wtorek, 29 września 2015

# 7 #

 

        Wpadł do pokoju który wskazała mu kilkanaście minut wcześniej Hermiona ciężko oddychając. Nie wytrzymał. Wybiegł z pokoju matki jakby goniło go stado centaurów w zakazanym lesie, a  auror przydzielony do jego ochrony ledwo nie wyzionął ducha w przełajowym biegu przez cały szpital. 
        Nareszcie mógł dać ujście swojemu bólowi i przerażeniu. Do tej pory  nie zdawał sobie sprawy z powagi stanu w jakim była jego matka. Nic dziwnego, że nikt nie był w stanie jej rozpoznać. W całej postaci Narcyzy tylko oczy pozostały niezmienione... a cała reszta...Jak on w tamtej chwili nienawidził ojca. I jeszcze ten cały Martinus ..działał mu na nerwy .
....O co do diabła chodzi temu kretynowi....- pomyślał. Ten jego wzrok, niedopowiedziane zdania. 
  - Jak tylko się dowiem na czym stoję, przeniosę mamę do jakiejś prywatnej kliniki, ten...ten ( nie mógł znaleźć odpowiedniego słowa) nie będzie się nią zajmował.  
       Powoli uspokoił oddech, z emocjami było znacznie gorzej. Jak na kilka godzin jednego dnia wrażeń miał aż nadto. Niespodziewane pojawienie się jego największej antagonistki, uniewinniający list z Ministerstwa, wiadomość ze może wrócić do Hogwartu ...tylko za jaką cenę? Jedyna osoba na tym świecie dla której coś znaczył właśnie zamieniała się w ....kamień. Och gdyby dopadł w tej chwili ojca...Avada to dla niego za mało....Azkaban i dementorzy to dla niego za mało...Jeśli do tej pory nienawidził ojca, to teraz uczucie to osiągnęło apogeum, ale zdawał sobie sprawę ze swojej bezsilności. 
      Rozejrzał się  po pokoju. Tutaj też się czuł nieswojo, w końcu był to pokój Granger. Wszedł do łazienki i kolejne zaskoczenie...nie było wanny, tylko jakiś malutki dodatkowy pokoik z dwoma kurkami zamocowanymi na ścianie i z jakimś dziwnym sitkiem zwisającym z sufitu. 
  ...Jakiś mugolski wynalazek - pomyślał, ale postanowił spróbować to jakoś uruchomić.  Ta forma kąpieli sprawiła mu przyjemność, delikatne strużki wody spływające po jego twarzy kojarzyły mu się z ciepłym, letnim deszczykiem. Odprężony wrócił do pokoju, na stoliku zauważył talerz z kanapkami i dzban soku dyniowego, nie miał jednak ochoty na jedzenie. 
    Rzucił się na łóżko i zamknął oczy. Sen jednak nie przychodził. Jego wzrok przykuł album ze zdjęciami leżący na stoliku obok łóżka. Nie myśląc o tym że właśnie narusza prywatność dziewczyny zaczął go przeglądać.
      W większości były w nim niemagiczne zdjęcia rodziców Hermiony, kilka zdjęć z Potter'em i Weasley'em, na których widok się skrzywił z niesmakiem. Kiedy odkładał już album wysunęło się z niego jeszcze jedno zdjęcie... 
     Było to wyjątkowo piękne portretowe zdjęcie Hermiony. Choć było mugolskie to patrzyło na niego, pięknymi spokojnymi i mądrymi brązowymi oczami swojej właścicielki. Zatopił swój wzrok  w  oczach z fotografii. Poczuł jak ogarnia go spokój, był jak zahipnotyzowany,  powoli zapadał w sen. Nie dane mu było jednak zasnąć.
   Obraz ciepłego spojrzenia ze zdjęcia powoli zastępowała inna wizja tych samych oczu. Wizja która dręczyła go od tygodni, wizja oczu pełnych strachu, cierpienia i wręcz błagalnej prośby o pomoc...
     Niech cie diabelskie sidła oplotą Granger, dlaczego właśnie ty musisz być moim wyrzutem sumienia...

      Chcąc zagłuszyć myśli wziął jakąś książkę z dość obszernej biblioteczki. Nie rozumiał tego co czyta, ale brnął przez kolejne strony byle tylko nie myśleć. W końcu zapadł w płytki sen. Wydawało mu się że dopiero zdążył zasnąć .....
                          
    
      - Malfoy, obudź się .... Malfoy -  poczuł szarpniecie za ramię.
  Niechętnie otworzył oczy 
       - O nie ....zgiń, przepadnij maro gryfońska - przewrócił się na drugi bok. 
       - A tak w ogóle to co ty tu robisz.... jak tu weszłaś? 
      - To mój pokój Malfoy, wstawaj ...Merlinie pomóż mi ....-  kolejne szarpnięcie - wstawaj - coraz bardziej irytowała się  Hermiona - za godzinę mamy być w ministerstwie.
    
   Draco tylko zamruczał coś pod nosem. Dziewczynie skończyła się cierpliwość. 
   -  Aquamenti- z podniesionej różdżki wytrysnął strumień wody.
    Chłopak zerwał się zdezorientowany ale już po chwili  stał wściekły przed dziewczyną. Złapał ją mocno za ramiona i zaczął nią potrząsać. 
     - Miarka się przebrała Granger....prze...gie...łaś.
 Nagle poczuł na brzuchu koniec jej różdżki, a ich spojrzenia na chwilę się skrzyżowały. Przez ułamek sekundy miał ochotę przyciągnąć ją do siebie i.... Nagle oprzytomniał.
    - Zabieraj te łapska Malfoy - wysyczała.
  Odskoczył od niej jak oparzony. Rozmasowała ramiona.
     - A czego się spodziewałaś po takiej pobudce? - nadal wkurzony odwrócił się idąc w stronę łazienki. - Igrasz z ogniem kobieto.
     - Zawsze mogę znowu użyć aqua..- trochę rozbawiona jego wściekłością burknęła pod nosem, a głośniej w stronę znikającego za drzwiami Draco - Radziłabym Ci się pospieszyć, Shacklebolt nie toleruje spóźnień.
   Rozejrzała się po pokoju. Dostrzegła nietknięty talerz z kanapkami który kazała przysłać wczoraj wieczorem. 
   Za jednym machnięciem różdżki sok dyniowy został zastąpiony przez kawę, a talerz z kanapkami zastąpiły dwa nakrycia z pięknie pachnącą jajecznicą na bekonie.
      Podniosła książkę leżąca obok łóżka. Spojrzała z niedowierzaniem na tytuł:
   " Zbrodnia i kara "
....Ale sobie lekturę wybrał... W dodatku nie mogła zrozumieć jakim cudem Malfoy sięgnął po mugolską książkę. Ona należała do obu światów, wszyscy znali jej zamiłowanie do książek, nauki i zdobywania wiedzy. Czytała wszystko co wpadło jej w ręce bez względu na to z którego świata pochodziło, ale nie wyobrażała sobie czarodziejskiego  arystokraty wertującego  mugolską książkę. I to taką książkę.
   Zatopiona w swoich wyobrażeniach nie usłyszała otwierających się drzwi od łazienki. 
   Chłopak przez chwilę przyglądał jej się bez słowa.
   - Możemy iść do tego niecierpiącego spóźnień ministra....
   
Wyrwana z zadumy spojrzała na "swojego podopiecznego".
    Czerń koszuli mocno kontrastowała z jego bladą cerą i blond włosami, które nie były już ulizane jak to zazwyczaj miało miejsce wcześniej. Trochę zbyt długie opadały miękko na czoło chłopaka i bardziej przypominały rozczochraną czuprynę Harry'go, niż zazwyczaj dopracowaną fryzurę Malfoy'a którego pamiętała. Zauważyła też podkrążone oczy chłopaka które świadczyły o nieprzespanej nocy.
     -  To dobrze,  ale najpierw śniadanie, nie mam ochoty targać cię na plecach jak zemdlejesz z głodu.
     - Bez obaw Granger...- i parsknął pod nosem śmiechem, wyobrażając sobie tą scenę - nie musisz mnie niańczyć.
  Ruszył w stronę stołu, nalał sobie kawy i usiadł ciężko. Dziewczyna siadając po drugiej stronie nadal trzymała podniesioną wcześniej książkę.
      - I jak się podobała lektura? 
    - Lektura?  aaaa  to...próbowałem nie myśleć, ale nie pamiętam ani słowa. 
     - Może to i lepiej  - pomyślała, doskonale znając treść dzieła. 
     - Dlaczego tu jesteś Granger? Dlaczego właśnie ty? Czy w tym waszym zakonie nie ma nikogo innego? 
      - Hmmm , dostałam zadanie i je wykonuję, jak ty wykonywałeś swoje Malfoy - nie chciała na razie zdradzać mu prawdziwych powodów swojej decyzji o podjęciu się tego zadania. Nie chciała mu zdradzać tych powodów nigdy.
      Nikt zresztą nie znał tych powodów. Harry stwierdził że zwariowała, Ginny podejrzewała ją o masochizm, a Ron... wpadł w furię. Zrobił jej potworną awanturę po ostatnim zebraniu, gorszą nawet od tej sprzed kilku tygodni, kiedy nie chciała jechać z nim do Nory tylko zostać w Hogwarcie. Jednak tym razem padło o kilka słów za dużo, poważnie zastanawiała się nad sensem trwania w tym związku. Ale ona nic nikomu nie tłumacząc uparła się przy tym zadaniu i je dostała.
   - Powiedzmy ze ci wierzę, ale tylko powiedzmy - z przymrużonymi oczami patrzył na Hermionę, jakby chciał dostać się do jej myśli. 
    Uciekając przed jego wzrokiem spojrzała na zegarek.  
  - Powinniśmy się zbierać. 
  
