wtorek, 22 września 2015

# 5 #



      Rodzina Green'ów kończyła  jeść śniadanie, kiedy Narcyza z synem weszli do kuchni. Na pięknie rzeźbionym stole czekały na nich nakrycia, a całe pomieszczenie wypełniał zapach świeżo zaparzonej kawy.
   - O i są nasze śpioszki - uśmiechnęła się ciepło Isla.
   - A to nasz mały skarbik - wskazała na córkę - już nie mogła się doczekać aż wstaniecie. To dla niej niezwykła atrakcja, nieczęsto miewamy gości.
  Draco zauważył czarne jak węgielki, duże, zadziorne oczy dziewczynki z zainteresowaniem wpatrujące się w niego. Była bardzo podobna do swojej matki, tak samo pogodna i uśmiechnięta...Te uśmiechy to ktoś im poprzyklejał czy co...pomyślał. 
   - Masz fajne imię, trochę straszne ale fajnie - przekrzywiła lekko głowę . - Ja mam na imię Aturnia....a jak skończysz jeść to pokaże ci coś fajnego - powiedziała zaczepnie.
   - Dobrze, dobrze młoda damo..... tylko nie męcz zbytnio tego młodego człowieka - Trevor zwrócił się do córki wstając od stołu. 
   - Niestety muszę was opuścić - przytulił czule żonę, ucałował córkę, ukłonił się szarmancko Narcyzie, a chłopcu mocno uścisnął rękę.
  Draco poczuł ukłucie zazdrości w okolicach serca. Serdeczność tych obcych ludzi powodowała że czuł się nieswojo. Odkąd pamiętał, w jego wielkim, arystokratycznym domu  nigdy nie okazywało się uczuć. Z każdego zakamarka dworu wiało chłodem.
Matce nie wolno było go przytulać, żeby przypadkiem nie wyrósł na mięczaka. Nie wolno było okazywać łez, radości czy szczęścia. Dopiero tutaj,  w tym skromnym domku zrozumiał jak puste było jego dzieciństwo.
 Z zadumy wyrwał go wesoły głos Aturni:
    - Draco, no choć już ... ojejku ty jesz wolniej niż  ja....  - dziewczynka szybko złożyła kanapkę i wcisnęła do małego koszyczka. 
    - No choć ....wzięłam na zapas żebyś nie padł z głodu, obiecałam tatusiowi, że się będę tobą opiekować. - złapała Draco za rękę.
   Chłopak spojrzał na matkę. 
   - Myślę że ci nie odpuści, a i dla niej będzie lepiej -  Narcyza spojrzała wymownie na syna,skinieniem głowy wskazując drepczącą  niecierpliwie Aturinę.
   - Teraz jeszcze będę robił za niańkę, no nieźle... ciekawe co jeszcze....
    Gdy w końcu dziewczynce udało się wyciągnąć Draco za drzwi, Isla usiadła obok Narcyzy. Położyła drobną dłoń na ręce swojej młodzieńczej przyjaciółki. Po policzku Pani Malfoy spłynęła samotna łza.
   - Is....nie mamy dokąd pójść, wydarzyło się tak wiele strasznych rzeczy, tak wiele zła....- i zaczęła opowiadać o mężu dyktatorze,o wszystkich bezwartościowych latach jakie spędziła u jego boku, o Voldemorcie, śmierciożercach, wojnie oraz o wydarzeniach ostatnich dni, które przywiodły ich właśnie do niej.
   Isla żyjąca w swoim małym niebie słuchała tej opowieści z coraz większym zdumieniem i przerażeniem. Przecież jej córeczka miała właśnie wejść do tego świata. Czy będzie tam bezpieczna?
   Narcyza wyczuła tę troskę.
   - Aturnii nic nie grozi. Cały koszmar się już skończył. Tylko poplecznicy tego świrniętego czarnoksiężnika maja się czego obawiać. Niestety do nich należy również Lucjusz. Niech sobie radzi sam. Ja wystarczająco długo znosiłam upokorzenia swoje i Dracona. Jest tylko jeden sposób żeby zamknąć przeszłość ..... - spojrzała niepewnie na Islę.
    - Draco zostanie u nas.... tak...tu będzie bezpieczny, a Ty zrobisz to co musisz zrobić. Chętnie poszłabym z Tobą, ale ktoś musi nad nimi czuwać - zdecydowała szybko czarownica. 
    - Trevor zawsze chciał mieć syna, a Aturnia rodzeństwo, jednak Merlin pobłogosławił nas tylko naszym aniołkiem. 
    - Nawet nie śmiałam o to prosić. To niebezpieczne dla całej Twojej rodziny...nie mogę was narażać.
    - Ale to już postanowione i nie chcę słyszeć nawet słowa sprzeciwu. Pomyśl Narcyzo, zniknęłam z magicznego świata wiele lat temu, nie miałyśmy kontaktu ze sobą przez te wszystkie lata, większość mojej magicznej rodziny przeszła już na druga stronę, komu przyjdzie do głowy szukać mnie na tym odludziu?
 Przez te kilka dni Draco będzie bezpieczny. Do wioski jest daleko, tutaj też rzadko kto zagląda... 
    - A Trevor nie będzie miał nic przeciwko temu?
    - Kochana Trevor to najłagodniejszy człowiek pod słońcem, jeszcze  się nie zdarzyło, żeby komukolwiek odmówił pomocy. Niekoniecznie musi wiedzieć o tej całej wojnie i tych wszystkich strasznych rzeczach, jeszcze nie teraz .....wczoraj po raz pierwszy widział moje czary ...przyjdzie na to jeszcze czas.... przerwała bo do pokoju weszły dzieci.
    - Tak więc postanowione - i przytuliła serdecznie Narcyzę.
    - Co jest postanowione mamusiu?
    - A to,  kochanie że przez jakiś czas będziemy gościć Draco.           - Ale czad ....To tak jakbym miała brata....- entuzjastycznie zapiszczała Aturnia.
   
