się - Harry i Ginny  pomachali im ze smutnymi minami. Woleliby wyjść razem z nimi, ale mieli być świadkami podczas oficjalnego przesłuchania Rona przy użyciu Veritaserum.  
         Razem z Hermioną i Draco wyszli Blaise i David. Drogę do Salonu Prefektów przebyli w milczeniu, jednak gdy tylko przejście się zamknęło Blaise nie wytrzymał.
           - To żeś poszalał stary, ostro… Myślałem że Weasley puści pawia.
           - Cóż.. Prosił się od dawna. Nie mogłem mu dokopać, to zapewniłem trochę koszmarów. Poza tym, ja mam naprawdę dosyć wiecznych porównań z tym psychopatą. Ale możemy zmienić temat?
            - Jasne Smoku. Ale pozwól że nawiąże jeszcze do twej płomiennej mowy... - i zaczął się nieprzytomnie śmiać. 
            - Ej, no, to nie fair - Draco próbował oponować, ale sam chichotał coraz głośniej. - Buty mi się pomyliły. 
             Prze kilka minut cała czwórka trwała w głośnej, niekontrolowanej wesołości, a jedno spojrzenie na autora kwestii pt. "Kapeć" , wywoływało coraz to nowe salwy śmiechu.
            - Dosyć - wycharczała w końcu Hermiona, trzymając się za brzuch i z trudem łapiąc powietrze - przestańcie już. 
            - Nareszcie - wyszeptał jej do ucha blondyn, kiedy z trudem wyprostowała się i oparła o kanapę. - Nareszcie udało mi się usłyszeć twój szczery śmiech. Warto było zrobić z siebie idiotę dla tej chwili....  




niedziela, 26 czerwca 2016

# 29 #


 Witajcie! Wiem że nie mam prawa prosić o wybaczenie i nie ma żadnego usprawiedliwienia na tak długą przerwę, ale mimo wszystko ....WYBACZCIE....
Nie mam stałego dostępu do internetu, a mój telefon nie chce współpracować z bloggerem, no i moje życie stoi na głowie. 
Na pocieszenie dodam, ze w między czasie udało mi się napisać kilka dalszych rozdziałów, więc później nie nadążycie z czytaniem, a póki co upraszam o cierpliwość i kajam się z nadzieją że ktoś tu jeszcze zagląda.
Asieńko, wielkie dzięki za pomoc z zaklęciem....



              Zostały tylko cztery krótkie dni do zbliżającego się nowiu, który przypadał w nocy z czwartku na piątek. Dopiero po rozmowie z Gregoriusem uświadomili sobie z jak niestabilnymi połączeniami składników będą pracować. Całe niedzielne popołudnie spędzili na rozmowie o eliksirze który będą warzyć, o ingrediencjach tak rzadkich że  o niektórych nawet nigdy nie słyszeli, nie mówiąc już o tym że ich nie widzieli. Na szczęście nie musieli się martwić ich zdobyciem. Ku ich niemałemu szokowi, piwnice Dworu kryły w sobie wiele niespodzianek, a najbardziej zaskakującą było odkrycie w pełni wyposażonego i zaopatrzonego laboratorium o porównywalnej powierzchni co pracownia eliksirów w Hogwarcie. Oboje zachowywali się jak dwoje rozentuzjazmowanych dzieci, rozpakowujących wymarzone prezenty gwiazdkowe. Było tam dosłownie wszystko o czym może marzyć warzyciel eliksirów. Kociołki zwykłe, miedziane, ze srebrną lub złotą powłoką wewnętrzną, małe i olbrzymie zajmowały ogromną szafę stojącą w rogu pomieszczenia. Pomniejsze szafki zawierały przeróżne naczynia, tygle, moździerze, menzurki w różnych rozmiarach, precyzyjne kroplomierze, wagi, miarki i miareczki,  oraz wiele innych rzeczy których przeznaczenia mogli się tylko domyślać. W szufladach znaleźli kilka kompletów noży, posegregowanych z uwzględnieniem materiału z jakiego zostały wykonane. Środek pomieszczenia zajmował ogromny blat roboczy, z miejscem na co najmniej cztery stanowiska pracy.
             Hermiona niemal z namaszczeniem dotykała poszczególnych przedmiotów i mebli. Na chwilę przystanęła przy regale wypełnionym księgami i specjalistycznymi pismami z dziedziny eliksirów. Niektóre z nich wyglądały na bardzo wiekowe, z tytułami pisanymi runami, greką lub łaciną. Niedomówieniem było twierdzić że były to białe kruki. To były najprawdopodobniej jedyne egzemplarze mające setki, jeśli nie tysiące lat. Nawet Gregorius widząc niektóre z pozycji wydawał z siebie odgłosy świadczące o najwyższym stopniu zachwytu i niedowierzania. Jednak apogeum zachwytu nasza dwójka prefektów osiągnęła, kiedy otworzyła jedne z dwóch par drzwi, za którymi krył się magazyn z ingriedencjami. Pomieszczenie było większe niż ich sypialnie w szkole, zastawione po sam sufit niezliczoną ilością regałów ze słojami przeróżnej wielkości, chyba ze wszystkimi możliwymi składnikami do sporządzania eliksirów.