   Jak na komendę oboje wstali od stołu i podeszli do kominka. Po chwili byli już w sali wejściowej Ministerstwa Magii. 
    Stanęli w kolejce do punktu informacyjnego gdzie dostawało się przepustki.
    - Hermiona Granger i Draco Malfoy. Mamy umówione spotkanie z Ministrem Magii. - powiedziała zdecydowanym tonem dziewczyna.
    Nagle wkoło nich zapanowała cisza, a większość osób przyglądała im się z zaciekawieniem, jednocześnie odsuwając się kilka kroków do tyłu.
     Mały czarodziej stojący za pulpitem spojrzał nienawistnie na blondyna, ale z opanowaniem podał im plakietki upoważniające do wstępu. 
    Draco nie wytrzymał aż takiej ilości  spojrzeń, spuścił wzrok i zaczął wpatrywać się w czubki własnych butów.
  Uświadomił sobie, jak negatywnie nazwisko Malfoy działa w tej chwili na ludzi. Wiedział ,że wielu z tych gapiących się na niego najchętniej zmiotłoby go z powierzchni ziemi. 
    Poczuł jak dziewczyna delikatnie szarpnęła go za rękaw koszuli.
     - Rusz się wreszcie i dobra rada, podnieś głowę. .. nie jesteś tu w roli oskarżonego tylko świadka...gdzie twoja duma Malfoy? - wyszeptała prawie bezgłośnie.
    Z  osłupieniem spojrzał na towarzyszącą mu Gryfonkę. Nie rozumiał wielu rzeczy które zdarzyły się w ciągu ostatniej doby,  ale te słowa w żaden sposób nie mieściły się w jego głowie. Kto jak kto, ale ONA była ostatnią osobą na całym świecie którą podejrzewałby o podtrzymywanie go na duchu.
 Powinna przecież stać po tej drugiej stronie.....ona miała go za co nienawidzić. 
     W całkowitym już milczeniu dotarli do Biura Aurorów. Poza Ministrem znajdowało się tam ze dwadzieścia osób. Przedstawiciele ministerstwa, członkowie Zakonu Feniksa ( a wśród nich Potter i Weasley) .  O ile tego pierwszego jako tako zaczął tolerować - miał w stosunku do Pottera niepisany dług wdzięczności za uratowanie życia w pokoju życzeń, to awersja do Weasley'a nie minęła ani trochę. Nienawidził tego rudego chyba tak samo jak swojego ojca. Była tam również Minerwa McGonagall, ale to nic dziwnego przecież też należała do Zakonu i opiekun Slytherynu, Horacy Slughorn.
      Było to nieformalne przesłuchanie, ale jednak przesłuchanie. Podano mu veritaserum.  
    Pod wpływem tego specyficznego eliksiru prawdomówności złożył obszerne zeznania. Wszyscy zgromadzeni byli świadkami jego zwierzeń, tych schowanych w najdalszych obszarach jego mózgu. Było mu wstyd tak bardzo, ze nie miał odwagi podnieść oczu.
        W głowie dźwięczały mu przez cały czas słowa dziewczyny....Podnieś głowę....gdzie twoja duma....I w końcu podniósł głowę, nieświadomie odszukał orzechowe oczy. Zatopił się w jej spojrzeniu i zrobiło mu się lżej na sercu. Jej oczy dawały mu spokój, siłę i pewność siebie, a co ważniejsze nie widział w nich ani śladu nienawiści. 
     Gdy padło ostatnie pytanie, czy jest gotów wyrzec się przynależności do śmierciożerców oraz praktyk z nią związanych wstał.
      - Jestem gotów złożyć  wieczystą przysięgę - powiedział z dumą w głosie -  zobowiązuję się również do  wszechstronnej pomocy w poszukiwaniu zbiegłych.
      - Myślę że to nie będzie potrzebne panie Malfoy. Jednak to co pan oświadczył przed chwilą jest wiążące i  niepodważalne. - odezwał się  Shacklebolt. 
      -  Jednak, pańskie bezpieczeństwo jest w poważnym stopniu zagrożone. Z potwierdzonych źródeł wiemy, że pański ojciec zapowiedział zemstę na panu i pańskiej matce. Niestety zapadł się pod ziemię. Jest numerem jeden na naszej liście poszukiwań i wcześniej czy później   złapiemy go, jednak do tego czasu będzie pan  pod szczególnym nadzorem.  Dlatego wróci pan do Hogwartu na ten rok szkolny, czy się to panu podoba czy też nie.
    Draco dopiero teraz zobaczył że z plakatu na ścianie patrzy na niego własny ojciec, jego osobisty wróg nr.1 Wzdrygnął się z obrzydzeniem.
     - Wszelkie niezbędne ustalenia - kontynuował minister- przekaże panu Dyrektor McGonagall, pański opiekun domu i panna Granger, która będzie pana opiekunką z ramienia Zakonu Feniksa.
   Granger jego opiekunką... dobre sobie... -  zawrzało w nim, ale coś mu podpowiadało ze nie powinien się sprzeciwiać. Skinął tylko głową na znak ze przyjął to wszystko do wiadomości.
    W tej samej chwili rozległ się krzyk Rona: 
    - Że co proszę?! Ja się na to nie zgadzam! To miało być tylko przez chwilę, a nie na stałe ! 

    Wszyscy odwrócili się w stronę rudowłosego. Draco z satysfakcją patrzył jak twarz chłopaka zmienia kolor na podobny kolorowi jego czupryny. Zawsze lubił wkurzać Weasley'a, ale jemu nigdy nie udało  się doprowadzić rudzielca aż do takiego stanu. A do tego wszystkiego dostał jeszcze reprymendę od McGonagall
    - Panie Weasley, jeśli mnie pamięć nie myli, to nie raczył pan zaszczycić nas swoją obecnością na ostatnim zebraniu, gdzie ten temat był podejmowany, więc teraz może pan się zgadzać lub nie. Temat uważam za zamknięty.
   - Jeśli nikt więcej nie ma żadnych zastrzeżeń spotkanie uważam za skończone. - zakończył  minister dodając  - Panie Malfoy i Panno Granger proszę  jeszcze pozostanie.

   Wszyscy powoli zaczęli opuszczać pokój. Ron był jak chmura burzowa. Zanim wyszedł  Draco usłyszał fragment rozmowy:

    - Ładny z ciebie przyjaciel -  Ron warczał do Harry'ego - dlaczego nic mi nie powiedziałeś? I co ona sobie myślała zgadzając się na to...
    - Stary próbowałem , ale z tobą ostatnio nie da się gadać. A później, cóż, tyle się działo po zeznaniach matki Malfoy'a że najzwyczajniej zapomniałem.
 ....  Ktoś podął decyzję za jego plecami ...i to go tak rozwścieczyło? ciekawe ....chyba że on coś do niej ma...
    Spojrzał mimowolnie na dziewczynę stojącą koło ministra. Nie ulegało wątpliwości że była wkurzona i zażenowana zachowaniem Rona.
   Jego rozmyślania przerwał głos dyrektorki
   - Tak mi strasznie przykro Draco z powodu matki - powiedziała niespodziewanie miękko Czarownica. -Dzięki wiedzy Severusa i przy olbrzymiej pomocy Horacego, udało nam się opracować eliksir powstrzymujący rozprzestrzenianie się klątwy. Na razie przynajmniej tyle... musisz być dobrej myśli... 
     -Dziękuję - wyszeptał Draco -ja chciałem....przeprosić...- słowa przychodziły mu z wyraźnym trudem. Chyba jeszcze nigdy nie użył słowa przepraszam z potrzeby serca, a jedynie dlatego że tak wypadało.
     - Widzisz chłopcze, czasem lepiej późno, niż wcale, i nikt nie mówi że przed tobą łatwa droga, ale każdy zasługuje na drugą szanse. Teraz tylko od ciebie zależy czy ją wykorzystasz -  odezwał się milczący do tej pory Slughorn i poklepał chłopaka po ramieniu.
     - No właśnie...jeśli się tyczy drugiej szansy - dyrektorka położyła na biurku dwie odznaki prefektów naczelnych. 
Malfoy spojrzał na nią zdziwiony.
     - Jak oboje doskonale wiecie, do tej pory  wybieranych było dwoje prefektów naczelnych. Postanowiliśmy jednak trochę zmodyfikować ten zwyczaj. Od tego roku szkolnego każdy dom będzie miał swojego przedstawiciela. Ale żeby nie doszło do zbyt dużego zamieszania, będzie dwóch prefektów i dwóch zastępców. I tak Panie Malfoy zostaje pan mianowany zastępcą Panny Granger, a druga para to Michael Corner i Hanna Abbott. Taki układ ułatwi organizację dyżurów i pełnienie obowiązków w czasie waszych ewentualnych nieobecności. Oboje przecież macie bliskich w św. Mungu,  i  wasza obecność tam będzie czasami po prostu niezbędna. 
    Panna Granger zna zasady, więc ci je przekaże. -  zamyśliła się na chwilę i dodała - Draco zrób listę potrzebnych ci rzeczy i przekaż ją Hermionie, lepiej żebyś na razie nie pokazywał się na Pokątnej. I do zobaczenia w pociągu. A teraz na mnie już pora ... wy też wracajcie do szpitala. 
   - Do widzenia Pani Dyrektor, Panie profesorze - odpowiedzieli zgodnym dwugłosem i opuścili pokój.
  