    Draco pytająco spojrzał na matkę. Takiego obrotu spraw się nie spodziewał. Nie mógł uwierzyć że chce zostawić  go samego. Nie teraz...Już miał odejść bez słowa, gdy usłyszał głos gospodyni:  

    - Chłopcze, w życiu już tak bywa ze gdy się jedno kończy, to inne się zaczyna. Aby można  było pójść dalej, trzeba rozliczyć się z przeszłością. Kocham Narcyzę jak siostrę, znam ją lepiej niż ci się wydaje i zapewniam cię, że gdyby była inna droga na pewno by z niej skorzystała. Doceń wysiłek matki która chce Cię chronić, nie narażając dodatkowo Twojego bezpieczeństwa. Będziesz tu naprawdę mile widziany, a co najważniejsze bezpieczny. 
    
 Spokój z jakim mówiła sprawił że cała złość, która przed chwila nim zawładnęła gdzieś wyparowała. Powoli podszedł  do matki i jak malutki chłopczyk, bez słowa się do niej przytulił. W tym geście zawarta była cała jego miłość, niepewność i strach. Od lat nie okazywał swoich uczuć,  nie przypuszczał nawet że jest do nich zdolny, ale teraz poczuł ulgę i wewnętrzny spokój. 

    Następnego ranka pożegnał się z matką. Nie do końca był przekonany o tym czy powinna iść sama, ale podporządkował się jej woli.
 Pozostało mu tylko czekanie. 
      Powoli aklimatyzował się w tym nowym dla niego otoczeniu. Jeszcze kilkanaście tygodni wcześniej nawet przez myśl by mu nie przeszło, że mógłby zamieszkać u mugola i (według tego co mu wpajano przez całe życie) zdrajczyni krwi. Jednak z upływem dni czuł się u nich coraz lepiej.
 Czasem pomagał Trevorowi w jego stolarni, początkowo niechętnie, w końcu mężczyzna był mugolem, jednak zafascynowały go drewniane cuda jakie wychodziły spod jego ręki, a do tego okazało się że jest bardzo zabawnym człowiekiem. Aturnia, która w końcu dowiedziała się że jest małą czarownicą  i idzie do Szkoły Magii i Czarodziejstwa, zadręczała Dracona pytaniami o Hogwart. Nie odstępowała go prawie na krok. Była namolna jak mała muszka, ale miała w sobie coś takiego, że poruszyła serca wszystkich. Nawet Draco nie potrafił się jej oprzeć. Lubił jej opowiadać o Hogwarcie,  potęgowało to jednak tęsknotę za magicznym światem. Czasami chodził na samotne spacery po lesie i nad pobliskie jezioro   i rozpamiętywał swoje dotychczasowe życie.
  Och, gdyby mógł użyć teraz zmieniacza czasu.... 

