sobota, 29 sierpnia 2015

# 2 #

     Hermiona Granger usiadła przy stoliku w przyszpitalnej herbaciarni z kubkiem gorącej czekolady. Coraz więcej czasu spędzała w św. Mungu. Pomimo tego, że w ciągu ostatnich tygodni nie mogła narzekać na nudę, wciąż nie mogła się odnaleźć w nowej rzeczywistości.  
Od ostatecznej Bitwy o Hogwart minęło już półtora miesiąca. Została w zrujnowanej  szkole, bo i dokąd miała pójść? Nie chciała wracać do swojego mugolskiego domu, nie poradziłaby sobie ze wspomnieniami w samotności.
    Państwo Weasley zapraszali ją do Nory, ale nie chciała zakłócać swoją obecnością ich żałoby po stracie syna, no i nie chciała mieć za dużo wolnego czasu na rozmyślania. Między innymi właśnie o to pokłóciła się  Ronem. On jak zwykle myślał tylko o sobie.  A w Hogwarcie przynajmniej była potrzebna. Pracy było bardzo dużo, wiec na myślenie nie pozostawało jej zbyt wiele czasu. 
Wspólnie z profesor McGonagall, która została nominowana na dyrektora szkoły, organizowała prace związane z odbudową zamku. Jednak pomimo tego, że wieczorami padała ze zmęczenia, bez eliksiru słodkiego snu nie była w stanie zasnąć. Ledwie zamykała oczy widziała przed sobą wykrzywioną twarz Bellatriks Lestrange, a każdą komórką swojego ciała odczuwała ból, tak realny, że wiła się w konwulsjach. Eliksir był dla niej wybawieniem. Codziennie zastanawiała się, czy jeszcze kiedykolwiek będzie w stanie bez niego zasnąć.

      Kiedy odbudowa Hogwartu szła pełną parą, a czarodzieje pracowali jak jedna dobrze naoliwiona maszyna, Hermiona miała coraz mniej obowiązków. Co prawda były jeszcze zebrania Zakonu Feniksa, który we współpracy z Biurem Aurorów zajmował się obecnie ściganiem i wyłapywaniem zbiegłych śmierciożerców, ale dla dziewczyny to było za mało. Cały czas jej czegoś brakowało. Coraz częściej myślała o rodzicach, wiedziała, że są bezpieczni.... ale tak bardzo za nimi tęskniła.

  Kilka dni wcześniej podczas zebrania Zakonu zapytała:
  - Czy mamy jakieś kontakty w Australii?
Większość zgromadzonych spojrzała na nią ze zdziwieniem. Dopiero teraz uświadomiła sobie, że poza Harrym i Ronem nikt nie wiedział o tym, że aby zapewnić swoim najbliższym bezpieczeństwo częściowo zmodyfikowała im pamięć i wysłała właśnie do Australii.
 - Dlaczego interesuje cię właśnie Australia? Czyżbyś chciała nas opuścić? - zapytał Percy.
Hermiona wzięła głęboki oddech i opowiedziała, co zrobiła przed wojną.
 - A teraz chciałabym ich odnaleźć i sprowadzić do domu — zakończyła cicho.
Minerwa McGonagall spojrzała na nią przerażonym wzrokiem:
  - Na brodę Merlina dziewczyno coś ty narobiła?- powiedziała  przerażonym głosem — dlaczego nie zwróciłaś się do nas? Przecież ukryliśmy wujostwo  Harry'ego, to zabezpieczylibyśmy i twoich rodziców....- czarownica pokręciła głową i jakby sama do siebie szepnęła — dlaczego nikt o to nie zadbał....takie niedopatrzenie...takie niedopatrzenie.....
Po krótkim zastanowieniu odezwała się:
  - Panno Granger... samo odnalezienie pani rodziców nie powinno stanowić problemu — tu skinęła głową w kierunku Percy'ego. Młody mężczyzna przemknął powieki i lekko schylił głowę na znak, że rozumie — problem widzę jednak gdzie indziej. Modyfikowanie pamięci może nieść za sobą nieodwracalne skutki. Nie zawsze udaje się cofnąć zaklęcie i znano przypadki ....że tak powiem.....pomieszania zmysłów....
  - Profesor Lockhart — szepnęła Hermiona 
  - Tak, na przykład on — odparła dyrektorka, wstając z krzesła i podchodząc do kominka.
 - Oczywiście zapewnimy im jak najlepszą opiekę. A teraz proszę, wybaczcie, ale na mnie już czas. Rok szkolny zbliża się wielkimi krokami, a przecież nie chcemy przyjąć uczniów w zrujnowanym zamku — delikatnie się uśmiechnęła i już jej nie było.
  Zaledwie po czterech dniach od tamtej rozmowy, siedząca w hogwarckiej bibliotece Hermiona zauważyła niepewnie zbliżającą się skrzatkę.
  - Panienko — szepnęła skrzatka — jest  Panienka proszona do gabinetu naszej Pani Dyrektor.... - i dygnęła niepewnie.
Hermiona powoli wstała od biurka, pogłaskała delikatnie skrzatkę po głowie i równie cicho powiedziała — dziękuję kochana — i odeszła. Kątem oka zauważyła zdziwienie w oczach posłanniczki..... kolejny skrzat, który nie zaznał zbyt wiele dobra od ludzi .... 
     Po kilku minutach dotarła do gabinetu dyrektorki,  przejście było otwarte, wiec wspięła się po schodach i delikatnie zapukała do drzwi.
  - Wejdź  Hermiono — usłyszała głos swojej opiekunki. 
Jedno spojrzenie na profesor McGonagall wystarczyło dziewczynie, by zrozumieć, że coś się stało.
  - Właśnie dostałam wiadomość, że Twoi rodzice zostali odnalezieni i mają się dobrze — uśmiechnęła się ciepło — w tej chwili są w drodze do szpitala św. Munga....
 - Ale.....ale czemu do szpitala.....przecież przed chwilą powiedziała Pani, że nic im nie jest...- szepnęła łamiącym się głosem — to moja wina ....tak?
  - Nie  Hermiono, to nie jest twoja wina, zaklęcie było perfekcyjnie użyte, jednak byli pod jego wpływem zbyt długo. Potrzebna jest dłuższa kuracja, żeby je całkowicie cofnąć bez większej szkody dla ich umysłów. Oczywiście, nie będę Cię dłużej zatrzymywać drogie dziecko, chociaż będzie mi ciebie tutaj brakowało.
    Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko. Wielki ciężar spadł jej z serca:
   Wszystko się ułoży, w Mungu mają najlepszych w całym czarodziejskim świecie uzdrowicieli...pomyślała. 
Podbiegła do czarownicy i serdecznie ją wyściskała:
  - DZIĘKUJĘ i przepraszam za moją głupotę, dopiero wtedy na zebraniu uświadomiłam sobie jaką krzywdę mogłam im zrobić, nigdy bym sobie tego nie wybaczyła....
  - Chciałaś ich chronić, to zrozumiałe — McGonagall uśmiechnęła się — a teraz już zmykaj i oczywiście czekam na wiadomości. Odwróciła się i wzięła z biurka kawałek pergaminu.

                             Martinus Derwent
                                 uzdrowiciel

  - To młody, ale bardzo zdolny uzdrowiciel, specjalizuje się w beznadziejnych  przypadkach — powiedziała dyrektorka — potomek naszej Dilys — i wymownie spojrzała na portret jednej z najznamienitszych dyrektorek Szkoły Magii i Czarodziejstwa. Twoi rodzice będą naprawdę w dobrych rękach.
   - Jeszcze raz dziękuję i do zobaczenia Pani Profesor. Będę w stałym kontakcie, mam tu przecież jeszcze trochę pracy.

    Najszybciej jak mogła, udała się do pokoju, który tymczasowo zajmowała, aby zabrać najniezbędniejsze rzeczy.  Szybko dokończyła plan prac na najbliższe kilka dni i po kilkunastu minutach stała przed kominkiem. Weszła w  szmaragdowe płomienie....

2 komentarze:

  1. Dobrze, że odnaleźli rodziców Hermiony mam nadzieję, że będzie z nimi dobrze ;)

    OdpowiedzUsuń