Kiedy otrząsnęli się już z wizualnego szoku i wrócili do salonu, dowiedzieli się, że tylko znikoma cześć tego bogatego wyposażenia należała do Severusa. Zdążył jedynie przenieść swoje  laboratorium z rodzinnego domu.  To, czy Draco przeniesie tutaj prywatną pracownię Mistrza Eliksirów z Hogwartu, Sewerus pozostawił w gestii chrześniaka, który na razie postanowił że pozostanie ona w szkole. Zawsze dobrze mieć swobodny dostęp do pracowni w szkole, bez potrzeby błagania Slughorna o pozwolenie, tym bardziej teraz, kiedy będą się przygotowywali pod okiem Gregoriusa. 
To było bardzo bogate w wiedzę i ciekawe popołudnie. Do Hogwartu wrócili tuż przed ciszą nocną, zaopatrzeni w pierwszą część przepisu na eliksir i literaturę dotyczącą składników potrzebnych na tym etapie. Czekały ich trzy bardzo pracowite dni. Musieli dowiedzieć się absolutnie wszystkiego na temat jadu Tajpana Pustynnego, najprawdopodobniej najbardziej jadowitego węża na świecie, poznać właściwości szyszkojagód jałowca fenickiego czy też sproszkowanej skorupy jaj smoczych. Dlatego już od poniedziałkowego śniadania  Hermiona i Draco byli nieobecni duchem i całkowicie pogrążeni w lekturze.
Trudność stanowił fakt, że księga którą dał im Gregorius była tylko jedna i w dodatku pisana runami. Oboje nie mieli problemów z czytaniem run, jednak było to bardziej czasochłonne, dlatego wykorzystywali każdą wolną chwilę, nawet przerwy między zajęciami. Stanowili dość ciekawy widok, kiedy wciśnięci gdzieś w kąt korytarza nie podnosili nosów znad księgi albo sprzeczali  półgłosem co do przekładanego tekstu. Jeśli chodzi o Hermionę, to taki widok nie był niczym szczególnym, natomiast Draco stanowił niemałą sensację. Chociaż  chłopak zawsze przykładał się do nauki,  robił to zazwyczaj w zaciszu swojego pokoju albo biblioteki, ale nigdy nie był widywany z książką publicznie.

           Poniedziałkowe zajęcia kończył blok podwójnych eliksirów. Naczelna para Hogwartu w oczekiwaniu na rozpoczęcie zajęć właśnie toczyła zawziętą dyskusję nad właściwościami trójbarwnego szkarłatu, kiedy drzwi od pracowni się otworzyły i stanął w nich Mistrz Gregorius. Większość  grupy wymieniła między sobą skonsternowane spojrzenia,  jedynie Draco i Hermiona nie wyglądali na zaskoczonych. Byli wręcz rozbawieni widząc wysiłki Mistrza przed nie składaniem hołdu dziewczynie. Poprzedniego popołudnia długo przekonywała go, w jak niezręcznej sytuacji ją to stawia i że wolałaby nie musieć wciąż się tłumaczyć z atencji jaką jej oddaje starszy czarodziej. W końcu przeważył głos Severusa o konieczności zachowania dyskrecji przynajmniej do końca pracy nad eliksirem. 
           Kiedy wszyscy zajęli już miejsca, na ich stanowiskach pojawiły się zamknięte paczuszki.
           - No dobrze - rozległ się ciepły głos, znacznie silniejszy niż można by się spodziewać po nowym nauczycielu. - Jak wiecie nazywam się Gregorius i jestem Mistrzem Eliksirów, ale to już wiecie.  Możecie się  również domyślać, że wasz były nauczyciel, Severus Snape był moim uczniem i jemu przekazałem całą swoją wiedzę... ale, ten nieznośny chłopak dał  się niestety zabić... co po raz kolejny zmusza mnie do wyszkolenia mojego następcy. Niektóre tajniki tej sztuki przechodzą jedynie  z mistrza na ucznia, nie są nigdzie opisane, a nie możemy sobie pozwolić by odeszły w zapomnienie. Taki talent jakim obdarzony był Severus trudno znaleźć, ale nie tracę nadziei, że mimo wszystko znajdę osobę godną powierzenia jej najskrytszych tajemnic największych mistrzów. Dlatego przez jakiś czas będę prowadził wspólnie z Horacym zajęcia - Slughorn wyłonił się z czeluści magazynu i dość niepewnie spojrzał na Gregoriusa. Był dość dobrym warzycielem, posiadał nawet tytuł mistrzowski, ale przy osławionym Greku czuł się niczym mrówka przy słoniu i jak nigdy wcześnie obawiał się kompromitacji. Dlatego też postanowił się nie wychylać, tylko karnie poddać woli Mistrza by nie stracić resztek autorytetu jaki posiadał i zaszył  w pomieszczeniu przylegającym do klasy. Jego lekcje były zazwyczaj nudne jak flaki z olejem i nigdy nie wykraczały poza program i podręcznik.
           - Dziś popracujemy nieco inaczej, ale zanim to nastąpi chciałbym abyście przygotowali swoje stanowiska pracy - Gregorius omiótł salę przenikliwym wzrokiem. Zrozumienie tego co właśnie powiedział, znalazł jedynie w kilku spojrzeniach. - W tych pudełkach macie wszystko czego będziecie dziś potrzebować, a eliksir Stephensa powinniście doskonale znać przynajmniej w teorii. Ale... dziś zrobicie go w trochę inny sposób niż jest to opisane w podręcznikach - uśmiechnął się tajemniczo. - Teraz proszę, przygotujcie swoje stanowiska.
          Przez klasę przebiegł szmer szeptów i większość spojrzeń skierowała się na Hermionę i Draco. Oboje zdjęli szaty wierzchnie, założyli fartuchy ochronne i zaczęli rozkładać zawartość pudełek przed sobą. Pogrupowali składniki według kolejności dodawania, a   wszelkie narzędzia ułożyli tak, by były pod ręką.
          - Porządek i dobra organizacja na stanowisku pracy zapobiega pomyłkom i wypadkom. - Gregorius uśmiechnął się do swojej protegowanej pary i zaczął przechadzać się po klasie, uważnie przyglądając innym. - Są eliksiry, jak zapewne dobrze wiecie, przy warzeniu których najmniejszy błąd może kosztować życie, albo w najlepszym wypadku poważne kalectwo. W tej dziedzinie nie ma miejsca na pomyłki. 
         Dwukrotnie jeszcze przeszedł po sali, nikomu nie zwracając na nic uwagi, ani nikogo nie poprawiając niczego na ich stolikach. Czasem się tylko lekko uśmiechnął czy ze zdziwieniem pokręcił głową. Przez chwilę wpatrywał się w Slughorna z taką dezaprobatą, że Draco i Hermiona nie mogli sobie odmówić porozumiewawczego spojrzenia i grymasu rozbawienia, gdy nauczyciel skulił się w sobie i nie wiedział gdzie uciec wzrokiem. W końcu Mistrz podszedł do nich, oparł się o stolik i mruknął tak, by tylko oni mogli usłyszeć, a wyglądało jakby mówił do siebie.
             - Merlinie, tu są może ze cztery osoby poza wami, które mają jakieś pojęcie o tym co robią. No nic, bawmy się dalej. - Podniósł ze stolika Hermiony czarny korzeń.
             - Kto mi powie, w jakich przypadkach stosuje się eliksir Stephensa i jakie są jego wady kiedy przygotowywany jest w tradycyjny sposób?  - poza rękoma Hermiony i Draco, którzy podnieśli je tylko dla zasady, w górze znalazła się tylko jedna ręka, krukona, Andrew Bitza - Gregorius puścił oczko do prefektów i wywołał ciemnowłosego chłopaka.
             - No więc... - trochę zaskoczony Krukon zaczął niepewnym głosem - stosowany jest przy ukąszenich większości gatunków żmij oraz węży i jest bardzo nietrwały.
            - Prawie poprawnie, Hermiono chcesz coś dodać?
            - W sumie to tak.  Eliksir Stephensa jest skutecznym lekiem na ukąszenia wszelkiego rodzaju gadów, lecz bardzo trudny w zastosowaniu. Musi być podany zaraz po przygotowaniu, jednak nie później niż pół godziny po ugryzieniu, co praktycznie wyklucza jego stosownie, z uwagi na czas potrzebny do przygotowania, który wynosi w/g przepisu 50 minut. Uzdrowiciel musiałby być jasnowidzem.
            - No więc czemu w ogóle jest rozważany w użyciu, a co więcej, włączony do programu nauczania? Ma ktoś jakiś pomysł poza Hermioną i Draconem? - Rozejrzał się po klasie  - Nikt? - pokręcił z kwaśną miną głową i mruknął do siebie. - Teraz zaczynam rozumieć narzekania Severusa - Draco? - dodał głośniej.
             - Istnieje możliwość przygotowania trwałej bazy eliksiru, którą można  przechowywać przez dłuższy czas i wtedy wykończenie eliksiru zajmuje maksymalnie kwadrans. Do wykonania bazy potrzebny jest wtedy przepływ magii dwóch osób i nasycenie nią składników...
             - Wystarczy chłopcze, i tak chyba tylko my troje wiemy o czym mówisz. Mimo wszystko zobaczymy na co was wszystkich stać - podniósł trzymany w ręce korzeń do góry. - Zacznijcie kroić wężomord. Ja dobiorę was w tym czasie w pary i nie interesują mnie żadne wasze animozje i antypatie. - Odwrócił się do Hermiony i Dracona - Wy możecie zacząć razem od razu, a każda kolejna wybrana przeze mnie para będzie się na was wzorowała. Noże których dziś będziecie używać, mają rdzenie podobnie jak różdżki i działają na podobnej zasadzie. Mają za zadanie nasycać składniki waszą magią. Jedno co musicie zrobić, to połączyć  moc. Zaklęcie znacie? - Hermiona skinęła głową w potwierdzeniu, ale prawie natychmiast rozejrzała się po kolegach.
           - Ale przecież...
           - I co z tego? - szelmowski uśmiech wpełzł na usta Gregoriusa. Nawet Draco nie mógł zrozumieć o co chodzi tej dwójce. Posłał pytające spojrzenie dziewczynie.
           - O czym wy mówicie? - Hermiona odwróciła się do niego i szeptem wyjaśniła.
           - To zaklęcie bezróżdżkowe i prawdopodobnie nikt nie będzie w stanie go rzucić poprawnie. A ta cała lekcja to zakamuflowany trening dla nas.
           - Dokładnie moja droga, macie wystarczająco dużo zajęć i stresu. Pomyślałem więc, by was dodatkowo nie obciążać i wkomponować to w planowe lekcje. Reszcie nie zaszkodzi a wam zaoszczędzi czas - Gregorius mimo rozmowy z nimi uważnie przyglądał się poczynaniom reszty. -  No dobra, idę udawać dalej a wy działajcie.
          Hermiona podwinęła rękawy koszuli i splotła włosy w ciasnego warkocza. 
          - Kto kroi? - odchyliła lekko głowę w kierunku Draco, który stał za nią i kończył podwijanie rękawów.
          - Wygodniej będzie tobie, tylko oszczędź moje palce. Czasem się przydają, a zdecydowanie nie ma ich na liście składników.
          - Taa, pomyślę... Swoją drogą, eliksir z Malfoya... hmm ... nie znajduję zastosowania - zripostowała zadziornie, ale natychmiast spoważniała. - Złap mnie powyżej nadgarstka, tak żebyś nie krępował moich ruchów - Draco uchwycił wściekłe spojrzenie Weasleya. Nie mógł sobie odmówić, by nie powkurzać chłopaka. Przysunął się bliżej do Hermiony i zdecydowanie zbyt  zmysłowym ruchem zsunął dłonią po długości jej ręki i delikatnie zamknął szczupłe palce w miejscu o którym mówiła. Zamruczał, gdy poczuł jak dziewczyna zadrżała.
           - Tak może być? - nachylił się do jej ucha. Jak dobrze było trzymać ją znowu tak blisko siebie. Od czasu wieczora przed kominkiem skutecznie unikała bliskości i trzymała się na dystans.
           - Malfoy, opanuj swoje zapędy - wysyczała przez zaciśnięte zęby,  jednocześnie delikatnie kładąc rękę na jego lewej dłoni. Wyrzuciła z głowy niepokojącą myśl o delikatności skóry Ślizgona, o jego zadbanych dłoniach i tym jak na nią działa jego dotyk. Zepchnęła te myśli w najdalsze zakamarki mózgu i otoczyła barierami. Dziękowała sobie za samozaparcie i godziny ćwiczeń w opanowaniu oklumencji. 
          - No co... lubię patrzeć jak Weasley płonie z wściekłości, chociaż lubię też mieć ciebie tak blisko. Nie dziw się że wykorzystuję każdą możliwą sytuację skarbie.. 
           - Zamknij się i daj mi się skupić, chyba że ty chcesz zacząć rzucić zaklęcie. A... i do końca warzenia nie możemy zerwać kontaktu. - Było dość istotne kto zacznie, a Draco mimo wielu zdolności nie czuł się pewnie w magii bezróżdżkowej. Wolał zdać się na umiejętności dziewczyny i po prostu do niej dołączyć.
           - Jeśli chodzi o mnie to możemy tak zostać na dłużej - gdy poczuł jak ściska jego palce syknął - już dobrze, milczę...
           - Dobra, zaklęcie trzeba rzucić trzy razy, najpierw ja, potem ty i trzeci raz razem. Gotowy? - Gdy potwierdził wzięła kilka głębokich oddechów, zamknęła oczy i wyszeptała :
           - Contexunt Potentiam Magicam - poczuła jak jej magia zaczyna krążyć kumulując się w miejscach stykania się ich skóry. Dobiegł ją szept Draco. Gdy wypowiedział zaklęcie poczuła ciepło płynące z jego skóry. Ścisnęła dłoń Dracona dając mu sygnał.
           - Contexunt Potentiam Magicam - wyskandowali oboje i poczuli jak niewidzialne wiązki przenikają przez ich skórę i łączą się. Draco przysunął się jeszcze bliżej, tak że nie można było wcisnąć między nich nawet szpilki. Moc dziewczyny była ogromna, dużo potężniejsza od jego własnej, ale za razem  spokojna i poukładana.