      - Oprócz tej plakietki - wskazał na rękę w której trzymała odznakę prefekta naczelnego - powinnaś dostać jeszcze jedną....Granger BODYGUARD - powiedział rozbawiony chłopak, gdy tylko zamknął drzwi. 
       - Ale śmieszne Malfoy - lepiej się do tego przyzwyczajaj.
       - Jak dałaś się w to wrobić? Chyba że to twoja prywatna zemsta ? 
        - Żadna zemsta,  to tylko moje zadanie ile razy mam to tłumaczyć?
        - Nie wierzę Granger, nie po tym jak rudzielec dostał furii. Jeszcze chwila a miałby pianę na gębie.No właśnie ... czy wy coś tego.... ze sobą..?  - nie słysząc odpowiedzi dodał -  i tak z ciebie wyduszę o co w tym wszystkim chodzi.
      Miał niespodziewanie dobry humor, którego nie mógł mu nawet popsuć wyłaniający się z pobliskiej niszy osobnik, który kilka minut wcześniej zrobił z siebie idiotę.

        - Nie twoja sprawa Malfoy i nic z nikogo nie będziesz wyduszał. I... i... trzymaj się od niej z daleka albo ...
       - Albo co Weasley?... widzisz, nie mogę się trzymać od Granger z daleka - mówiąc stanął za dziewczyną - bo to jest mój osobisty bodyguard i co mi zrobisz? - i w teatralnym geście schował się za plecami dziewczyny. 

      Ron zacisnął dłonie w pięści. Hermiona wiedziała, że za chwile może dojść do bójki. Jej nad wyraz impulsywny chłopak nigdy nie potrafił panować nad emocjami.
      - Ron, Malfoy uspokójcie się obydwaj.
      - Nie wierzę że mi to zrobiłaś.... ale teraz przynajmniej wiem skąd ten wieczny brak czasu dla mnie..- z nienawiścią wskazał Malfoya. 
       - Że niby co ci takiego zrobiłam? - w przeciwieństwie do ciebie nie bawi mnie sława, po stokroć wolę robić coś pożytecznego. Całymi tygodniami siedziałeś bez sensu w domu pławiąc się w popularności, nie obchodziło cię to co robię i dlaczego to robię. A później , gdy odnaleźli się moi rodzice...ile razy byłeś przy mnie?
...a teraz nagle obchodzi cię to co robię? Daruj sobie Ronaldzie ale nie mam najmniejszego zamiaru ci się tłumaczyć...A teraz wybacz, ale nie mam czasu na pustą gadaninę. Mam dzisiaj jeszcze sesje z rodzicami, a Draco (specjalnie wypowiedziała imię chłopaka ) też spieszy się do matki. 
      - Malfoy idziemy , ale już... czy ciebie też mam postawić do pionu?
      - Sie robi - i ruszył posłusznie za dziewczyną, a przechodząc koło Rona szepnął  -  pani każe sługa musi, co nie Weasley.
       - Nieźle Granger, muszę przyznać że mi zaimponowałaś.
      - Chociaż ty przestań się zgrywać - poprosiła cicho gdy zrównał się z nią krokiem . Wciąż była wściekła na Rona. 
       - Dobra już milknę - i wykonał gest jakby zaszywał sobie usta.
      Chyba veritaserum jeszcze na niego działa ...- pomyślała. Bo o poczucie humoru nie podejrzewała go nigdy.
    Do sali z kominkami dotarli jednak w całkowitym milczeniu.
      
     - Idę zobaczyć co z tym pokojem dla ciebie, bo nie mam ochoty spędzić kolejnej nocy w Dziurawym Kotle. A ty się stąd nie ruszaj.
     Malfoy miał w sobie jakiś instynkt samozachowawczy wiec  tylko skinął głową. 
      Wróciła po kilku minutach oświadczając :
    -  Wieczorem będziesz mógł się przenieść do siebie. A teraz  muszę iść do rodziców, a ty co masz w planach?
     - Pójdę do matki - powiedział cicho. 
Wiedział ze musi się przemóc.Poprzedniego dnia ... sam do końca nie wiedział czemu, uciekł. Ale  wiedział że jest jej winien troskę i opiekę. 
       Przesiedział przy niej całe popołudnie...w krótkich chwilach kiedy się budziła opowiadał jej o ostatnich wydarzeniach. Częściej jednak spała, wtedy myślał o nadchodzącej przyszłości, o tym czy da radę odnaleźć się w Hogwarcie, jak zareagują ludzie na jego obecność.Bał się że będzie to wyglądało podobnie jak dziś w ministerstwie. 
      Ale postanowił ze będzie o siebie walczył, ze odmieni całego siebie, że zbuduje lepsze życie niż to które znał do tej pory. A kiedy przyjdzie odpowiedni czas pomści wszystkie krzywdy wyrządzone jemu i jego matce.

     Wieczorem, dyżurujący przed pokojem matki auror odprowadził go do pokoju Hermiony. Już na korytarzu zauważył że przybyły dodatkowe drzwi, ale zapukał do pokoju dziewczyny.
   Nikt mu jednak nie odpowiedział. Wszedł
     Na stole czekała kolacja, a z łazienki dobiegał szum wody. 
Usiadł tyłem do łazienki, tak na wszelki wypadek, żeby nie wprawić dziewczyny w zakłopotanie.
     Wyszła z łazienki w sportowym dresie. Słyszała widocznie jak pukał, a może się go spodziewała.
    -Głodny? bo ja bardzo - powiedziała naturalnie.
 Skinął głową.
     - Twój pokój już jest gotowy, wiesz to  mugolskie skrzydło , dlatego to tak długo trwało. Musieli wstawić drzwi w tradycyjny sposób. 
     - Rozumiem ....

Zjedli w milczeniu . Po kolacji odprowadziła go do pokoju chcąc się upewnić czy wszystko jest  w porządku. Kiedy wychodziła usłyszała cichy głos swojego " podopiecznego".
      - Granger?
      Odwróciła się.
      -Czy mogłabyś.....jeszcze trochę zostać? Nie chce być teraz sam ze sobą. Nie musimy rozmawiać, po prostu tu bądź....ok?
       - Zaraz wrócę...przyniosę tylko coś do czytania. 
     Po kilku chwilach usadowiła się  na sofie pogrążając w lekturze.
  Draco siedząc w fotelu bezmyślnie przeglądał jakieś mugolskie magazyny, dyskretnie zerkając co jakiś czas na Hermionę. 

      Zasnęła zmęczona całym dniem. Przez chwilę  się jej przypatrywał, po czym delikatnie przeniósł ją na łóżko.
    Pochylił się nad śpiącą dziewczyną i szepnął:
    - Nie wiem czemu tu jesteś , ale dziękuję ci za to...- i otulił ją kocem.
      Sam położył się na sofie.  Tej nocy po raz pierwszy od dawna nie dręczyły go koszmary..... 

                                                                                                                                                                  Przeczytałaś/eś?wyraź swoje zdanie
                                                                              podobało się proszę poleć dalej dając +1
                                                                                         będę bardzo wdzięczna za wasze opinie....                                                                                                                    

piątek, 25 września 2015

# 6 #

       Hermiona  od dłuższego czasu szła leśną drogą . Powoli zmierzchało i robiło się coraz bardziej nieprzyjemnie. Nie łatwo było tu trafić, tym bardziej że musiała uważać na używanie czarów. Według statystyk Ministerstwa Magii w okolicach nie mieszkał żaden czarodziej. Ale na takim odludziu nie była chyba nigdy wcześniej. Teraz żałowała że nie zgodziła się na towarzystwo któregoś z przyjaciół, ale Harry w świetle zaistniałych okoliczności miał na głowie mnóstwo innych spraw, a Ron...nie był najlepszą osobą do tej misji. Mógł to być też ktoś z Zakonu, jednak zgodnie ustalili że da sobie radę sama.   
     Wśród drzew ujrzała połyskujące światełko. ....Nareszcie... odetchnęła z ulgą, ale w tej samej chwili przystanęła, wsłuchując się w ledwie dosłyszalne  odgłosy  łamanych gałązek.Skryła się w cieniu wielkiego drzewa uważnie obserwując drogę.  I wtedy go zobaczyła. Wyszedł na drogę z ledwie dostrzegalnej bocznej dróżki. Przez krótka chwilę zobaczyła jego twarz na której malowało się zrezygnowanie i ... smutek.  Przez kilka sekund obserwowała jak szedł, a właściwie wlókł się zgarbiony z nisko opuszczoną głową. W niczym nie przypominał dumnego, pewnego siebie, aroganckiego bożyszcza żeńskiej połowy Hogwartu.
    - Khmmm - odkaszlnęła chcąc zwrócić na siebie uwagę.
 Chłopak gwałtownie się odwrócił i spanikowany rozgadał się dokoła siebie.
    - Kto tu jest? - w końcu spostrzegł zarys postaci w cieniu drzewa. Odruchowo sięgnął po różdżkę.
    - Nawet o tym nie myśl Malfoy- dziewczyna powoli wyszła z cienia - nie mam ochoty z tobą walczyć.
Draco stanął jak speryfikowany. - Chyba mam omamy....
    - To jakiś głupi żart?- Granger? Co ty tu........JAAK? - wciąż wpatrywał się w dziewczynę jakby zobaczył ducha. 
  Hermiona zbliżyła się kilka kroków.
  - Uwierz mi Malfoy że dla mnie to żadna przyjemność, ale Zakon uznał że to powinnam być właśnie ja...- nie chciała się przyznać że to był jej pomysł.
  Zakon....a więc to już koniec....tylko dlaczego właśnie ona...spojrzał w oczy dziewczyny. Teraz były zimne, nic nie mógł z nich wyczytać. Były tak inne od tych pełnych bólu, szukających pomocy które nawiedzały go w snach. Zrobił w życiu wiele podłych rzeczy, ale to właśnie jej oczy dręczyły go od tygodni gdy tylko zasypiał. Wziął głęboki oddech: 
   - Ten cały zakon to sadyści? To ma być początek moich tortur?
   - Tak myślisz? 
   - Tak właśnie myślę.....warknął...to czego chcesz?
  Dziewczyna przez chwilę milczała przyglądając się Draconowi. W końcu podniosła  różdżkę, demonstracyjnie skierowała ją w stronę chłopaka.
    - Niech pomyślę .....spokojnie się odwróć - gdy ten wykonał jej polecenie uśmiechnęła się do siebie - i.....zaproś mnie na herbatę, bo nieźle już zmarzłam....Lumos. - otoczyło ich błękitne światło.
     - W co ty grasz Granger? - zdezorientowany spojrzał na nią przez ramię.
     - Nie mogłam się oprzeć...to było silniejsze ode mnie - powiedziała skruszonym głosem.
     - No to gdzie jest reszta? Potter , Weasley koniec przedstawienia, wyłaźcie....
     - Jestem sama niedowiarku, ruszysz się w końcu czy mam ci pomóc? - i ruszyła zdecydowanym krokiem przed siebie.
     - To się nie dzieje naprawdę.....- burknął pod nosem. Spodziewał się wszystkiego, oddziału aurorów, bandy śmierciożerców, ale nie Granger wydajanej mu polecenia.
     - Powiesz mi w końcu co tu robisz ? - zapytał zrezygnowany gdy go mijała.
     - Cierpliwości Malfoy....cierpliwości.
 Doszli do domu w milczeniu. 
     -Przyprowadziłem gościa - powiedział przepuszczając Hermionę w drzwiach. - nie mam pojęcia skąd się tu wzięła, ale spotkałem ja na drodze....to jest...
     - Hermiona Granger jak przypuszczam - dokończyła Isla z promiennym uśmiechem. 
     Po raz kolejny tego wieczora chłopak zaniemówił....Obie kobiety spojrzały na osłupiałego Malfoya. 
    - Draco, nie jestem jasnowidzem, kilkanaście minut temu dostałam list z Ministerstwa zapowiadający wizytę panny Granger, mam też coś dla ciebie chłopcze - wyciągnęła rękę z kopertą.
     - Miło.mi poznać Pani Green . -  strasznie trudno tu trafić.
     - Ach dziecko my już się przyzwyczailiśmy  do naszej samotni tak bardzo, że nie wyobrażamy sobie życia gdzie indziej.
     -  No to muszę panią zmartwić , Zakon Feniksa podjął decyzję o przeniesieniu was do którejś ze swoich siedzib. Pozostawienie was tutaj byłoby zbyt ryzykowne dla waszego bezpieczeństwa. W najbliższym czasie ktoś się z Państwem skontaktuje. Później podam Pani hasło kontaktowe.  
   Isla smutno pokiwała głową: 
    - Cóż, pewne rzeczy czasem są nieuniknione, trochę szkoda bo kochamy to miejsce, ale kto wie może kolejne przyniesie coś dobrego....tam dom twój gdzie czujesz się bezpiecznie....
     Draco przysłuchiwał się rozmowie kobiet wpatrując się w kopertę opatrzoną pieczęcią Ministerstwa Magii.
    - Nie dowiesz się co tam jest, dopóki  jej nie otworzysz - nie wiadomo skąd zjawiła się Aturnia. 
    - Pomożesz mi? bo to strasznie skomplikowane złamać taką pieczęć - najłagodniej jak tylko potrafił powiedział do dziewczynki i uśmiechnął się...twarz mu złagodniała. 
    Hermiona patrzyła z niedowierzaniem. Znała go już tyle lat, ale takiego naturalnego i wręcz promiennego ujrzała go po raz pierwszy. I  tą przemianę  spowodowała   jedenastoletnia dziewczynka. Chłopak poczuł na sobie jej wzrok
     - No co? -powiedział tym samym tonem, którym przed chwilą do Aturnii.
     - Nic...Nic...widzę ze pobyt tutaj dobrze ci zrobił Malfoy.
     - Nie wiem co masz na myśli Granger....
    - Ech taki duży jesteś a listu nie potrafisz otworzyć... masz czytaj...czy tego też nie umiesz? - z poważną miną mała podała mu list.
    
              Szanowny Panie  Malfoy


 Uprzejmie informuję że w świetle dowodów i zeznań dostarczonych przez Narcyzę Malfoy, zostaje pan oczyszczony z zarzutu przynależności do śmierciożerców. Jednak z uwagi na zagrażające Panu niebezpieczeństwo ze strony w/w grupy zostaje Pan otoczony ochroną przez biuro aurorów oraz Zakon Feniksa. Niezbędne będzie złożenie przez Pana wyjaśnień uzupełniających. O terminie zostanie Pan poinformowany odrębnym pismem. Jednocześnie łącze się z Panem w trosce o powrót do zdrowia Pańskiej matki,jak również zapewniam że osobiście dopilnuję aby została otoczona jak najlepszą opieką uzdrowicielską. 

                        z poważaniem  
                                   Kingsley Shacklebolt
                                        Minister Magii 

- Co to na Merlina....co z matką, o jakiej chorobie on pisze? - podniósł wzrok znad pergaminu i wbił go w Hermionę. To samo zrobiły Isla i Aturnia.
   - Znaleziono ją w pobliżu szpitala św. Munga, była nieprzytomna i przez kilka dni nikt nie wiedział kim jest. 
 Dostała jakąś klątwą i tak naprawdę żaden z uzdrowicieli nie był w stanie dojść jaką......- dziewczyna opowiedziała dalszy przebieg wypadków oraz o przypuszczeniach Snape'a  i Dumbledora.  -Później gdy dała nam swoje wspomnienia potwierdziło się ze nikt jej nie zaatakował , że te wszystkie zmiany zaczęły występować po opuszczeniu Dworu. 
     Draco spuścił wzrok i gwałtownie się odwrócił. Chciał ukryć cisnące mu się do oczu łzy. Zaczął nerwowo chodzić do wokół stołu.
     - Jakim ja byłem idiotą, że pozwoliłem iść jej samej, dlaczego nie zmusiłem chociaż do wyjawienia swoich planów? ....- oparł głowę o ścianę żeby ukryć łzy-  Znowu stchórzyłem....
      - Draco....
      - Malfoy.....- równocześnie rozległy się dwa kobiece głosy
      - Draco.... Narcyza kocha cię nad życie, była świadoma ryzyka jakie podejmuje, zrobiła to dla ciebie....
      - Ale gdybym wiedział to....
      -Razem leżelibyście teraz w Mungu Malfoy - weszła mu w słowo Hermiona.
      - Nie Granger, nikt by nie leżał teraz w Mungu, ja... ja wiedziałem o klątwie, przypadkiem widziałem jak ojciec z ciotką ją zakładali.... nie wiem co to za klątwa, ale mówili w jakimś dziwnym języku.... pierwszy raz taki słyszałem .... wiem tylko ze wejść tam może każdy ,ale nikt żywy nie wyjdzie.... ja wiedziałem ....a teraz moja matka umiera....przeze mnie.....
      - Nie przez ciebie .... nie ty założyłeś tę klątwę...nie możesz siebie za to obwiniać....- półgłosem powiedziała Hermiona
      - Co ty tam wiesz Granger, niedługo wrócisz do przytulnego domu, mamusia poda ci kolacyjkę a tatuś ucałuje w czółko swoja dziewczynkę.... - z jadem wyrzucił z siebie chłopak.
    Hermiona popatrzyła na niego ze smutkiem:  
    - Nikt mnie nie ucałuje ani nie nakarmi.... a ostatnio mój dom to pokój w Mungu.... moi rodzice też tam są....
    Zapanowało niezręczne milczenie....Draco zamknął oczy, nie mógł znieść wzroku dziewczyny...Jakim ty jesteś dupkiem, nigdy nie nauczysz się trzymać jęzora za zębami...
  przemawiał do siebie w myślach.
    Ciszę przerwał dzwięczny głos Aturnii.
   - Draco....Twoja mamusia wyzdrowieje....jestem tego pewna, no już się nie smuć tylko jedź do niej  - podbiegła do chłopaka i złapała go za rękę.
     - Szkoda że Pani Narcyza jest chora, bo już nie będę miała brata, i nie opowiedziałeś mi wszystkiego o Hogwarcie - wepchnęła - obiecaj że się jeszcze zobaczymy, bardzo cię lubię Draco.
    Chłopak wyrwany z zamyślenia ukucnął obok małej czarownicy.
    - Obiecuję,  ja też cię lubię muszko i będę za tobą tęsknił. I...zawsze będę twoim bratem.....a w Hogwarcie Her....Granger na pewno  się tobą zaopiekuje...- Imię dziewczyny nie chciało przejść mu przez gardło.
    - Muszę cie zmartwić Malfoy, ale ten przywilej pozostawię Tobie...radzisz sobie całkiem nieźle.... A tobie Aturnio zdradzę mały sekret.... zobaczycie się szybciej niż się tego spodziewasz, bo on też jedzie do Hogwartu.
   - Jak to jadę do Hogwartu?
    - O ile mnie pamięć nie myli Malfoy, raczej nie masz zaliczonych owutemów.... prawda? Cały nasz rocznik wraca do Hogwartu więc czemu ty miałbyś tego nie zrobić?.... to po pierwsze, a po drugie to część Twojej ochrony....A teraz chyba czas na nas...
    Draco szybko spakował swój skromny bagaż, wychodząc ze z pokoju prawie wpadł na Hermionę.Mijając ją syknął przez zaciśnięte usta:
   - Jeśli komukolwiek powiesz ....co tu widziałaś to...
   - Co powiem  Malfoy ? ze masz ludzką twarz i  uczucia? Że jedenastoletnia czarownica owinęła cię sobie wokół palca? To co mi zrobisz ...
    - ...to pożałujesz Granger, już ja coś wymyśle....
    -  w to akurat nie wątpię, ale póki co jesteś na mnie skazany.....
   Przed domem dołączył do nich Trevor. Draco pożegnał się z gospodarzami, Hermiona udzielała im jeszcze ostatnich wskazówek dotyczących kontaktu z Zakonem.  
     - Naprawdę miło było Państwa poznać i  do zobaczenia na dworcu...
     - Opiekuj się nim drogie dziecko - powiedziała cicho Isla patrząc na Draco rozmawiającego z jej córką - on potrzebuje dobrych ludzi wokół siebie. 
     -  Taaak, tylko czy on da sobie pomóc.... My...no cóż... nie za bardzo przepadamy za sobą.
     Isla tylko uśmiechnęła się tajemniczo i uściskała dziewczynę. 
    
  - Gotowy? - zapytała Dracona podając mu lewe przedramię.
Widząc u niego moment zawahania i nagłe spięcie się bez namysłu odparowała:
   - Przez ubranie się nie ubrudzisz Malfoy.....
   - Wiem , teraz już wiem ....ale.... - i delikatnie ujał dłoń dziewczyny. Sekundę później nastąpił charakterystyczny trzask teleportacji.


    - Prowadź - szorstko zwrócił się do Hermiony gdy znaleźli się w szpitalu.
    - Najpierw pokaże ci gdzie dziś będziesz spał, twój pokój nie jest jeszcze gotowy.... i zaprowadzę do Martinusa.
    -  Do kogo?
    - Do Martinusa Derwenta, uzdrowiciela zajmującego się twoją matką. 
       
    Weszli do pokoju dziewczyny. 
   - Wypożyczam ci go na dzisiejszą noc i liczę na to że jutro zobaczę go w nienaruszonym stanie. W łazience masz świeże ubrania ...gdybyś chciał się przebrać... aaa nie zapominaj że to mugolska część szpitala...więc się nie popisuj ...to byłoby chyba na tyle....- podeszła do szafy wyjmując sobie jakieś ubrania...
     - A ty ? gdzie będziesz spała skoro WYPOŻYCZASZ mi swój pokój Granger? - wkurzony że wydaje mu polecenia.
     - Coś się znajdzie. Mnie nie szukają  śmierciożercy  ...chodźmy.
   
     - Martin, jestem a właściwie to jesteśmy .... to jest ...
     -  Draco Malfoy - uzdrowiciel  uważnie przypatrywał się towarzyszowi Hermiony.
      - Znamy się? - zapytał Draco przywdziewając swoją maskę. - bo nie przypominam sobie.
      - Bezpośrednio nie....a z resztą nieważne... za chwile porozmawiamy,muszę tylko zamienić kilka słów z Hermioną
       
Po kilku minutach dziewczyna pożegnała się z Martinusem.   
      -  Będę jutro rano, teraz zostajesz pod opieką aurorów....- i miękko dodała - trzymaj się Malfoy.
   Gdy wyszła mężczyźni zmierzyli się wzrokiem.
   - Czy ktoś w końcu zaprowadzi mnie do matki? - mocno zniecierpliwiony Drako niemal krzyknął.
    - Aaa ....tak....chodźmy - przez zaciśnięte zęby powiedział uzdrowiciel...
   

   
                  Jeśli dobrnęliście  do tego miejsca , to proszę  zostawcie po sobie ślad w postaci komentarza
                                                   byłoby mi miło poznać wasze zdanie....pozdrawiam  wiele........kropek
 


                

wtorek, 22 września 2015

# 5 #



      Rodzina Green'ów kończyła  jeść śniadanie, kiedy Narcyza z synem weszli do kuchni. Na pięknie rzeźbionym stole czekały na nich nakrycia, a całe pomieszczenie wypełniał zapach świeżo zaparzonej kawy.
   - O i są nasze śpioszki - uśmiechnęła się ciepło Isla.
   - A to nasz mały skarbik - wskazała na córkę - już nie mogła się doczekać aż wstaniecie. To dla niej niezwykła atrakcja, nieczęsto miewamy gości.
  Draco zauważył czarne jak węgielki, duże, zadziorne oczy dziewczynki z zainteresowaniem wpatrujące się w niego. Była bardzo podobna do swojej matki, tak samo pogodna i uśmiechnięta...Te uśmiechy to ktoś im poprzyklejał czy co...pomyślał. 
   - Masz fajne imię, trochę straszne ale fajnie - przekrzywiła lekko głowę . - Ja mam na imię Aturnia....a jak skończysz jeść to pokaże ci coś fajnego - powiedziała zaczepnie.
   - Dobrze, dobrze młoda damo..... tylko nie męcz zbytnio tego młodego człowieka - Trevor zwrócił się do córki wstając od stołu. 
   - Niestety muszę was opuścić - przytulił czule żonę, ucałował córkę, ukłonił się szarmancko Narcyzie, a chłopcu mocno uścisnął rękę.
  Draco poczuł ukłucie zazdrości w okolicach serca. Serdeczność tych obcych ludzi powodowała że czuł się nieswojo. Odkąd pamiętał, w jego wielkim, arystokratycznym domu  nigdy nie okazywało się uczuć. Z każdego zakamarka dworu wiało chłodem.
Matce nie wolno było go przytulać, żeby przypadkiem nie wyrósł na mięczaka. Nie wolno było okazywać łez, radości czy szczęścia. Dopiero tutaj,  w tym skromnym domku zrozumiał jak puste było jego dzieciństwo.
 Z zadumy wyrwał go wesoły głos Aturni:
    - Draco, no choć już ... ojejku ty jesz wolniej niż  ja....  - dziewczynka szybko złożyła kanapkę i wcisnęła do małego koszyczka. 
    - No choć ....wzięłam na zapas żebyś nie padł z głodu, obiecałam tatusiowi, że się będę tobą opiekować. - złapała Draco za rękę.
   Chłopak spojrzał na matkę. 
   - Myślę że ci nie odpuści, a i dla niej będzie lepiej -  Narcyza spojrzała wymownie na syna,skinieniem głowy wskazując drepczącą  niecierpliwie Aturinę.
   - Teraz jeszcze będę robił za niańkę, no nieźle... ciekawe co jeszcze....
    Gdy w końcu dziewczynce udało się wyciągnąć Draco za drzwi, Isla usiadła obok Narcyzy. Położyła drobną dłoń na ręce swojej młodzieńczej przyjaciółki. Po policzku Pani Malfoy spłynęła samotna łza.
   - Is....nie mamy dokąd pójść, wydarzyło się tak wiele strasznych rzeczy, tak wiele zła....- i zaczęła opowiadać o mężu dyktatorze,o wszystkich bezwartościowych latach jakie spędziła u jego boku, o Voldemorcie, śmierciożercach, wojnie oraz o wydarzeniach ostatnich dni, które przywiodły ich właśnie do niej.
   Isla żyjąca w swoim małym niebie słuchała tej opowieści z coraz większym zdumieniem i przerażeniem. Przecież jej córeczka miała właśnie wejść do tego świata. Czy będzie tam bezpieczna?
   Narcyza wyczuła tę troskę.
   - Aturnii nic nie grozi. Cały koszmar się już skończył. Tylko poplecznicy tego świrniętego czarnoksiężnika maja się czego obawiać. Niestety do nich należy również Lucjusz. Niech sobie radzi sam. Ja wystarczająco długo znosiłam upokorzenia swoje i Dracona. Jest tylko jeden sposób żeby zamknąć przeszłość ..... - spojrzała niepewnie na Islę.
    - Draco zostanie u nas.... tak...tu będzie bezpieczny, a Ty zrobisz to co musisz zrobić. Chętnie poszłabym z Tobą, ale ktoś musi nad nimi czuwać - zdecydowała szybko czarownica. 
    - Trevor zawsze chciał mieć syna, a Aturnia rodzeństwo, jednak Merlin pobłogosławił nas tylko naszym aniołkiem. 
    - Nawet nie śmiałam o to prosić. To niebezpieczne dla całej Twojej rodziny...nie mogę was narażać.
    - Ale to już postanowione i nie chcę słyszeć nawet słowa sprzeciwu. Pomyśl Narcyzo, zniknęłam z magicznego świata wiele lat temu, nie miałyśmy kontaktu ze sobą przez te wszystkie lata, większość mojej magicznej rodziny przeszła już na druga stronę, komu przyjdzie do głowy szukać mnie na tym odludziu?
 Przez te kilka dni Draco będzie bezpieczny. Do wioski jest daleko, tutaj też rzadko kto zagląda... 
    - A Trevor nie będzie miał nic przeciwko temu?
    - Kochana Trevor to najłagodniejszy człowiek pod słońcem, jeszcze  się nie zdarzyło, żeby komukolwiek odmówił pomocy. Niekoniecznie musi wiedzieć o tej całej wojnie i tych wszystkich strasznych rzeczach, jeszcze nie teraz .....wczoraj po raz pierwszy widział moje czary ...przyjdzie na to jeszcze czas.... przerwała bo do pokoju weszły dzieci.
    - Tak więc postanowione - i przytuliła serdecznie Narcyzę.
    - Co jest postanowione mamusiu?
    - A to,  kochanie że przez jakiś czas będziemy gościć Draco.           - Ale czad ....To tak jakbym miała brata....- entuzjastycznie zapiszczała Aturnia.
   
    Draco pytająco spojrzał na matkę. Takiego obrotu spraw się nie spodziewał. Nie mógł uwierzyć że chce zostawić  go samego. Nie teraz...Już miał odejść bez słowa, gdy usłyszał głos gospodyni:  

    - Chłopcze, w życiu już tak bywa ze gdy się jedno kończy, to inne się zaczyna. Aby można  było pójść dalej, trzeba rozliczyć się z przeszłością. Kocham Narcyzę jak siostrę, znam ją lepiej niż ci się wydaje i zapewniam cię, że gdyby była inna droga na pewno by z niej skorzystała. Doceń wysiłek matki która chce Cię chronić, nie narażając dodatkowo Twojego bezpieczeństwa. Będziesz tu naprawdę mile widziany, a co najważniejsze bezpieczny. 
    
 Spokój z jakim mówiła sprawił że cała złość, która przed chwila nim zawładnęła gdzieś wyparowała. Powoli podszedł  do matki i jak malutki chłopczyk, bez słowa się do niej przytulił. W tym geście zawarta była cała jego miłość, niepewność i strach. Od lat nie okazywał swoich uczuć,  nie przypuszczał nawet że jest do nich zdolny, ale teraz poczuł ulgę i wewnętrzny spokój. 

    Następnego ranka pożegnał się z matką. Nie do końca był przekonany o tym czy powinna iść sama, ale podporządkował się jej woli.
 Pozostało mu tylko czekanie. 
      Powoli aklimatyzował się w tym nowym dla niego otoczeniu. Jeszcze kilkanaście tygodni wcześniej nawet przez myśl by mu nie przeszło, że mógłby zamieszkać u mugola i (według tego co mu wpajano przez całe życie) zdrajczyni krwi. Jednak z upływem dni czuł się u nich coraz lepiej.
 Czasem pomagał Trevorowi w jego stolarni, początkowo niechętnie, w końcu mężczyzna był mugolem, jednak zafascynowały go drewniane cuda jakie wychodziły spod jego ręki, a do tego okazało się że jest bardzo zabawnym człowiekiem. Aturnia, która w końcu dowiedziała się że jest małą czarownicą  i idzie do Szkoły Magii i Czarodziejstwa, zadręczała Dracona pytaniami o Hogwart. Nie odstępowała go prawie na krok. Była namolna jak mała muszka, ale miała w sobie coś takiego, że poruszyła serca wszystkich. Nawet Draco nie potrafił się jej oprzeć. Lubił jej opowiadać o Hogwarcie,  potęgowało to jednak tęsknotę za magicznym światem. Czasami chodził na samotne spacery po lesie i nad pobliskie jezioro   i rozpamiętywał swoje dotychczasowe życie.
  Och, gdyby mógł użyć teraz zmieniacza czasu.... 

                                ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

     Hermiona wypadła z kominka w Norze z wielkim hukiem, czym nieźle przestraszyła Ginny i Rona. 
    - Oj przepraszam że tak bez zapowiedzi - tu wymownie spojrzała na Rona - ale muszę natychmiast porozmawiać z Harrym. 
    Ginny popatrzyła na rozczochraną, umorusaną sadzą dziewczynę. 
    - Wyglądasz jakby Cię goniła banda śmierciożerców....Co się stało? 
    - Jeszcze chyba nic, ale wydaje mi się ze wpadłam na trop Malfoyów. To już czwarty kominek z którego dziś wypadam - powiedziała usprawiedliwiając swój wygląd -  byłam już w Ministerstwie, na Grimmauld Place, u George'a, ale nigdzie nie mogłam go złapać. 
    - To szkoda że nas zostawiłaś sobie na sam koniec, bo od razu dowiedziałabyś się że Harry dostał rano z sowę z Hogwartu i udał się tam na kilka dni. -  burknął pod nosem Ron.
 Hermiona nie zwróciła szczególnej uwagi na ton wypowiedzi  "swojego chłopaka".Po tamtej kłótni w Hogwarcie, gdy obraził się na nią o to że wolała zostać w szkole, obiecała sobie, ze tym razem to nie ona wyciągnie pierwsza rękę na zgodę. W końcu nie był już dzieckiem, nie zamierzała za każdym razem ulegać jego zachciewajkom i humorkom. Przez te kilka tygodni nie próbował się z nią skontaktować, a teraz znowu zachowuje się jak pięciolatek. 
Nie miała ochoty na kolejną kłótnię. 
   - Dzięki Ron - powiedziała spokojnie i odwróciła się do przyjaciółki - Pozdrówcie rodziców i do zobaczenia w Hogwarcie, bo nie wiem czy będę w pociągu. Naprawdę chętnie bym została na małe ploteczki, ale to sprawa niecierpiąca zwłoki. - Uścisnęła szybko Ginny, przelotnie cmoknęła Rona w policzek i po raz kolejny tego dnia weszła w szmaragdowe płomienie.
    
  Chłopak wpatrywał się w miejsce zniknięcia Hermiony.
   - Sprawa niecierpiąca zwłoki....na wszystko ma czas tylko nie dla mnie.... wpadła na trop Malfoyów.... od kiedy to Malfoy jest ważniejszy od własnego chłopaka.... - jego twarz przybrała kolor purpury, co w zestawieniu z rudymi włosami stanowiło ciekawe zestawienie. 
   Ginny popatrzyła na brata ze złością :
   - A ty oczywiście nie masz sobie nic do zarzucenia prawda? - od tygodni nawet nie próbowałeś z nią się spotkać ani porozmawiać,na zebraniach Zakonu traktowałeś ją jak powietrze, ani razu nie odwiedziłeś jej w szpitalu, nie wsparłeś w trudnych dla niej chwilach, a uwierz mi że nie chciałbyś być teraz w skórze Hermiony. Zaszyłeś się pod fartuszkiem u mamusi, bo tak ci było wygodnie, zbijasz bąki całymi dniami i tak naprawdę nic cię nie obchodzi, bo twoje wyimaginowane męskie ego zostało urażone. 
 Ron przemyśl własne postępowanie, a dopiero później miej pretensje do całego świata. Na całe szczęście nie jesteś jego pępkiem, bo cofnęlibyśmy się do epoki kamienia łupanego. - Nie czekając na reakcję brata poszła do swojego pokoju.
   Ron zaczerwienił się jeszcze bardziej. Opadł na fotel ....Jeszcze będzie mnie błagała, kim ona jest żeby się tak wywyższać.... Nie pozwolę się tak traktować....  i wziął ze stołu ostatni numer "Przeglądu Quidditch'a".

                                 ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
  

  Hermiona po raz kolejny tego dnia wyszła z płomieni kominka, tym razem w swoim pokoju w Hogwarcie, który zajmowała podczas remontu szkoły. Szybko doprowadziła się do porządku i wyszła na poszukiwanie Harry'ego. Skierowała się do gabinetu dyrektorki. Zapukała delikatnie do drzwi. Odpowiedziała jej cisza. Rozejrzała się bezradnie.... I gdzie ja mam ich teraz szukać ?
    Usiadła na wewnętrznym dziedzińcu żeby przez chwilę w spokoju pomyśleć. Z zadumy wyrwał ją odgłos przesuwających się kamieni.Cofnęła się kilka kroków i przyjrzała uważnie fontannie.
Dopiero teraz zauważyła że posągi orłów zostały zastąpione przez płaczące feniksy....Dwa z nich zwrócone były teraz ku sobie, a miedzy nimi ukazało się wejście do tunelu.
  Hermiona zacisnęła rękę na różdżce. - Co u licha? - pomyślała. 
Chwilę później odetchnęła z ulgą, gdy zobaczyła wychodzącego z tunelu Harry'ego, Profesor McGonagall i  dwóch nieznanych jej mężczyzn. Po strojach zorientowała się że są z Ministerstwa.
     Harry na widok przyjaciółki uśmiechnął się szeroko:
   - Dopiero przed chwilą rozmawialiśmy o tym żeby cię tu ściągnąć, a ty już tu....skąd wiedziałaś? - zapytał przytulając dziewczynę w geście powitania.
   - Co niby wiedziałam?.. szukam cię od kilku godzin - Dzień dobry Pani Profesor zwróciła się w stronę dyrektorki - co tu się właściwie dzieje? - spojrzała w stronę tajemniczego wejścia.
    - Odkryliśmy to wejście podczas stawiania nowych posagów fontanny - westchnęła dyrektorka - na końcu jest jakieś zamknięte pomieszczenie, próbowaliśmy je otworzyć...no cóż, Hogwart kryje jeszcze wiele niezbadanych tajemnic... a Ciebie co tu sprowadza drogie dziecko, myślałam że spotkamy się dopiero we wrześniu..
    - Właściwie to mam pilną sprawę do Harry'ego, ale czy możemy porozmawiać w Pani gabinecie? Przy okazji chciałabym zapytać o coś profesora Snape'a. 
    - Widocznie masz ku temu ważny powód, ale uprzedzam ... Severus ostatnio nie jest zbyt rozmowny.
    Gdy dotarli do gabinetu Hermiona rozejrzała się po ścianach. Portrety Snape'a i Dumbledore' a drzemały w najlepsze.Usiedli na gustownych sofach:
    - No więc szukałam Harry'ego ponieważ w Mungu leży kobieta o niezidentyfikowanej do tej pory tożsamości. Co gorsza trudno byłoby ją rozpoznać  komukolwiek, jej skóra powoli zamienia się w kamień, a uzdrowiciele są bezradni....byłam obecna przy odzyskaniu przez nią przytomności , niewiele powiedziała, jednak prosiła o rozmowę z Harry'm. To mnie zastanowiło...ale jej oczy i głos...Harry ja mam prawie stuprocentową pewność że to matka Malfoy'a. Oni są poszukiwani  całą rodziną?
    - Nie, tylko Lucjusz jest na liście poszukiwanych z nakazem natychmiastowego zatrzymania i uwięzienia, natomiast Draco z matką powinni zostać przesłuchani, żeby sąd mógł wydać wyrok o ich winie lub niewinności. Jest prawie pewne że zostaną oczyszczeni z zarzutów. Ale cała trójka zapadła się pod ziemię.
     Hermiona zauważyła że Albus Dumbledore przysłuchuje się ich rozmowie z zaciekawieniem. 
   - Severusie, nie udawaj że śpisz -z portretu rozległ się spokojny głos byłego dyrektora . - Myślisz o tym co ja? - Kamienna skóra? Panno Granger, jest pani tego pewna?
    - No.... tak to właśnie wyglądało, ja nie dotykałam... ale tego określenia właśnie użył Martinus.
   - Severusie myślisz że to możliwe? 
   - Reguli obtutum? ... absurd. Nigdy nie udokumentowano użycia tej klątwy. To mit.... - odezwał się szorstko Snape.
   - Co to jest reguli obtutum? Niech Pan nie zapomina Profesorze, że insygnia śmierci to też była tylko legenda. A jednak ... przerwał mu Harry.
   - Spojrzenie bazyliszka, albo inaczej  kamienny strażnik... według pradawnego podania , to klątwa nakładana na wejście skarbca lub innego pomieszczenia. Wszyscy, którzy bez użycia zaklęcia wstępu, wychodzili z takiego miejsca, zamieniali się w kamień. - Dumbeldore zamyślił się. - Jak Severus słusznie zauważył: to mit, ale czy znaczy to, że jest to niemożliwe? 
   - Harry myślę że nasze znalezisko będzie musiało poczekać, kimkolwiek jest ta kobieta, może nie mieć zbyt wiele czasu. 
  Harry skinął głową. 
Po kilku minutach znaleźli się w pokoju Hermiony.
   - Nieźle się tu urządziłaś - Harry rozejrzał się po ciekawie urządzonym pokoju.
   - To taki mały łącznik z domem - westchnęła - będzie mi go brakowało po rozpoczęciu roku - Idziemy?....Czas nagli...
     Weszli w płomienie kominka.     

czwartek, 17 września 2015

# 4 #

        W tym samym czasie, kiedy Hermiona Granger doznała olśnienia i próbowała potwierdzić tożsamość tajemniczej pacjentki, w innej czesci Brtyanii, wysoki, szczupły chłopak szedł powoli wąską dróżką prowadzącą przez bardzo stary las. Olbrzymie drzewa do złudzenia przypominały mu inny, zakazany dla uczniów las rozciągający się nieopodal Hogwartu. Samotne spacery wśród drzew i brzegiem jeziora do którego prowadziła dróżka były ostatnio jego jedyną rozrywką. Musiał zadowalać się swoim towarzystwem, unikać ludzi, zwłaszcza tych magicznych. Miał jedynie nadzieję, że już niedługo będzie mógł wyjść z ukrycia. A jeśli nie? Jeśli do końca życia będzie musiał uciekać? Czuł się taki malutki niczym nieśmiałek. Jak banita, wyjęty spod prawa, wróg publiczny numer jeden. On, Draco Malfoy, arystokrata najczystszej krwi (zaśmiał się szyderczo w duchu) - i co mi z tego przyszło - pomyślał - ukrywanie się w jakiejś mugolskiej wiosce w Północnej Walii.

        Usiadł na olbrzymim głazie w osłoniętej przez drzewa malutkiej zatoczce. Patrzył na nieruchomą taflę jeziora, którego zwieńczeniem na horyzoncie było pasmo górskie...brakowało tylko zamku ....jego szkoły ....Hogwartu. W tamtej chwili oddałby całe złoto, jakie zgromadził jego ojciec, za możliwość powrotu do szkoły, ale wiedział że szanse na to są raczej marne. Matka co prawda obiecała mu, że zrobi wszystko, żeby tylko nie trafił do Azkabanu, ale co ona mogła...Chociaż zaimponowała mu tą ucieczką. Nigdy nie przypuszczał, że jest w stanie zrobić cokolwiek przeciwko ojcu. Oczami wyobraźni zobaczył jakiej furii dostał jego ojciec, kiedy odkrył że zniknęli - o dziwo sprawiło mu to przyjemność. Widok dumnego pana Malfoya miotającego się w bezsilności. Od momentu, kiedy Lucjusz Malfoy wprost złożył go w ofierze Czarnemu Panu, kiedy pozwolił na naznaczenie swojego jedynego syna mrocznym znakiem, Draco stracił do niego wszelkie synowskie uczucia. Tamtego dnia  zrozumiał, że jego ojciec jest największym tchórzem  w całej galaktyce. Poświęcił go jak ciele ofiarne, byle tylko uratować swoją skórę. Tamtego dnia stał się półsierotą, choć nadal bał się swojego ojca. Ale to był strach przed jego nieobliczalnością, a nie synowski respekt.
         Matka natomiast coraz bardziej go zadziwiała. Najpierw ta wieczysta przysięga ze Snape`m, później okłamała Voldemorta, była naprawdę znakomita oklumentką, a teraz uciekła od ojca. zaplanowała wszystko z najdrobniejszymi szczegółami....Nie, tego nigdy by się po niej nie spodziewał.
najgorsze było jednak to, że od  tygodnia nie miał od niej żadnych wiadomości.
Tamtej nocy, gdy uciekli   miał nadzieję na lepsze jutro, a zamiast tego ogarniała go coraz większa beznadzieja. Jeszcze nigdy w swoim niespełna osiemnastoletnim życiu nie czuł takiej pustki i strachu. A jeśli coś jej się stało? Oby tylko nie wpadła w łapy ojca. On nigdy nie wybaczy jej tej ucieczki....nigdy.
   Dopiero teraz uświadomił sobie, że pracownicy biura aurorów nie są w tej chwili tak niebezpieczni dla niego, jak właśnie Lucjusz Malfoy i pozostali śmierciożercy, którzy jeszcze do tej pory nie trafili do Azkabanu. To ich najbardziej powinien się obawiać. Coraz bardziej martwił się o matkę.
 Co prawda przybyli do Llanberis mugolskim pociągiem, bez używania jakiejkolwiek magii, ale Draco nie do końca wiedział czy nie można go namierzyć przy pomocy mrocznego znaku.
  -Muszę być bardziej czujny...i gotowy - pomyślał i zacisnął swoje szczupłe palce na różdżce sprytnie ukrytej pod koszulką.
     Słońce chowało się już za szczyty gór otaczających jezioro. Draco z wielką niechęcią podniósł się z kamienia. Musiał wracać, choć wcale nie miał na to najmniejszej ochoty. Obiecał jednak matce że nie będzie sprawiał kłopotów jego tymczasowym opiekunom.

                                                 ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~                      

     Isla i Trevor Green byli na pozór zwykłym mugolskim małżeństwem. Mieszkali na odludziu,prawie dwie mile od wioski Llanberis w skromnym ale bardzo przytulnym domku. Taka lokalizacja bardzo im odpowiadała, mieli bowiem swój mały sekret.
Isla była czarownicą, ale bardzo rzadko używała czarów. Z tego co wiedzieli w ich okolicy nie mieszkał żaden inny przedstawiciel czarodziejskiego świata, ale drobnej, pogodnej i wiecznie uśmiechniętej brunetce wcale nie brakowało kontaktów z czarodziejami. Miała swojego Trevora, ciepłego i dobrodusznego mugolskiego stolarza, i przecudnej urody jedenastoletnią córkę Aturnię.Niczego więcej nie potrzebowała do szczęścia, więc z upływem lat powoli wycofała się z czarodziejskiego życia. Z resztą cała ta magia nie za bardzo ją kręciła. Fajnie było robić magiczne sztuczki, ale tylko w szkole... nie mogła pokazać ich swoim mugolskim przyjaciołom, i to wieczne uważanie żeby nie narazić czarodziejskiego świata na ujawnienie.
Hogwart skończyła jako jedna z najlepszych, dostała intratną posadę w Ministerstwie Magii i zapewne pracowałaby tam do dzisiaj, gdyby nie poznała Trevora.
Niełatwo było jej wyznać ukochanemu że jest czarownicą. Gdy w końcu zdecydowała powiedzieć mu prawdę o sobie, młody chłopak zniknął bez słowa na trzy dni. Pomyślała że to koniec, że będzie musiała zgłosić w ministerstwie, że wymażą mu pamięć.... Jednak w niedzielny wieczór chłopak stanął w w drzwiach jej pokoju z ogromnym bukietem jej ukochanych białych lilii i wyrecytował:

                                     Czarownica lub nie, i tak swe życie z tobą spędzić chcę
                                              bo ponad wszystko KOCHAM CIĘ

Była najszczęśliwszą kobietą na ziemi. Swoją radością postanowiła podzielić się swoim szczęściem z jedyną przyjaciółką jaką kiedykolwiek miała, z Narcyzą Malfoy Kilka miesięcy wcześniej była druhną na jej ślubie. Za Lucjuszem nigdy nie przepadała, on z resztą za nią również. Ten człowiek był opętany na punkcie czystości krwi, a że ona nie do końca była w stanie udowodnić czystość swojej .....no ale cóż na szczęście to nie był jej problem....
      Napisała do Narcyzy długi list, jak najszybciej chciała podzielić się z przyjaciółką swoim szczęściem. Do listu dołączyła zaproszenie na swój ślub. Jakież było jej zdziwienie gdy zamiast odpowiedzi od Narcyzy dostała krótką notatkę od Lucjusza....

     Zawsze podejrzewałem cię o szlamowatość, a nawet jeśli płynie w tobie czysta krew, to teraz ją zeszlamowacisz...trzymaj się od mojej rodziny z daleka bo inaczej ty i twój mugolak posmakujecie 
cruciatusa....i raczej nie radzę dzielić się treścią tego listu z nikim z ministerstwa.... zemsta będzie okrutna..... L.Malfoy
  

Od tamtego listu minęło już dwadzieścia lat. Przez ten czas nie miała żadnego kontaktu z Narcyzą. Czasem pozwalała sobie na wspominanie czasów szkolnych, długich nocnych rozmów z przyjaciółką, przygotowań do bali.....wypadów do Hogsmeade. Zastanawiała się jak też potoczyło się jej życie u boku tego potwora. Pomimo upływu lat bardzo tęskniła za Narcyzą. Pamiętała doskonale jaka była zagubiona i nieśmiała w pierwszych dniach swojego pobytu w Hogwarcie, jak Narcyza z ogromną pewnością siebie i z niemal matczyną troską opiekowała się nią i wprowadzała w szkolne życie.
     No cóż, los nie zawsze jest łaskawy i daje wszystko czego byśmy chcieli. Ona w nagrodę dostała wspaniałego męża i cudowną córkę. Jednak intuicja podpowiadała jej ze Narcyza nie miała tyle szczęścia.
    I tak żyli sobie w szczęściu i harmonii przez lata w swoim domku na odludziu, kiedy nadszedł ten dzień którego tak bardzo się obawiała. Aturnia niedawno skończyła 11 lat a to oznaczało tylko jedno. Niebawem przyjdzie list z Hogwartu, list zawiadamiający o przyjęciu jej najsłodszego skarbu w poczet uczniów Szkoły Magii i Czarodziejstwa. Choć miała nadzieję że jakimś cudem Ministerstwo pominie jej córeczkę, to wiedziała ze to raczej mało prawdopodobne. Dzieci czarodziejskiego pochodzenia zapisane są do Hogwartu od urodzenia. Tak bardzo nie chciała rozstawać się na długie miesiące ze swoim czarnookim aniołkiem.Ale czy miała prawo odbierać córce możliwość poznania czarodziejskiego świata? To że sama z niego zrezygnowała, nie oznaczało że ma nie pozwolić swojej córce dokonać wyboru, tym bardziej że Aturnia była zafascynowana swoimi umiejętnościami magicznymi, które u dziewczynki objawiły się dość wcześnie. Umiała również nad nimi w niespotykany sposób, jak na jej wiek, panować.
 Isla wiedziała że dziecko ma ponadprzeciętne zdolności, tak samo jak wiedziała że dzień rozstania zbliża się wielkimi krokami.
 Faktem było również że poprzez swoje nieuczestniczenie w magicznym życiu, nie miała bladego pojęcia o niedawnych wydarzeniach, o wojnie czarodziejów, O Voldemorcie i wielkiej Bitwie o Hogwart.
    Tak jak przypuszczała jej nadzieje były płonne. List przyszedł w pierwszym tygodniu sierpnia.
Wieczorem, gdy Aturnia leżała juz w swoim pokoju, Isla opowiadała mężowi o Hogwarcie, ulicy Pokątnej, magicznych stworzeniach,o swoich przygodach w szkole.Widziała w oczach Trevora niepewność i niedowierzanie.
  - Trevor, kochanie ja też się nie chcę z nią rozstawać, ale to płynie w jej krwi. nic nie poradzimy na to, że odziedziczyła po mnie czarodziejstwo, ale nie możemy jej odebrać możliwości wyboru - westchnęła - wiesz że kocham ją ponad życie, ale taka jest kolej rzeczy. To tak. jakbyśmy wysłali ją do jakiejś elitarnej szkoły z internatem, a jeśli będzie jej tam źle lub nie będzie jej się podobać, zawsze będzie mogła wrócić do domu - skończyła mówić łamiącym się głosem i mocno wtuliła się w opiekuńcze ramiona swojego męża.
   - Niech i tak będzie....  w końcu ta szkoła wychowała taką cudowna osóbkę jak Ty....chociaż mam jeden warunek.... wiem że przez te wszystkie lata jakie spędziłaś ze mną świadomie rezygnowałaś z magii...wiem że zrobiłaś to dla mnie...dla naszego spokoju i szczęścia....ale chciałbym poznać wasz świat...zawsze byłem ciekawy jak on wygląda....a teraz skoro ma się stać również światem drugiej najważniejszej w moim życiu kobietki.....to jak ? umowa stoi?? - i uśmiechnął się zalotnie jeszcze mocniej przytulając żonę.
   - Masz to kochany jak u Gringotta
   - Jak u kogo??
   - Hmmm, po mugolsku to będzie ...że masz to jak w szwajcarskim banku - roześmiała się widząc kolejne pytanie w oczach męża. - Cierpliwości kochany .... powolutku .... edukacje zaczniemy już niedługo na ulicy Pokątnej, gdzie będziemy musieli udać się na zakupy. A jutro opowiemy naszemu skarbowi jakie to zmiany nastąpią niedługo w jej życiu.

      Kiedy już mieli  udać się do sypialni usłyszeli cichutkie pukanie do drzwi. Spojrzeli na  siebie zdziwieni. Z uwagi na odludzie na jakim mieszkali rzadko miewali gości nawet w dzień, a co dopiero o tak późnej porze. Trevor ostrożnie podszedł do drzwi:
   - Kto tam? - zapytał pewnym głosem.
   - Przepraszam że o tak późnej porze zakłócam spokój, ale czy tu mieszka Isla Sevry? - zapytał słaby kobiecy głos.
Trevor spojrzał na żonę. Przecież nikt z ich znajomych nie pytałby o Islę używając jej panieńskiego nazwiska. To był ktoś obcy....
   - Nazywam się Narcyza Mal....- głos dochodzący zza drzwi nie zdążył się przedstawić do końca, kiedy te stanęły otworem.
    - Na duszę Merlina - krzyknęła Isla - nie wierzę, to naprawdę ty Narcyzo?
    - Jak mnie znalazłaś? Wejdź kochana.... - dopiero teraz zauważyła stojącego w cieniu Narcyzy  młodzieńca. Spojrzała w jego szaroniebieskie oczy i zobaczyła w nich niepewność... strach....
Zawahała się przez ułamek sekundy...ale przecież to nie był Lucjusz ...chociaż ten młodzian wyglądał jak replika człowieka który przed laty rozdzielił ją z przyjaciółką.
    - No już wchodzicie - zaraz zrobię coś ciepłego do picia . Trevor skarbie to jest moja przyjaciółka z lat szkolnych....Narcyza, a to jak się domyślam musi być twój syn kochana?
    Pani Malfoy skinęła tylko delikatnie głową.
    - Is ...przepraszam za to najście, ale jesteś chyba jedyną osobą do której miałam odwagę się zwrócić.  Wiem że upłynęły długie lata . przepraszam że wcześniej nie miałam odwagi Cie odnaleźć, ale chyba wiesz dlaczego.....
     - Taaaa....twój mąż....- Isla uważniej przyjrzała się siedzącej kobiecie. Dziwnie wyglądała w mugolskich ubraniach, to było do niej niepodobne. Jej twarz ....poszarzała a oczy przepełnione niepewnością. - tak - pomyślała - w jej życiu musiało stać się coś strasznego....
     - Widzę że rozpaczliwie potrzebujecie snu - jutro mi wszystko opowiesz....a teraz musicie odpocząć.
 Wyszła na chwile z pokoju, po chwili wróciła trzymając w jednej ręce dwa puszyste pledy, a w drugiej swoją różdżkę....która do tej pory leżała bezpiecznie ukryta w sypialni.
    Kilkoma ruchami ręki zamieniła krzesła w dwa wygodne łóżka , wyczarowała poduszki, rozścieliła pledy. Pomyślała jeszcze chwilę i po kolejnym machnięciu różdżką pojawiła się ściana z drzwiami tworząc oddzielny pokój, przy czym dotychczasowy nie stracił nic ze swoich wymiarów.
    Trevor patrzył na wyczyny żony z szeroko otwartymi ustami....
    - A teraz kochany pozwólmy im odpocząć, bo jeszcze chwila a usną na stojąco -  uśmiechnęła się promiennie - a jutro wszystko mi opowiesz Narcyzo, cokolwiek by to nie było na pewno znajdzie się jakieś rozwiązanie.
   Machnęła jeszcze raz różdżką i na stole pojawił się talerz pełen kanapek i dwa kubki z gorącą herbatą. Wzięła męża za rękę i skierowali się w stronę sypialni.
    Kiedy chwyciła za klamkę usłyszała niepewny głos młodzieńca:
    - Draco, mam na imię Draco - i dziękuję...bardzo....
Isla odwróciła się do chłopaka, uśmiechnęła się ciepło:
    - Nie ma za co drogie dziecko.... nigdy nie jest tak źle, żeby nie mogło być gorzej.....śpijcie spokojnie, tu jesteście bezpieczni....i zniknęła za drzwiami sypialni.
     Nie musiała być czarownicą żeby zorientować się, że w życiu tej dwójki wydarzyło się coś strasznego. Pomna gróźb Lucjusza nałożyła na dom jeszcze kilka zaklęć zabezpieczających. Spojrzała na Trevora, a ten nie czekając na jej pytanie powiedział:
      - Ta twoja magia coraz bardziej zaczyna mi się podobać, choć tu moja mała czarownico....
W sumie to trochę brakowało jej czarostwa....była w tym przecież mistrzynią...i  była zadowolona że sprawy przybrały tak niespodziewany obrót.
      - Kochany dla ciebie stanę się znowu czarownicą....jeśli tylko tego chcesz.... ale teraz już śpijmy, bo jutro czeka nas dzień obfitujący w niespodzianki....