                                ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

     Hermiona wypadła z kominka w Norze z wielkim hukiem, czym nieźle przestraszyła Ginny i Rona. 
    - Oj przepraszam że tak bez zapowiedzi - tu wymownie spojrzała na Rona - ale muszę natychmiast porozmawiać z Harrym. 
    Ginny popatrzyła na rozczochraną, umorusaną sadzą dziewczynę. 
    - Wyglądasz jakby Cię goniła banda śmierciożerców....Co się stało? 
    - Jeszcze chyba nic, ale wydaje mi się ze wpadłam na trop Malfoyów. To już czwarty kominek z którego dziś wypadam - powiedziała usprawiedliwiając swój wygląd -  byłam już w Ministerstwie, na Grimmauld Place, u George'a, ale nigdzie nie mogłam go złapać. 
    - To szkoda że nas zostawiłaś sobie na sam koniec, bo od razu dowiedziałabyś się że Harry dostał rano z sowę z Hogwartu i udał się tam na kilka dni. -  burknął pod nosem Ron.
 Hermiona nie zwróciła szczególnej uwagi na ton wypowiedzi  "swojego chłopaka".Po tamtej kłótni w Hogwarcie, gdy obraził się na nią o to że wolała zostać w szkole, obiecała sobie, ze tym razem to nie ona wyciągnie pierwsza rękę na zgodę. W końcu nie był już dzieckiem, nie zamierzała za każdym razem ulegać jego zachciewajkom i humorkom. Przez te kilka tygodni nie próbował się z nią skontaktować, a teraz znowu zachowuje się jak pięciolatek. 
Nie miała ochoty na kolejną kłótnię. 
   - Dzięki Ron - powiedziała spokojnie i odwróciła się do przyjaciółki - Pozdrówcie rodziców i do zobaczenia w Hogwarcie, bo nie wiem czy będę w pociągu. Naprawdę chętnie bym została na małe ploteczki, ale to sprawa niecierpiąca zwłoki. - Uścisnęła szybko Ginny, przelotnie cmoknęła Rona w policzek i po raz kolejny tego dnia weszła w szmaragdowe płomienie.
    
  Chłopak wpatrywał się w miejsce zniknięcia Hermiony.
   - Sprawa niecierpiąca zwłoki....na wszystko ma czas tylko nie dla mnie.... wpadła na trop Malfoyów.... od kiedy to Malfoy jest ważniejszy od własnego chłopaka.... - jego twarz przybrała kolor purpury, co w zestawieniu z rudymi włosami stanowiło ciekawe zestawienie. 
   Ginny popatrzyła na brata ze złością :
   - A ty oczywiście nie masz sobie nic do zarzucenia prawda? - od tygodni nawet nie próbowałeś z nią się spotkać ani porozmawiać,na zebraniach Zakonu traktowałeś ją jak powietrze, ani razu nie odwiedziłeś jej w szpitalu, nie wsparłeś w trudnych dla niej chwilach, a uwierz mi że nie chciałbyś być teraz w skórze Hermiony. Zaszyłeś się pod fartuszkiem u mamusi, bo tak ci było wygodnie, zbijasz bąki całymi dniami i tak naprawdę nic cię nie obchodzi, bo twoje wyimaginowane męskie ego zostało urażone. 
 Ron przemyśl własne postępowanie, a dopiero później miej pretensje do całego świata. Na całe szczęście nie jesteś jego pępkiem, bo cofnęlibyśmy się do epoki kamienia łupanego. - Nie czekając na reakcję brata poszła do swojego pokoju.
   Ron zaczerwienił się jeszcze bardziej. Opadł na fotel ....Jeszcze będzie mnie błagała, kim ona jest żeby się tak wywyższać.... Nie pozwolę się tak traktować....  i wziął ze stołu ostatni numer "Przeglądu Quidditch'a".