             - Salazarze... to niesamowite... to lepsze niż sex ... taki spokój i potęga... - Hermiona,  sama pod olbrzymim wrażeniem tego połączenia uśmiechnęła się na słowa partnera. Osobiście jednak nie skomentowała swoich odczuć. Magia Draco była gorąca i zbuntowana. Ciepło  przenikało każdą komórkę jej ciała, które zaczęło reagować w dość specyficzny sposób. Dużo kosztowało ją by przełamać nieodpartą chęć odwrócenia się i wtulenia w ramiona chłopaka. Zawsze gdy był zbyt blisko walczyła z podobnymi odczuciami, ale tym razem to było coś więcej.
              - W jednym na pewno masz rację, to niesamowite - bardzo starała się aby jej głos nie drżał i nie wyrażał żadnych emocji. - Jak myślisz? Ktoś jeszcze to poczuje? - Oboje rozejrzeli się po klasie i połączonych już niektórych parach.
             Blaise i Ginny, Harry i jakaś krukonka, którą znali jedynie z widzenia, Mary i Andrew, McLaggen i Milicenta,  Padma Patil i Anthony Goldstein, Parvati i Terry Boot oraz para nad parami, Parkinson i Weasley, którzy patrzyli na siebie z wyraźną wrogością, a oboje byli bliżsi do kłótni niż współpracy. Draco wzruszył ramionami.
               - Bo ja wiem... stawiam na Diabła i Wiewiórę i może któregoś z Kruczków... - i jakby jego słowa się potwierdziły, bo na twarzy jego najlepszego przyjaciela zawitało zaskoczenie i jakby błogość. Hermiona modliła się w duchu żeby Harry nie dał się ponieść emocjom, ale Gryfon wyraźnie koncentrował się na rzucaniu zaklęcia. Kilka chwil później doszła do wniosku, że najwidoczniej dzięki Krukonce z którą był w parze, jemu również udało się poznać to niesamowite uczucie połączenia mocy. Najwyraźniej dziewczynie bardzo zależało by wypaść dobrze w oczach Mistrza Gregoriusa,  bo wyraźnie przejęła przywództwo w ich parze i komenderowała Harrym.
            Skupili się na własnym eliksirze i pracowali bez wytchnienia. Początkowo szło im to trochę niezgrabnie, ale z każdą minutą ich ruchy stawały się coraz spójniejsze i płynniejsze, nabierały też coraz więcej gracji i dostojeństwa. Również ich wewnętrzne odczucia zmieniały się wraz z upływającym czasem. Od momentu wypowiedzenia zaklęcia ich moce początkowo walczyły ze sobą, później jakby oswajały i poznawały, by w końcowym efekcie zespolić się  i współdziałać. Cały czas nie mogli wyzbyć się podniecenia, zupełnie jakby coś od środka pobudzało ich zmysły. Kiedy pół godziny później zakończyli pracę oboje, odwlekali moment zakończenia trwania zaklęcia. 
          - Nie przerywaj jeszcze, proszę - Draco wyszeptał wprost do ucha Hermiony. 
          - Czego mam nie przerywać? - Sama nieco otumaniona tym niezwykłym połączeniem w pierwszej chwili nie zrozumiała o czym chłopak mówi. Dopiero gdy zsunął rękę z jej nadgarstka i splótł ich palce przyszło zrozumienie i otrzeźwienie. - Co ty na Merlina robisz?
         - Delektuję się... - wymruczał wyraźnie z siebie zadowolony. Uwielbiał wprawiać ją w zakłopotanie, a to był właśnie taki moment. - Z tym rumieńcem ci do twarzy...
         - Malfoy, kretynie, jakbyś nie zauważył jesteśmy  na zajęciach...
         - I co z tego skoro nikt na nas nie patrzy. Lepiej spójrz na Diabła i Wiewiórę. Całkiem ciekawy widok. - Hermiona omiotła wzrokiem salę i zatrzymała spojrzenie na wspomnianej parze. Wyraz błogości na twarzy przyjaciółki był tak wymowny, że z niepokojem spojrzała na Harry'ego. Ten jednak również był wręcz przyklejony do swojej partnerki i nie zwracał uwagi na otoczenie. Blaise prawie bezwstydnie wtulał się w plecy Ginny. Nos zanurzył w rudych włosach Gryfonki i wydawał się trwać w swoistej ekstazie delektując bliskością dziewczyny, której to najwyraźniej wcale nie przeszkadzało. Hermiona odszukała wzrokiem Mary. Dziewczyna smutno patrzyła na odurzonego zaklęciem Blaise'a. Najwidoczniej jej nie dane było zaznać obezwładniających skutków zaklęcia i wyobrażała sobie niestworzone rzeczy.
             - Cholera - szepnęła Hermiona. - Trzeba go jakoś rozproszyć, tylko nie wiem jak... Spójrz na Mary...
             - Ech, kobiety - westchnął. I chociaż wolałby nadal trwać w tej niesamowitej bliskości, cmoknął tylko Hermionę w skroń. - Skończyliśmy!
            Jedno słowo, wypowiedziane zdecydowanie zbyt głośno spowodowało że większość zgromadzonych w klasie podskoczyła przy swoich stolikach i obdarzyła Draco wściekłym wzrokiem.
             -  No co? - Chłopak wzruszył ramionami i niewinnym wzrokiem kontrował wściekłe spojrzenia. - Wymskło mi się... To zaklęcie... ono jest niesamowite... 
             - A tak, celowo nie do końca wyjaśniłem wam jego działanie - Gregorius który stał już przy kociołku Hermiony i Dracona z uśmiechem popatrzył na ich wciąż splecione ręce. - Poczekamy jak reszta skończy i wyjaśnię wam trochę więcej. - Uważnie przyjrzał się zawartości kociołka i jednym słowem skwitował efekty ich pracy. - Perfekcyjny!
              - Dziękujemy...
              - Jak wrażenia? - w oczach Gregoriusa zatańczyły zadziorne ogniki. 
              - Ekstatyczne! - Draco rozciągnął usta w sugestywnym uśmiechu, tak że nikt nie miał wątpliwości do czego porównuje działanie zaklęcia, czym zasłużył sobie na potężnego kuksańca w żebra od Hermiony.
               - Malfoy, zachowuj się kretynie...
               - Ej, no... Nie moja wina że nie masz do czego porównać skarbie - z lubością patrzył jak twarz Hermiony przybiera intensywnie różowy odcień. - Obiecuję, że nadrobimy najszybciej jak to tylko będzie możliwe...
               - W twoich snach padalcu...
               - Hmm. to też jest niezłe, ale bez porównania do rzeczywistości...- Hermiona spojrzała na niego z zaciekawieniem, które w tej chwili przyćmiło jej wściekłość. Czyżby właśnie się przyznał że śni o niej? Że śni o niej w ten sposób? Poczuła ciepło rozlewające się po jej wnętrzu i kumulujące w dolnych partiach brzucha. Słowa Dracona spotęgowały stan podniecenia który narzuciło im zaklęcie. Zawstydzona spuściła wzrok i wbiła go w ich splecione dłonie. 
            - Finite... - szepnęła i szybko wyzwoliła swoje ręce. Dla zamaskowania swojego zawstydzenia zaczęła sprzątać blat. - Ani słowa więcej - wysyczała przez zęby, bardziej czując niż widząc że  Draco otwiera usta, by zaprotestować nagłemu osamotnieniu zmysłów.
           - Ale to było naprawdę baaardzo zmysłowe doświadczenie, dlaczego przerwałaś? 
           - Pomyślmy... bo wygadywałeś bzdury? A może dlatego że po prostu jesteśmy na lekcji? 
           - Oj tam... -   chciał powiedzieć że przecież nikomu to nie przeszkadzało ale przerwał mu Gregorius.
           - No dobrze, widzę że już wszyscy skończyli, ale tylko czterem parom udało się poprawnie rzucić  zaklęcie i połączyć swoje magiczne moce i tylko cztery eliksiry nadają się do wysłania do skrzydła szpitalnego. Całej ósemce gorąco gratuluję, choć jeden z nich wyróżnia się swoją doskonałością. - Skłonił się w kierunku Hermiony i Dracona. Krukonka która była w parze z Harry'm skrzywiła się.
            - Ktoś tu zdecydowanie ma fory, więc po co to wszystko? - wysapała pod nosem wyraźnie zła na werdykt Mistrza. Przecież tak bardzo się starała, a znowu ta przemądrzała Gryfonka była od niej lepsza.  Obrzuciła nieprzychylnym spojrzeniem Hermionę.
            - Nikt tu nie ma żadnych forów, a jedynie wrodzone zdolności moja droga, a zawiść nie jest dobrym doradcą - Gregorius popatrzył z uwagą na dziewczynę. - Mogę już teraz ci powiedzieć drogie dziecko, że nie powinnaś upatrywać swojej przyszłości w tej dziedzinie. Potrafisz poprawnie uwarzyć większość eliksirów, co może ci zapewnić zatrudnienie w jakiejś podrzędnej firmie,może nawet zdobędziesz tytuł mistrza, jeśli znajdzie się ktoś zdesperowany na tyle, by cię przyjąć na nauki,  ale nigdy nie osiągniesz w tej dziedzinie prawdziwego mistrzostwa. Więc z łaski swojej, nigdy więcej nie podważaj moich słów i decyzji bo przestanę być miły. - Z każdym słowem jego głos był coraz bardziej formalny i budzący respekt. Krukonka pomimo źle ukrywanej wściekłości skuliła  się i spuściła wzrok. Nie odezwała się już ani słowem. 
              - No a wracając do tematu, macie jakieś pytania? A może ktoś chce podzielić się swoimi wrażeniami? - Przez chwilę panowała niczym nie zmącona cisza. W końcu Anthony, mocno zawstydzony odchrząknął i odezwał się niepewnie.
             - Poza tym że czułem jakbym dysponował swoją i Padmy magią, to... moje zmysły zaczęły szaleć z pożądania... chociaż poza tym że po prostu lubię Padmę, to nigdy o niej nie myślałem w ten sposób. Ale mimo to, potrafiliśmy skupić się na eliksirze. Ale z drugiej strony, miałem wrażenie jakby to zaklęcie chciało żebyśmy... no wiecie... - rozejrzał się po klasie i wzruszył ramionami.
            - Poniekąd masz rację, a pozostali? 
            - Podobnie - Harry przepraszająco spojrzał na Ginny.
            Blaise i Ginny popatrzyli na siebie, jakby nie do końca chcieli się dzielić swoimi odczuciami, ale pokiwali głowami zgadzając się z przedmówcami. Wszyscy jednak wpatrywali się w nich z zaciekawieniem. Hermiona podświadomie czuła że ta dwójka doświadczyła czegoś więcej niż pozostali. Gregorius chyba zorientował się w sytuacji, bo nie czekał na odpowiedź, a zdanie Dracona wszyscy poznali już wcześniej.
           - Zaklęcie splatania mocy mogłoby być najbardziej niebezpiecznym zaklęciem pożądania, jakie kiedykolwiek zostało stworzone, gdyby nie sposób jego rzucania. Musi być dobrowolne, nie da się go rzucić samemu, ani na kogoś. Ci, którym się to udało przekonali się na własnej skórze jak bardzo jest zwodnicze. Może nie powinienem tego mówić w ten sposób, ale najprostsze stwierdzenia są najlepsze. To tak jakby wasze magiczne moce, odbywały ze sobą akt miłosny, tym samym zniewalały wasze zmysły. - W pracowni zapanowała głucha cisza. - To bardzo stara i silna magia wywodząca się z tej najczystszej elementarnej, dostępna dla bardzo silnych magicznie jednostek.  Jestem pod wrażeniem, że aż tylu osobom w tej grupie udało się tego dokonać, jednak tylko dwoje z was potrafiło w zupełności oprzeć się zniewoleniu zmysłów, przez co ich eliksir wypadł najlepiej. A tylko potężni czarodzieje potrafią się nie dać temu ponieść.
            - Są jakieś skutki uboczne tego zaklęcia? Właściwie to chodzi mi o to, jak długo można poddawać się temu zaklęciu - Hermionie, która szybko przeanalizowała usłyszane informacje zapaliła się czerwona lampka ostrzegawcza w głowie. Przecież będą z Malfoyem pod wpływem tego  zaklęcia przez sześć godzin... 
             - W waszym przypadku Hermiono, śmiem przypuszczać że takich ograniczeń nie ma, a nawet jeśli, to byłyby to długie godziny - Gregorius uśmiechnął się ze zrozumieniem jej obiekcji. Jego wzrok spoczął na Blaisie i Ginny . - Natomiast w przypadku tej pary, cóż, wystarczy że powiem iż byli już na skraju zatracenia. Oj, nie patrzcie tak na mnie.Dla spokoju duszy waszych i waszych partnerów możecie być całkiem spokojni, nie ma to nic wspólnego z waszymi rzeczywistymi sympatiami i uczuciami. Abyście dogłębniej mogli to zrozumieć, macie tydzień na samodzielne wyszukanie wiadomości na temat Contexunt Potentiam Magicam i jego zastosowania przy tworzeniu eliksirów.Wtedy wrócimy do tematu jeśli będziecie mieli jakieś dodatkowe pytania. A na dzisiaj to wszystko i do zobaczenia za tydzień.
     
          Kiedy wszyscy opuszczali pracownię z Hermiony jakby zeszło powietrze. Opadła na swoje miejsce i dłuższą chwilę wpatrywała się niewidzącym wzrokiem przed siebie. Draco nie wiedząc co zrobić, niepewnie przysiadł obok dziewczyny i czekał na jakąkolwiek reakcję z jej strony.
            - Coś cię martwi Pani? - wzdrygnęła się na słowa Gregoriusa. O ile wymogła na nim, by w obecności innych traktował ją jak zwykłą uczennicę, to w momentach gdy byli sami, albo wśród wtajemniczonych zachowywał się jak usłużny poddany. 
            - Hermiona, mam na imię Hermiona - westchnęła - i tak, martwi mnie fakt, że nikt nam wcześniej nie powiedział o mocy tego zaklęcia. Co jeśli nie damy rady? Jeśli to przeklęte zaklęcie nami zawładnie? - spojrzała na chłopaka, ale natrafiła na maskę. 
             - Cóż, wtedy czeka was trochę przyjemnie spędzonego czasu w sypialni - Mistrz powiedział cicho sam zawstydzony tymi słowami. - Ale, jak już wcześniej powiedziałem, nie widzę powodów dla których miałabyś się tym martwić. Wam się to uda.
             - Skąd ta pewność? - prawie warknęła, a Gregorius uśmiechnął się ciepło.
             - Bo przeszliście próbę pomyślnie. Widzisz, to zaklęcie ma największą siłę oddziaływania w pierwszych kilkunastu minutach. Choć zapewne odczuwaliście przyciąganie przez cały czas, to doskonale nad nim panowaliście, byliście w stanie rozmawiać, a nawet żartować, podczas gdy pozostali byli wręcz otumanieni. Jeśli nadal masz jakieś obiekcje, proponuję abyśmy spotkali się wieczorem. Popracujecie nad jakimś eliksirem, który wymaga dłuższego czasu poddawania się połączeniu mocy i sama się przekonasz o waszych możliwościach. Ja ze swojej strony mogę cię zapewnić, że nie dopuszczę do żadnej niepożądanej sytuacji.
             - No dobrze, to o dziewiętnastej w laboratorium Severusa, ale nie dłużej niż trzy godziny. Mamy dzisiaj dyżur - odpowiedziała nie do końca pewnym głosem. - Do zobaczenia po kolacji Mistrzu Gregoriusie. - Szybko spakowała swoje rzeczy i wyszła z sali. Draco, widząc że dziewczyna jest wyraźnie zła, wzruszył tylko ramionami i podążył za nią. Nie odważył się jednak odezwać, choć zżerała go ciekawość co takiego tak bardzo zdenerwowało Gryfonkę.
            W milczeniu doszli do ściany która ukrywała wejście do salonu wspólnego Domu Węża. Hermiona zatrzymała się i lodowatym tonem zapytała.
             - Zostajesz u Zabiniego czy idziesz ze mną do biblioteki?
             - Wolałbym wrócić do  dormitorium, mam parę prac do napisania - odpowiedział rzeczowo, ale stosunkowo miękko, cały czas próbując nawiązać z dziewczyną kontakt wzrokowy. Ona jednak usilnie starała się d tego nie dopuścić. Zrezygnowany wskazał głową na ścianę. - Idziemy na skróty?
             To że jako prefekci naczelni mogli korzystać z wewnętrznej sieci Fiuu w zamku znacznie ułatwiało im poruszanie i pozwalało zaoszczędzić czas. Hermiona skinęła głową.
            - W sumie... możemy - odpowiedziała lakonicznie i niechętnie weszła do pokoju wspólnego węży. Nie lubiła tego pomieszczenia, czuła się w nim jak intruz i starała korzystać jak najrzadziej z tego udogodnienia. Na szczęście w salonie siedziało tylko kilku uczniów z młodszych roczników. Chwilę później już wchodzili w szmaragdowe płomienie,
               W salonie Prefektów natknęli się na Davida, który czekał na Hermionę i ich dodatkowe zajęcia. Dziewczyna jednak wymówiła się i tylko powierzyła Grekowi pieczę nad Draconem. Zostawiła swoją torbę w sypialni i zapowiadając że na pewno wróci przed kolacją pognała do biblioteki. Wróciła gdy panowie wychodzili już na kolację. Podczas posiłku była równie milcząca co skupiona na sobie tylko wiadomych przemyśleniach, aż wszyscy zaczęli przyglądać jej się z niepokojem. Kiedy oświadczyła że nic jej nie jest i że tylko musi coś przemyśleć przyjaciele dali jej spokój, uznawszy że puki jest w takim stanie niczego z niej nie wyciągną. Jedynie Draco był coraz bardziej niespokojny. Przypuszczał że dziwne zachowanie dziewczyny ma coś wspólnego nie tylko z dzisiejszą lekcją eliksirów, ale również z jego osobą. Ich dodatkowe zajęcia z Gregoriusem też były dziwnie milczące, bez dziesiątek pytań  wypływających z ust Gryfonki, a to już było tak niepojęte, że przez chwilę zastanawiał się czy ktoś aby nie podmienił dziewczyny. Przez cały wieczorny patrol jej milczenie doprowadzało go do białej gorączki, więc gdy w końcu znaleźli się w jej sypialni nie zamierzał dłużej znosić jej dziwnego zachowania.
             - Porozmawiaj ze mną Granger - prawie krzyknął przytrzymując ją za ramiona. - Co cię do diabła ugryzło?
              Przez kilka sekund beznamiętnie wpatrywała się w szare tęczówki chłopaka, jakby w ogóle rozważała odpowiedź.    
             - Och no nie wiem, może fakt że nam wszystkiego nie mówią i mam wrażenie że to jeszcze nie koniec rewelacji, albo może niewybredne teksty mojego "chłopaka na niby" na lekcji, jakby wszyscy musieli wiedzieć że jestem dziewicą - złapała za dłonie Ślizgona i zdjęła je ze swoich ramion. Przez chwilę milczała po czym już ciszej dodała odwracając głowę. - A najbardziej to, że... ech, krótko mówiąc wolałabym mieć wpływ na to z kim i jak przeżyję swój pierwszy raz, a nie że stanie się to pod wpływem jakiegoś głupiego zaklęcia.
             - Naprawdę tak bardzo przeraża cię myśl, że moglibyśmy razem wylądować w łóżku?- zanim dobrze pomyślał co mówi, słowa już opuściły jego usta. 
           - Typowy facet - westchnęła i rzucając przez ramię - Dobranoc Malfoy - poszła do łazienki. Draco przez chwilę wpatrywał się w drzwi za którymi zniknęła, mentalnie besztając się za brak taktu. W końcu otworzył ich przywatne przejście miedzy pokojami....



Ech, nie będę ukrywać że komentarze mile widziane... :)