                                 ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
  

  Hermiona po raz kolejny tego dnia wyszła z płomieni kominka, tym razem w swoim pokoju w Hogwarcie, który zajmowała podczas remontu szkoły. Szybko doprowadziła się do porządku i wyszła na poszukiwanie Harry'ego. Skierowała się do gabinetu dyrektorki. Zapukała delikatnie do drzwi. Odpowiedziała jej cisza. Rozejrzała się bezradnie.... I gdzie ja mam ich teraz szukać ?
    Usiadła na wewnętrznym dziedzińcu żeby przez chwilę w spokoju pomyśleć. Z zadumy wyrwał ją odgłos przesuwających się kamieni.Cofnęła się kilka kroków i przyjrzała uważnie fontannie.
Dopiero teraz zauważyła że posągi orłów zostały zastąpione przez płaczące feniksy....Dwa z nich zwrócone były teraz ku sobie, a miedzy nimi ukazało się wejście do tunelu.
  Hermiona zacisnęła rękę na różdżce. - Co u licha? - pomyślała. 
Chwilę później odetchnęła z ulgą, gdy zobaczyła wychodzącego z tunelu Harry'ego, Profesor McGonagall i  dwóch nieznanych jej mężczyzn. Po strojach zorientowała się że są z Ministerstwa.
     Harry na widok przyjaciółki uśmiechnął się szeroko:
   - Dopiero przed chwilą rozmawialiśmy o tym żeby cię tu ściągnąć, a ty już tu....skąd wiedziałaś? - zapytał przytulając dziewczynę w geście powitania.
   - Co niby wiedziałam?.. szukam cię od kilku godzin - Dzień dobry Pani Profesor zwróciła się w stronę dyrektorki - co tu się właściwie dzieje? - spojrzała w stronę tajemniczego wejścia.
    - Odkryliśmy to wejście podczas stawiania nowych posagów fontanny - westchnęła dyrektorka - na końcu jest jakieś zamknięte pomieszczenie, próbowaliśmy je otworzyć...no cóż, Hogwart kryje jeszcze wiele niezbadanych tajemnic... a Ciebie co tu sprowadza drogie dziecko, myślałam że spotkamy się dopiero we wrześniu..
    - Właściwie to mam pilną sprawę do Harry'ego, ale czy możemy porozmawiać w Pani gabinecie? Przy okazji chciałabym zapytać o coś profesora Snape'a. 
    - Widocznie masz ku temu ważny powód, ale uprzedzam ... Severus ostatnio nie jest zbyt rozmowny.
    Gdy dotarli do gabinetu Hermiona rozejrzała się po ścianach. Portrety Snape'a i Dumbledore' a drzemały w najlepsze.Usiedli na gustownych sofach:
    - No więc szukałam Harry'ego ponieważ w Mungu leży kobieta o niezidentyfikowanej do tej pory tożsamości. Co gorsza trudno byłoby ją rozpoznać  komukolwiek, jej skóra powoli zamienia się w kamień, a uzdrowiciele są bezradni....byłam obecna przy odzyskaniu przez nią przytomności , niewiele powiedziała, jednak prosiła o rozmowę z Harry'm. To mnie zastanowiło...ale jej oczy i głos...Harry ja mam prawie stuprocentową pewność że to matka Malfoy'a. Oni są poszukiwani  całą rodziną?
    - Nie, tylko Lucjusz jest na liście poszukiwanych z nakazem natychmiastowego zatrzymania i uwięzienia, natomiast Draco z matką powinni zostać przesłuchani, żeby sąd mógł wydać wyrok o ich winie lub niewinności. Jest prawie pewne że zostaną oczyszczeni z zarzutów. Ale cała trójka zapadła się pod ziemię.
     Hermiona zauważyła że Albus Dumbledore przysłuchuje się ich rozmowie z zaciekawieniem. 
   - Severusie, nie udawaj że śpisz -z portretu rozległ się spokojny głos byłego dyrektora . - Myślisz o tym co ja? - Kamienna skóra? Panno Granger, jest pani tego pewna?
    - No.... tak to właśnie wyglądało, ja nie dotykałam... ale tego określenia właśnie użył Martinus.
   - Severusie myślisz że to możliwe? 
   - Reguli obtutum? ... absurd. Nigdy nie udokumentowano użycia tej klątwy. To mit.... - odezwał się szorstko Snape.
   - Co to jest reguli obtutum? Niech Pan nie zapomina Profesorze, że insygnia śmierci to też była tylko legenda. A jednak ... przerwał mu Harry.
   - Spojrzenie bazyliszka, albo inaczej  kamienny strażnik... według pradawnego podania , to klątwa nakładana na wejście skarbca lub innego pomieszczenia. Wszyscy, którzy bez użycia zaklęcia wstępu, wychodzili z takiego miejsca, zamieniali się w kamień. - Dumbeldore zamyślił się. - Jak Severus słusznie zauważył: to mit, ale czy znaczy to, że jest to niemożliwe? 
   - Harry myślę że nasze znalezisko będzie musiało poczekać, kimkolwiek jest ta kobieta, może nie mieć zbyt wiele czasu. 
  Harry skinął głową. 
Po kilku minutach znaleźli się w pokoju Hermiony.
   - Nieźle się tu urządziłaś - Harry rozejrzał się po ciekawie urządzonym pokoju.
   - To taki mały łącznik z domem - westchnęła - będzie mi go brakowało po rozpoczęciu roku - Idziemy?....Czas nagli...
     Weszli w płomienie kominka.     

6 komentarzy: